Wydawałoby się, że Białoruś po sprzedaniu Rosji sieci gazociągów, firmy Biełtransgaz oraz innych kluczowych dla państwa przedsiębiorstw, jest już całkowicie zdana na łaskę i niełaskę Rosji. A jednak tym razem to prezydent Aleksander Łukaszenka stawia Rosji warunki.
Sprawa dotyczy zwiększenia dostaw ropy na Białoruś. Łukaszenka domaga się, aby w przyszłym roku dostawy ropy wzrosły o 4-5 mln ton. Rosja ma jednak inne plany. Nie tylko nie chce zwiększać ilości tego surowca, ale nawet planuje zmniejszyć o 2,5 mln ton. W ten sposób Białoruś zamiast 23 mln ton może otrzymać zaledwie 18 mln.
Wesprzyj nas już teraz!
Nie oznacza to jednak, że Moskwa nie byłaby skłonna przystać na propozycję białoruskiego prezydenta. Jak to zwykle bywa w relacjach między oboma krajami, prezydent Putin swoją twardą postawą próbuje wpłynąć na swoich zachodnich sąsiadów, aby spełnili jego oczekiwania. Tym razem, jak powiedział w rozmowie z agencja Reuters prezydent Łukaszenka, chodzi o żądanie zwiększenia dostaw gotowych produktów naftowych, co oznacza, że Białoruś miałaby dostarczać Rosji 2-3 mln ton benzyny.
Jak podkreślił w wywiadzie Łukaszenka, na razie Białoruś stara się porozumieć w tej kwestii ze stroną rosyjską. Jeśli jednak to się nie uda kraj poszuka innych dostawców ropy. – Ropy na świecie nie brakuje. Kilka lat temu Rosja w ogóle wstrzymała dostawy do Białorusi. Nie zginęliśmy. Przywieźliśmy ropę z Azerbejdżanu i Wenezueli – mówi białoruski prezydent. Wygląda więc na to, że tym razem nie zamierza potulnie spełniać żądań Kremla.
Poprzedni spór między Rosją a Białorusią, który miał miejsce dwa lata temu, skończył się wstrzymaniem dostaw rosyjskiej ropy. Już wówczas władze w Mińsku poprosiły o pomoc Wenezuelę i Azerbejdżan, które to państwa zaopatrzyły kraj w lekką ropę. W marcu 2011 dostawy z Azerbejdżanu wstrzymano, a w następnym roku Rosjanie ponownie zaczęli przesyłać swój surowiec na Białoruś po niższej cenie. Być może więc i tym razem szantaż Łukaszenki poskutkuje.
Iwona Sztąberek
Źródło: www.money.pl