7 stycznia 2025

U zarania cyfrowej dyktatury… konserwatywnej?

(PCh24.pl)

Demokracja umiera. Bynajmniej nie demokracja liberalna; ale demokracja w ogóle. Narzędziem jej uśmiercenia może stać sztuczna inteligencja; niekoniecznie po to, by zaprowadzić lewicową dyktaturę. Cyfrowy dyktat może mieć przecież również charakter konserwatywny.

Śmierć demokracji według Engelsa

W 2013 roku belgijski niemieckojęzyczny historyk, hesperialista David Engels wydał książkę „Na drodze ku Imperium. Kryzys Unii Europejskiej i upadek republiki rzymskiej. Paralele historyczne”. W tej kilkukrotnie wznawianej pracy, wydanej w Europie w wielu krajach, w tym w Polsce, Engels próbuje dowodzić nieuchronności końca demokracji w Unii Europejskiej. Nie chodzi mu o demokrację liberalną, to znaczy taką demokrację, która nie uznaje Boga i wywodzi najwyższe wartości ostatecznie tylko z ludzkiej woli; ma na myśli demokrację w ogóle. Według historyka rzeczy zmierzają ku zastąpieniu systemu demokratycznego jakiegoś rodzaju oligarchią. Engels sądzi, że będzie to oligarchia konserwatywna – wewnętrznie niespecjalnie przekonana do prawdziwości chrześcijaństwa, ale wykorzystująca chrześcijańskie elementy zarówno w propagandzie jak i w konkretnych rozwiązaniach politycznych. Historyk uważa, że dla Unii Europejskiej nie ma lepszej drogi. Powrót do współpracy suwerennych państw narodowych byłby jego zdaniem zbyt nieefektywny i czyniłby Europę skrajnie podatną na różnorodne interwencje dużych podmiotów zewnętrznych, jak Chiny, Stany Zjednoczone i Rosja. Według Engelsa przyszłością Unii Europejskiej jest centralistyczna oligarchia konserwatywna.

Wesprzyj nas już teraz!

Czy Engels ma rację w szczegółach, trudno powiedzieć. Wydaje się jednak, że na płaszczyźnie ogólnej – widzi rzeczy słusznie. Historyk zestawia stan obecnej Europy z późną republiką rzymską. Wskazuje na paralelność wielu kryzysów: gospodarczego, demograficznego, imigracyjnego, religijnego. Siła tych kryzysów była w późnej republice tak duża, że państwo w gruncie rzeczy przestało funkcjonować. Nie pełniło już skutecznie swoich podstawowych funkcji. Uczyniło to przełom ustrojowy po prostu koniecznym: nie w sensie racji stanu ani obowiązku, który musieli z racji moralnych na siebie przyjąć mężowie stanu. Konieczność miała charakter strukturalny: nawarstwienie problemów doprowadziło do takiego fermentu wewnętrznego, włącznie z wojną domową, że samo dalsze istnienie społeczeństwa domagało się zawiązania jakieś sprawnej władzy. Nie oznacza to, że zmiana odbyła się prosto i łatwo: Cezar został przecież zamordowany. Inni niż Engels historycy Rzymu wykazali (zob. esej „Kim był imperator rzymski?” P. Veyne’a w zbiorze „Imperium grecko-rzymskie” tegoż), że jedną z immanentnych cech rzymskiego pryncypatu był strach cezara o własne życie – władzy jednego nieustannie towarzyszyła groźba rebelii senatu. Ze względu na rzeczywistą – podkreślam to słowo – niemożność funkcjonowania państwa w innym systemie niż jedynowładczy, rebelia pozostała jednak długo tylko groźbą. Po zamordowaniu Cezara pryncypat został ostatecznie zaakceptowany.

Czy państwa Unii Europejskiej i sama Unia są w stanie dalej funkcjonować w obecnym modelu? Katastrofa demograficzna zdecydowanie przerasta tę, która dotknęła Imperium Rzymskie. O gospodarce nie ma nawet co wspominać: zapaść europejskiego przemysłu jest dla wszystkich oczywista. Imigracja generuje gigantyczne problemy i koszty społeczne. Religia została porzucona, a jej miejsce zajmują dowolne idee. Kryzys jest wielopłaszczyznowy a europejskie państwa w coraz mniejszej mierze wypełniają swoje podstawowe funkcje. Może to sugerować, że przełom polityczny jest nieuchronny, tak jak w przypadku późnej republiki rzymskiej; tą drogą idzie Engels, uznając, że długoterminowo mamy do czynienia z rzeczywistą niemożnością utrzymania państw w obecnym modelu.

