Lubię ten rzymski kościół. Od strony fasady jest taki prosty, niewyszukany, symetryczny, można by powiedzieć – klasycznie barokowy. To właśnie na przykładzie takich skromnych, pierwotnych w zamyśle fasad, bez późniejszego przeładowania detalami w trosce o pompatycznie pojętą chwałę Bożą, można prześledzić proces łagodnego przejścia od renesansu do baroku. Na linie proste fasady, w czym lubował się renesans, nałożono elementy obłe, koliste, na wykroju łuku, dając w architekturze odmianę stylu ciepłego, a takim jest barok.
Wesprzyj nas już teraz!
Santa Maria della Vittoria. Kościół Matki Boskiej Zwycięskiej. Zachodzę tu często jak tylko jestem w sąsiedztwie Termini. To niespełna kwadrans spacerkiem od stacji kolejowej. A takie cuda! Takie bogactwo! Taka duchowość! Że też człowiek nie zadawala się przeciętnością. Że jest w naturę ludzką wpisana immanentna potrzeba doskonałości, a ta przekłada się na różne sposoby, także w dążeniu do ideału piękna wyrażonego kanonami sztuki. Już nie chodzi nawet o Ekstazę św. Teresy, tę wspaniałą kompozycję wyciętą przez Gian Lorenzo Berniniego w bloku śnieżnobiałego marmuru, a wyeksponowaną w kościelnej nawie. Owszem, przychodzę kontemplować ten tajemniczy uśmiech aniołka przebijającego pierś Teresy strzałą mistycznej miłości. Ale nawiedzam ten kościół także po to, by zadumać nad tragedią rozerwania chrześcijaństwa przez ruch reformacji.
Barok jest odpowiedzią na siermiężność protestantyzmu. Jest protestem piękna wyrażonego poprzez sztukę na barbarzyństwo niszczenia wizerunków świętych w fałszywie pojętym dążeniu do oczyszczenia religii z rzekomej idolatrii. Jest odbiciem piłeczki w drugą stronę, od buntu przeciw kultowi świętych, do krzyku o ich wstawiennictwo w odnowionym Kościele Soboru Trydenckiego, Kościele ogarniętym duchowością kontrreformacji. Karmelitański kościół Matki Boskiej Zwycięskiej w Rzymie jest sanktuarium takiego protestu, co przełożyło się w nagromadzeniu najwspanialszych dzieł sztuki sakralnej, dzieł w większości poświęconych postaciom różnych świętych. A nad przybliżeniem nam ich sylwetek i całej oprawy pracowało kilka tuzinów wybitnych artystów epoki, architektów, malarzy, rzeźbiarzy, złotników, dekoratorów. Wchodząc do tego kościoła, człowiek gubi się w tym bogactwie kolorów, sztukaterii, posągów, obrazów, zamalowanych sklepień, różnoprążkowych marmurów na ścianach i filarach, złoceń, zawieszonych na gzymsach aniołków w śnieżnobiałych szatach rozstrzępionych na wietrze, wreszcie od powodzi świateł. Barok ma porywać duszę ku pięknu nadprzyrodzonemu. Ma wszystkimi środkami artystycznymi opowiadać o chwale Bożej.
Ale nade wszystko jest to kościół poświęcony Matce Boskiej Zwycięskiej. O jakie zwycięstwo chodzi? Odwołajmy się do pierwszych dekad XVII stulecia. Podzielony w wyniku reformacji Kościół pogrążył się w odmęcie wojen religijnych. By wyjść z tego szaleństwa zmagań o wartości, wypracowano doktrynę nie pokoju i nie sprawiedliwości, lecz – jak się spodziewano – kompromisu: cuius regio eius religio. Czyja władza, tego religia. Czyja ziemia, tego na niej wyznanie. To władza narzucała religię poddanym. Jeśli władca był protestantem, kalwinem lub anglikaninem, takimi winni być mieszkańcy jego ziemi. Jeżeli władca zachowywał łączność z papiestwem, jego lud winien pozostać w jedności z Kościołem katolickim.
Rodząca się głównie w podzielonych politycznie i religijnie Niemczech doktryna nie mogła być zarzewiem pokoju. U progu XVII wieku Europa wchodziła w koszmar wojny trzydziestoletniej. W orbitę tej niszczycielskiej wojny włączyły się i Czechy, od czasów wystąpienia Jana Husa sprzyjające wszelkim ruchom nowinkarskim i dysydenckim w Kościele, kraj entuzjastycznie opowiadający się za protestantyzmem. Problem w tym, że kraj ten znajdował się w orbicie wpływów cesarza, a ten wiernie opowiadał się za katolicyzmem w duchu tradycji domu habsburskiego. Między protestantami i katolikami w Czechach musiało dojść do zbrojnej konfrontacji. Bitwę stoczono 8 listopada 1620 roku pod Białą Górą, na błoniach po zachodniej stronie Pragi. Chociaż siły obu przeciwników były mniej więcej wyrównane, w pewnym momencie załamało się uderzenie cesarskich wojsk katolickich. Na ten widok do walki włączył się kapelan armii, Dominik od Jezusa i Maryi, karmelita bosy, uzbrojony nie w miecz, lecz w maleńki obrazek zawieszony na szyi, przedstawiający Matkę Boską adorującą Dzieciątko. Zjawienie się zakonnika w szeregach walczących poderwało żołnierzy katolickich do jeszcze większego wysiłku. Niebawem bitwa zakończyła się całkowitą klęską obozu protestanckiego. Wszyscy zgodnie przypisali zwycięstwo nadprzyrodzonej interwencji Maryi. Maleńki ten obrazek, znaleziony przez karmelitę na czeskim zamku Strakonitz, mocno okaleczony zapewne przez samych protestantów poprzez wydłubanie oczu świętym postaciom, został przeniesiony do Rzymu i dwa lata później, w 1622 roku, jako cudowny uroczyście umieszczony w głównym ołtarzu. Na tę okazję ukończony właśnie kościół dedykowali karmelici Matce Boskiej Zwycięskiej. Zwycięstwo ligi katolickiej pod Białą Górą miało ogromne znaczenie w historii nie tylko Czech, ale i całego Kościoła powszechnego.
Na wątpliwość, do czego Panu Bogu potrzebny jest sąd ostateczny, skoro człowiek po śmierci już został osądzony, ktoś zauważył, że sąd ten jest konieczny dla osądzenia konsekwencji naszych czynów. A te idą w lata, niekiedy w setki lat, a nawet całe tysiąclecia. Czyn dobry, tak jak i zły, może żyć w ludziach na długo po ziemskim życiu jego sprawcy. Tragiczna postać Marcina Lutra może być tego przykładem. Ten wrażliwy, augustiański zakonnik w dobrej intencji zamierzał reformować Kościół, a przyczynił się do jego rozpadu. Konsekwencje tego czynu trwają po dziś dzień.
Jan Gać
{galeria}