Weteran amerykańskiej armii, emerytowany generał William G. „Jerry” Boykin uważa, że tylko „tchórze wysyłają kobiety do walki na polu bitwy”. Boykin zaprosił do dyskusji podpułkownika Roberta Maginnisa, autora książki „Deadly Consequences: How Cowards are Pushing Women into Combat”, poświęconej zgubnej polityce genderowej realizowanej w armii amerykańskiej.
24 stycznia 2013 r. administracja Obamy podjęła decyzję, aby stworzyć naziemne jednostki bojowe dla kobiet. Decyzja ta – zdaniem Maginnisa – „jest sprzeczna z nauką, wszelkimi danymi empirycznymi, doświadczeniami innych narodów i zdrowym rozsądkiem”. Podpułkownik zauważa, że chociaż nie ma „żadnych wątpliwości, iż amerykańskie kobiety służą narodowi honorowo, to jednak polityka Obamy jest niemoralna i antyamerykańska”. Wyjaśnia, że ostatnia decyzja Obamy nie ma nic wspólnego z chęcią poprawienia efektywności walki i jest realizacją polityki radykalnego feminizmu, czyli „wojny z samą naturą ludzką”.
Wesprzyj nas już teraz!
Maginnes skrytykował „upadłą klasę polityczną” i „tchórzostwo moralne” generałów, którzy nie opowiedzieli się przeciwko tym niebezpiecznym planom, chcąc zachować „ciepłe posadki”. Z tego m.in. względu niewystarczająco oponowali wcześniej przeciwko zmianie polityki dot. jawnych pederastów. Maginnes nie omieszkał wspomnieć, że żaden z obecnych szefów połączonych sztabów, godzących się na walkę wręcz kobiet, nie walczył na lądzie.
Podpułkownik wyraził oburzenie z powodu „głupoty amerykańskiej opinii publicznej”. Według sondaży aż 75 proc. pytanych poparło wysyłanie kobiet do walki wręcz. Sarkastycznie zauważył, że wiedzę o walce naziemnej „dwa pokolenia Amerykanów czerpie wyłącznie z gier i filmów”. Przypomniał, że obraz świetnie wyszkolonych i wytrzymałych kobiet gotowych do walki przedstawiany jest w mediach bez jakichkolwiek podstaw.
Maginnis przypomniał, że szef Korpusu Marynarki Wojennej, Robert H. Barrow. zeznał przed senacką Komisją Sił Zbrojnych w 1991 roku, iż„walka wręcz na polu bitwy absolutnie nie jest dla kobiet”. Podobnie stwierdził absolwent West Point i weteran z Korei, brygadier Edwin L. Kennedy. – Nie ma takiej kobiety i nigdy nie będzie, która mogłaby sobie poradzić w walce wręcz – podkreślał.
Oficer konkluduje, że podstawowe różnice wytrzymałościowe między płciami przemawiają za tym, aby absolutnie wykluczyć kobiety ew. walki wręcz. Dodał, że w tej sytuacji głupotą jest zaniżanie wymagań sprawnościowych dla kobiet. Podpułkownik klaruje, że kobiety będą strasznie cierpieć nie tylko z powodu obrażeń fizycznych i doznanych ran, ale także z powodu niedostatecznej higieny osobistej. Przypomniał słowa kapitan Katie Petronio, służącej w służbach inżynieryjnych w Iraku i w Afganistanie, która przestrzegała kobiety przed niepłodnością, wynikającą ze stałego wysiłku.
Problem wprowadzenia kobiet na pole bitwy, to także – zdaniem Maginnisa – problem szerzenia niemoralnych zachowań. Doświadczenia Iraku i Afganistanu pokazują, iż jednostki wojskowe były „strefami seksu”. Podpułkownik porównał życie w jednostkach do życia akademickiego. Dodał, że powszechna rozwiązłość miała wpływ na gotowość bojową. Przypomniał, że 12 proc. z 40 tys. kobiet służących w Iraku zaszło w ciążę. Maginnis wspomniał także, że nielegalne związki seksualne są „strasznie szkodliwe”. Problem napaści na tle seksualnym jest coraz większy w wojsku, a kobiety chcące służyć w jednostkach naziemnych będą narażone na napaści seksualne również ze strony przeciwnika.
Na koniec podpułkownik dodał, że w ciągu trzech ostatnich tysiącleci żaden kraj nie myślał o wysyłaniu kobiet do walki wręcz. Tylko Sowieci korzystali z ich pomocy w czasie II wojny światowej, ale nigdy później nie wrócili do tej praktyki, ponieważ okazała się ona nieskuteczna. Dodał, że na całym świecie niewiele kobiet rzeczywiście zgłosiło chęć takiej służby.
W 1992 r. 103 Kanadyjki rozpoczęły szkolenia w jednostkach piechoty, ale tylko jedna je ukończyła. Podobnie w 2012 i 2013 w USA zorganizowano nabór eksperymentalny i tylko po jednej kandydatce z każdego roku udało się ukończyć szkolenie. Powołując się na badania Maggins stwierdził, że tylko 1 proc. kobiet może być w stanie spełnić te same wymagania wytrzymałościowe, co mężczyźni.
Podpułkownik przypomniał, że obraz 154 amerykańskich żołnierek, które zmarły między 11 września 2001 i majem 2013 r., zrobił piorunujące złe wrażenie społeczne. Dodał, że wysyłanie na wojnę „świeżo upieczonej matki” jest o wiele gorsze niż wysyłanie ojca dziecka. Dziewiętnaście z tych kobiet, które w ciągu dwóch lat od urodzenia dziecka wysłane zostały do Iraku „wróciły do domu, do dzieci w workach na zwłoki”.
Źródło: frontpage.mag.com, AS