Jest jednak poważna różnica, na którą Engels nie zwraca uwagi: sposób przeprowadzenia systemowej zmiany. Rzymianie funkcjonowali w warunkach społecznych, w których przemoc była dalece bardziej rozpowszechniona. Zmiana ustroju koniecznie wiąże się z użyciem przemocy. Nie wydaje się, by we współczesnej Europie – w którymkolwiek z państw – istniały środowiska zarazem gotowe do jej użycia jak i mogące liczyć na powodzenie ewentualnej próby. Są, owszem, liczne grupy ekstremistyczne, na prawej i lewej stronie; stanowią jednak margines i są dobrze spenetrowane przez służby. Masy imigrantów są liczne i niewątpliwie skłonne do przemocy; ale nie wydaje się, by mogły przemóc aparat bezpieczeństwa państw. Oczywiście, nie da się tu wszystkiego przewidzieć; pisarze jak Jean Raspail czy Michel Houellebecq nakreślili literackie wizje zmiany ustroju z wykorzystaniem właśnie imigrantów. Oligarchiczna dyktatura z wizji Engelsa nie mogłaby oczywiście rodzić się na ulicy, ale wydaje się, że powinna mieć uliczne zaplecze; jak inaczej ustabilizować panowanie? Elementem przemocowym mógłby być w wypadku Europy czynnik zewnętrzny: Stany Zjednoczone, Rosja albo Chiny. Niewykluczone, że europejski chaos rzeczywiście zakończy się interwencją jednego z tych mocarstw. Nie wygląda jednak na to, by którekolwiek z nich było przełamać strukturalne problemy Europy, bo wszystkie zmagają się z bardzo poważnymi trudnościami własnymi, z których czołową jest demografia. Kto miałby zatem zadać demokracji coup de grâce? Przecież nie nieistniejące w europejskich państwach wojsko, w dodatku kontrolowane przez Pentagon. Można byłoby uznać, że nie będzie żadnego zabójstwa demokracji: demokracja po prostu umrze, a na jej gruzach inny system zbudują bardziej witalne grupy etniczne, niż biali Europejczycy, na przykład oparty o szariat. Engels miałby zatem rację w negatywnej części swojej analizy, ale już nie w pozytywnej; bo szariackie panowanie nad Europą to nie jest bynajmniej jego hesperialistyczna oligarchia konserwatywna.

Czynnik AI

Kilka tygodni temu rozmawiałem z prof. Andrzejem Zybertowiczem na temat sztucznej inteligencji. Punkt wyjścia tej rozmowy stanowiła książka profesora „AI. Eksploracja”, którą napisał wraz ze swoją żoną, Katarzyną Zybertowicz. W pracy uczony poświęcił nieco miejsca możliwym zmianom politycznym; w rozmowie poprosiłem go o rozwinięcie tego wątku.

Zybertowicz mówił, że na skutek rozwoju technologii cyfrowych opartych o nowe modele sztucznej inteligencji doszło do gwałtownego zatrucia ludzkiej infosfery. Człowiek utracił zdolność do rozróżniania już nie tylko prawdy od fałszu, ale również tego, co ważne, od tego, co nieważne. Ta zdruzgotana komunikacja polityczna wywołała z kolei istotne zaburzenie procesu rekrutacji elit politycznych. Politycy rzeczowi giną w infozgiełku, a przebijają się ci, którzy ulegają medialnym pokusom. Prowadzi to wszystko do wielopoziomowej degeneracji komunikacyjnej, a w efekcie czyni współczesną politykę demokratyczną immanentnie niezdolną do mierzenia się z wyzwaniami.

