Osławione plakaty przypominające, że „konkubinat to grzech”, wciąż irytują „katolików otwartych”. Po kilku tekstach poświęconych tej akcji „Tygodnik Powszechny” publikuje kolejny artykuł, przestrzegając przed „świeceniem Dekalogiem po oczach” – czym w mniemaniu księdza (sic!) Andrzeja Draguły, mają być szeroko komentowane billboardy.
Ksiądz Draguła komentuje na łamach krakowskiego pisma kilka kampanii billboardowych zorganizowanych przez środowiska kościelne i katolickie w ciągu ostatnich tygodni. Komentuje akcję „Karol Wojtyła. Twój kandydat w codziennych wyborach” oraz przedświąteczną kampanię zadającą pytanie o obecność Chrystusa w życiu Polaków. W swym tekście zatytułowanym „Ewangelia billboardowa” gani jednak pomysł kampanii „Konkubinat to grzech”.
Wesprzyj nas już teraz!
Duchowny rozpoczyna swój tekst doprawdy zdumiewającymi słowami: „Gdy się chce świecić Dekalogiem po oczach, można kogoś oślepić, zamiast rozjaśnić mu drogę”. Tymi słowami „TP” zdaje się wkraczać w nowy etap rozwoju „katolicyzmu otwartego” – czyżbyśmy mieli teraz chować Dekalog do szafy? Aby nie urazić (oślepić) grzeszników?
Autor dziwi się, że twórcy kampanii przypominają szóste przykazanie – „Nie cudzołóż”. „Każdy wie, że taka jest norma moralna obowiązująca ludzi wierzących. Pomysłodawcom plakatu chyba się wydaje, że wystarczy tylko przypomnieć, skąd się ta norma wzięła i kto ją ustanowił, aby była bardziej przestrzegana. Konkubinat to grzech, ponieważ jest przekroczeniem przykazania, które dane jest nam przez Boga – zdaje się wołać plakat. Ale czy to jest w ogóle skuteczna argumentacja?” – pyta ksiądz Draguła. „Wyobraźmy sobie reklamę społeczną, której autorzy chcą nas przestrzec przed jakimś nagannym zachowaniem obwarowanym normą prawną i grożącym sankcjami. Do jakiego argumentu będą się odwoływać jej pomysłodawcy? Że takie zachowanie jest zakazane? Nie, bo prawdopodobnie wszyscy o tym wiedzą. Że grozi za nie jakaś kara? Nie, bo prawdopodobnie wszyscy sobie zdają z tego sprawę, choć może nie znają szczegółów. A więc do czego będzie się odwoływać? Ano do konsekwencji, do szkodliwości napiętnowanego czynu” – kontynuuje autor.
Ksiądz pisze także, że gdyby ktoś przygotowywał akcję przeciwko wyrzucaniu śmieci do lasu, nie pisałby że jest to zakazane, ale dlaczego jest to szkodliwe. Czyżby zielonogórski kapłan nie wiedział, że na przyleśnych drogach widnieją czytelne znaki zakazu wyrzucania doń śmieci, a nie pogłębione informacje o szkodliwości tego czynu?
Autor komentarza w „Tygodniku Powszechnym” uważa, że skoro wciąż istnieją tacy, którym „nie wystarcza autorytet Boga”, rzeczywiście można straszyć sankcjami, ale… w boskie sankcje takie jak „pójście do piekła” mało kto dziś wierzy. Dlatego też według kapłana na plakatach mówiących o konkubinacie powinny zostać przedstawione konsekwencje grzechu, jakim jest konkubinat, a więc jedynie krzywda wyrządzana drugiej osobie. Wydaje się przy tym, że konsekwencje osobiste są żadne, gdyż piekło jest de mode…
Ksiądz Draguła przyznaje w końcu w swoim tekście, że skuteczniejsze niż akcja „Konkubinat to grzech” wydają się plakaty… SLD, na których napisano „Konkubina też rodzina. Szanuj bliźniego swego jak siebie samego”, gdyż niosą „pozytywny przekaz”.
Nawiązując do użytej przez księdza Dragułę metafory „świecenia Dekalogiem” należałoby zapytać, co jeszcze ze skarbnicy nauczania Kościoła, może „oślepiać” autorów „Tygodnika Powszechnego”? Kiedy katolicy otwarci zmienią słowa Pana Jezusa na zdanie: „Prawda was oślepi”?
kra