Z Niemcami bił się jak mało kto. Gdy Sowieci zaczęli zaprowadzać bolszewickie porządki, urządził im kocioł, siał wśród nich strach i śmierć. Ale to nie mjr Hieronim Dekutowski „Zapora” wypowiedział im wojnę. To oni wypowiedzieli wojnę jemu.
Dekutowski był postrachem dla Niemców. Znakomicie wyszkolony przez Brytyjczyków komandos, z hasłem cichociemnych na ustach: „wywalcz wolną Polskę, albo zgiń”, niemiłosiernie nękał wsie pełne niemieckich osadników i likwidował konfidentów. Ukrywał też Żydów. Walczył na Zamojszczyźnie, w 1944 roku stanął na czele Kedywu w Inspektoracie Rejonowym AK Lublin-Puławy.
Wesprzyj nas już teraz!
„Zapora” nie zgodził się ujawnić swoich żołnierzy Sowietom podczas akcji „Burza”. Rozformował swoją kompanię i ukrywał się. Broni nie złożył. Podjął jeszcze ostatni wysiłek wojenny – chciał przebić się do Warszawy by wziąć udział w powstaniu. Nie zdołał jednak przekroczyć Wisły. Powrócił więc na Lubelszczyznę.
Sowieci wypowiadają wojnę
To nie „Zapora” pierwszy oddał strzał w stronę sowieckiego agresora. Jak wielu Wyklętym, tą nierówną wojnę wypowiedzieli mu komuniści. Poszukiwany przez NKWD musiał się ukrywać. O tym, by podjąć walkę zdecydował ostatecznie po tym, jak ubowcy brutalnie rozprawili się z jego żołnierzami. W styczniu 1945 roku czterech ludzi „Zapory” zostało zamordowanych na posterunku MO/UB w Chodlu. W jaki sposób dokonano zbrodni? Żołnierzy najpierw związano, a potem po prostu zastrzelono. Mordował dowódca posterunku.
Dekutowski postanowił pomścić swoich podwładnych. Na czele grupy dywersantów rozbił posterunek. Atak ten zapoczątkował całą serię kolejnych ataków na siedziby MO i UB. Łączniczka „Zapory” Izabella Kochanowska „Błyskawica” tak opisywała waleczność swojego dowódcy: „Zapora osobiście montował na tyczce ładunek wybuchowy z angielskiego plastyku, zaś sekcja minerska obrzucała granatami wejście i ruszyła do ataku. Ukrywający się na piętrze milicjanci byli zszokowani. W czasie jednej z obław tzw. ,,resortu”, kiedy milicjanci pędzili pod lufami mieszkańców wsi i demolowali domostwa, a oprawcy bili sztachetami i dragami schwytanych partyzantów Zapora walczył z nimi jak szatan: kopał nogami, skakał po piersi, wielu położył trupem”.
Na Lubelszczyźnie Dekutowski był komendantem oddziałów leśnych Inspektoratu DSZ Lublin. Awansował też do stopnia kapitana. Swoich żołnierzy ujawnił po ogłoszonej przez komunistów amnestii, na rozkaz dowództwa. „Zapora” podporządkował się poleceniu świetnego żołnierza, Jana Mazurkiewicza „Radosława”, który okazał się być jedną z bardziej kontrowersyjnych postaci antykomunistycznego podziemia. „Radosław” stanął bowiem na czele komisji likwidacyjnej AK. Podjął taką decyzję po negocjacjach z komunistami.
Dekutowski nie wierzył jednak w uczciwe intencje władzy ludowej. Dość powiedzieć, że najbardziej znamiennym skutkiem amnestii były broczące krwią polskich żołnierzy podłogi ubeckich katowni i więzienia pełne antykomunistycznych powstańców.
„Zapora” podjął więc dwie nieudane próby ucieczki na Zachód. W 1946 roku nawiązał kontakt z Lubelskim Okręgiem WiN i nadal prowadził partyzancką walkę z UB, KBW i NKWD. Został też awansowany do stopnia majora.
„Jesteśmy wojsko polskie”
Działalność Dekutowskiego w WiN była bodaj okresem jego największej aktywności w antykomunistycznym podziemiu. Wykonywał wyroki śmierci na ubowcach prześladujących ludność cywilną, pacyfikował wsie wysługujące się komunistycznemu najeźdźcy. Jedną z największych jego akcji była pacyfikacja wsi Moniaki, gdzie oddział „Zapory” starł się z funkcjonariuszami MO. Spłonęło wówczas wiele domów i zagród, a kolaborantów polscy powstańcy antykomunistyczni ukarali chłostą.
Mjr Dekutowski stał na czele dużej, bo liczącej dwustu – dwustu pięćdziesięciu żołnierzy, grupy partyzanckiej. Działał z rozmachem. Rafały Wnuk, autor książki „Lubelski Okręg AK-DSZ-WiN 1944-1947, twierdzi, że zbudowana przez „Zaporę” siatka sięgała „od Lubartowskiego na północy do Tarnobrzeskiego na południu i od Zamojszczyzny na wschodnią Kielecczyznę”.