Zybertowicz uważa, że sztuczna inteligencja jest sama w sobie potężnym zagrożeniem i jej dalszy niekontrolowany rozwój może doprowadzić do katastrofy, potencjalnie przekreślającej nawet dalszą zdolność funkcjonowania społeczeństwa ludzkiego w ogóle. W przypadku zachodniego świata demokratycznego socjolog dostrzega nieuchronność zmiany ustrojowej, tyle, że – inaczej niż Engels – w związku AI. W przeciwieństwie do belgijskiego historyka Zybertowicz zastanawia się nad metodologią rewolty ustrojowej. Wariant demokratycznego uporządkowania rzeczywistości, sądzi Zybertowicz, jest skrajnie mało prawdopodobny. Bardziej realistyczny jest jego zdaniem wariant półdemokratyczny, to znaczy globalne porozumienie ludzi władzy – władzy jawnej i niejawnej – prowadzące do faktycznego ograniczenia sztucznej inteligencji, za cenę rezygnacji z demokracji (co – jak można się spodziewać – nie musiałoby być wcale jawne). Według Zybertowicza nie jest to jednak wcale najbardziej przewidywalny scenariusz; sądzi, że w związku z praktycznymi trudnościami jego realizacji można oczekiwać raczej jakiegoś wielkiego wstrząsu. Katastrofy, która – jeżeli nie będzie dla ludzkości ostateczna – doprowadzi do wzięcia AI pod kontrolę w systemie, który nie będzie już demokratyczny.

Wydaje się, że refleksja Zybertowicza może być ciekawym, a nawet kluczowym uzupełnieniem hipotetycznej przyszłości europejskiej (czy szerzej: zachodniej) demokracji w ujęciu Engelsa. AI może stać się brakującym czynnikiem – gwałtownie zmienić stosunek sił panujący w zachodnich społeczeństwach. W późnej republice łatwo było sięgnąć po przemoc i z jej pomocą w momencie kryzysu zmienić ustrój. Dziś przemoc może być cyfrowa, jeżeli tylko potraktować przemoc jako narzędzie czy modus intensywnego i szybkiego zmieniania rzeczywistości. Rodzi się pytanie: czy najnowsze modele sztucznej inteligencji nie mogą zostać wykorzystane przez środowiska wpływające na pracę rządów do tego, by wykorzystując zidiociałych polityków i ogłupione masy doprowadzić do strukturalnego i trwałego przeniesienia faktycznego ośrodka władzy z demokratycznego ludu – na siebie? Komunikacja między ludźmi dokonuje się dziś w przeważającej mierze za pośrednictwem świata cyfrowego. Być może niekonieczne jest posiadanie przez nową władzę „ulicznego” zaplecza. Odpowiednie przeskalowanie międzyludzkiej komunikacji, tak, aby niezależnie od wyniku wyborczego faktyczna władza pozostawała w rękach ludzi kontrolujących tę komunikację, nie wydaje się już tylko science fiction. Ze względu na to, że obecny system społeczno-polityczno-gospodarczy ma rzeczywistą niemożność do dalszego funkcjonowania, zaistnienie nowego potężnego narzędzia przemocowego – przemocy cyfrowej, siły AI – może stworzyć warunki, które umożliwią dokonanie tego rodzaju zmiany ustrojowej.

Rządy cyfrowej oligarchii nie musiałyby mieć bynajmniej charakteru liberalnego spod znaku Billa Gatesa, jak często się obawiamy. Engels może mieć rację – w końcu nawet zimna kalkulacja pokazuje, że liberalizm jest destrukcyjny, a konserwatyzm o wiele lepiej służy stabilnemu rozwojowi społecznemu. Widzi to między innymi amerykański multimiliarder Elon Musk; widzą również inni ludzie, którzy w różnych krajach działają na bardzo wysokim szczeblu za demokratycznymi kulisami.

Czy stoimy zatem u progu możliwej konserwatywnej dyktatury, która zamiast szafotem albo karabinem będzie posługiwać się „po prostu” sztuczną inteligencją? To pytanie, siłą rzeczy, pozostaje otwarte – przynajmniej tak długo, jak długo jeszcze będzie jeszcze trwać demokracja.

Albo tak długo, jak długo będzie nam się wydawać, że trwa.

Paweł Chmielewski

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(11)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie