„To pierwsza wizyta prezydenta Ukrainy nad Wisłą od długiego czasu. Co przywiodło Wołodymyra Zełenskiego do Polski?”, pyta na łamach tygodnika „Do Rzeczy” Piotr Semka.
Publicysta wylicza problemy polityczne i dyplomatyczne, z jakimi w ostatnim czasie boryka się kijów. „Niemcy pogrążone w politycznym kryzysie porzuciły na czas swojej kampanii wyborczej rolę głównego adwokata Ukrainy. Wśród zachodnich sąsiadów Ukrainy wytworzyła się grupa państw niekryjących dystansu wobec Kijowa – to Węgry, Słowacja, Rumunia, do których niedługo dołączy Austria. Siła wsparcia Paryża i Londynu nie jest jasna. A tego, jaką politykę wobec wojny ukraińsko-rosyjskiej przyjmie Donald Trump, nikt nie jest w stanie do końca przewidzieć”, wskazuje.
Według autora „Do Rzeczy” nic dziwnego, że w tej sytuacji Zełenski postanowił odwiedzić Warszawę.
Wesprzyj nas już teraz!
Sama wizyta przebiegła bez większych niespodzianek. Prezydent Ukrainy z jednej strony mówił o potrzebie pomocy dla swojego kraju, a z drugiej nie wydobył z siebie ani jednej konkretnej deklaracji w sprawie zasad i terminarzu ekshumacji Polaków na Wołyniu.
O ekshumacjach mówił głównie Donald Tusk, ogłaszając, że przełom w tej kwestii już nastąpił. „Dlaczego Tusk wybrał rolę kogoś, kto tak chętnie żyruje politykę ukraińską bez wyraźniejszych deklaracji Zełenskiego?”, pyta Piotr Semka. Odpowiedź jego zdaniem jest prosta? To działanie na rzecz krajowej polityki. Tusk próbuje przekonać Polaków, że „potrafi coś z Ukraińcami załatwić”, a PiS nie dość, że jest bezradny, to w dodatku „knuje coś po cichu z Putinem”.
„Wchodząc w taką grę, Tusk uwiarygadnia domniemane porozumienie bez pewności, czy ewentualny przełom będzie nim naprawdę. Bez jasnej wiedzy, jak szeroko zakrojone mają być prace poszukiwawcze, i bez jasnych deklaracji, czy w ustawodawstwie ukraińskim wprowadzone zostaną przepisy przyśpieszające procedury, które dotąd grzęzły w labiryntach administracji Ukrainy”, podsumowuje Piotr Semka.
Źródło: tygodnik „Do Rzeczy”
TG