Żołnierze go uwielbiali. Izabella Kochanowska „Błyskawica”: „W ich oczach jawił się zawsze jako młody, miły, uśmiechnięty, z twarzą o pociągłych rysach z czarnym wąsikiem, lub bez, o przenikliwym spojrzeniu, szczupłej postawy, w mundurze polskiego oficera z krótką bronią za pasem. Na głowie czapka- maciejówka z orłem. Wrażliwy na piękno, umiłował poezje, sam pisał wiersze, wsłuchiwał się ze wzruszeniem w melodie partyzanckich pieśni. Posiadał umiejętność słuchania odgłosów leśnych, jakby prowadził z nimi w myślach rozmowę”.
Oddział Dekutowskiego przeprowadził wiele akcji dywersyjnych przeciwko Sowietom i ich polskim pomagierom. W akcjach tych miało zginąć w sumie 400 żołnierzy KBW, ubeków i milicjantów.
Gdy w 1947 roku dotarła do niego informacja o kolejnej amnestii, miał rzucić do swoich żołnierzy: „Amnestia to jest dla złodziei, a my to jesteśmy wojsko polskie”. Mimo to, zdecydował się ostatecznie podjąć negocjacje z komunistami w sprawie ujawnienia swoich żołnierzy. W rozmowach tych brał udział inspektor WiN na Lubelszczyźnie, Władysław Siła-Nowicki. Obydwaj pertraktowali z płk. Józefem Czapickim (w UB dowodził walkami z „bandytyzmem”, a ze względu na swoją nienawiść do akowców nazywano go „Akowerem”), oraz płk. Janem Tatajem (szef UB na Lubelszczyźnie). Rozmowy spełzły na niczym. Do porozumienia nie doszło.
Czołem – Hieronim
Od lutego grupa „Zapory” zaprzestała prowadzenia akcji zbrojnych. Zgodnie z rozkazem dowództwa kwietniu mjr Dekutowski rozformował swój oddział i zostawił żołnierzom wolną rękę w sprawie amnestii. Wtedy kilku żołnierzy z jego oddziału zaproponowało mu ucieczkę za granicę. Miał umówiony punkt przerzutowy, mjr Dekutowski wziął ze sobą kilku innych, „spalonych” jako on, ludzi. Przekazując dowodzenie nad oddziałem kpt. Zdzisławowi Brońskiemu pseud. „Uskok” napisał: „Ja dziś wyjeżdżam na angielską stronę – jestem umówiony z chłopakami co do kontaktów, jak będę po tamtej stronie. Stary – najważniejsze nie daj się nikomu wykiwać i bujać, jak tam wyjadę, załatwię nasze sprawy pierwszorzędnie – kontakt będziemy mieć i tak. Czołem – Hieronim”.
Grupa uciekinierów została jednak zdradzona. Konfidentem UB okazał się wierny towarzysz broni „Zapory” i jego zastępca Stanisław Wnuk „Opal”.
Byle się nie poddawać
Dekutowski był brutalnie przesłuchiwany przez ubeków. Dręczyli go Jerzy Kędziora i Eugeniusz Chimczak. Ale nawet na Rakowieckiej „Zapora” nie stracił ducha walki. Skazany na śmierć podjął bowiem próbę ucieczki.
Izabella Kochanowska: „W końcu 1948 roku, gdy na czele więźniów stanął ‘Zapora’, podjęli próbę ucieczki. Rozpoczęli od wiercenia otworu w suficie, aby wydostać się na strych. Dziurę wiercono w kącie celi, oddzielonym blaszaną osłoną muszli klozetowej. Światło paliło się całą noc. Nie było drzwi, jedynie zamknięta krata. Nad klozetem podwieszano więźnia, który wydłubywał otwór, na dzień zaklejany papierem, posmarowanym pastą do zębów. Już wyszli na dach i przeprowadzili rozeznanie. Mieli wychodzić piątkami i skakać na niżej położony budynek, a stamtąd na ulicę. Zdradził ich więzień, który siedział za współpracę z Niemcami, licząc na złagodzenie wyroku. Zapukał w kratę i kazał prowadzić się do ,,speca”. Zaraz pojawiło się mnóstwo uzbrojonych strażników. ,,Zaporę” rozebrano z ubrania, zakuto w kajdanki – ręce i nogi – i wrzucono do karca, czyli betonowego bunkra, pełnego fekalii”.
„Zaporę” i sześciu jego żołnierzy zamordowano 7 maja 1949 roku. Strzelano do nich w kilkuminutowych odstępach czasu. Mordował słynny kat Wyklętych – Piotr Śmietański, który dostawał tysiąc złotych wynagrodzenia za każdego zabitego.
Gdy do kata przyprowadzono „Zaporę” jego wygląd był przerażający. Ciężko pobity, miał powyrywane paznokcie. Zupełnie osiwiał, mimo, że miał zaledwie 30 lat. Gdy Śmietański wycelował pistolet w potylicę Dekutowskiego, ten zdążył jeszcze krzyknąć: „Przyjdzie zwycięstwo! Jeszcze Polska nie zginęła!”.
Znana jest jednak i inna wersja śmierci „Zapory”. Opisuje ją Joanna Wieliczka-Szarkowa w książce „Żołnierze Wyklęci. Niezłomni bohaterowie”: „Ubowcy mieli wepchnąć majora ‘Zaporę’ do worka, który powiesieli pod sufitem i strzelali do niego bez opamiętania”.
Krzysztof Gędłek