Poseł PiS Wojciech Jasiński domaga się wyjaśnień w sprawie skandalicznego zachowania policji podczas procesu funkcjonariusza UB „Krwawego Mańka”. Stróże prawa zabrali spod sądu na komisariat 96-letniego Stanisława Adamczyka, kombatanta NSZ.
– Wysłałem zapytanie do szefa MSWiA Bartłomieja Sienkiewicza, na biuro marszałka Sejmu, aby odpowiedział: dlaczego policja zachowała się w tak skandaliczny sposób, zabierając spod sądu na komisariat 96-letniego Stanisława Adamczyka, kombatanta NSZ, który był również w stanie wojennym internowany – powiedział portalowi Niezalezna.pl poseł. Wojciech Jasiński.
Wesprzyj nas już teraz!
Podczas zeszłotygodniowego procesu funkcjonariusza UB „Krwawego Mańka”, policja zaaresztowała protestującego przed sądem kombatanta NSZ – 96-letniego Stanisława Adamczyka.
Zachowanie policji opisała w rozmowie z „Głosem Ciechanowa” Hanna Pogorzelska. – Kiedy trwała rozprawa, usłyszeliśmy na sali rozpraw przeraźliwy krzyk: Ratunku! Pomocy! Siedziałam przy oknie i na początku nic nie widziałam. Po chwili jednak zobaczyłam, jak Pana Adamczyka dwóch policjantów wlecze po chodniku w kierunku samochodu. Musiałam zareagować. Kiedy wybiegłam, Pan Adamczyk leżał na tylnym siedzeniu. Nie wiem, czy miał kajdanki czy nie, ale leżał, a wraz z nim te karteczki, które zazwyczaj ma przy sobie – informacje, dlaczego protestuje. Zapytałam policjantów, dlaczego tak go traktują. Mówię: on ma przecież 96 lat, możecie zrobić mu krzywdę. „Kata” przywozicie karetką na koszt podatników, a naszego lokalnego bohatera tak traktujecie? – To był jakiś młody patrol. Była z nimi również młodziutka policjantka. To był radiowóz osobowy. Zamknęli drzwi i pojechali. A Adamczyk dalej krzyczał – relacjonuje Hanna Pogorzelska, siostra Franciszka Pogorzelskiego, działacza „Solidarności”, wiezionego w ciechanowskim UB.
Do sprawy odniósł się także syn kombatanta, Andrzej Adamczyk: „Niepojęte jest, aby taką osobę za to, że krzyczy, że kogoś może obrazi, skuwać kajdankami i traktować jak zbira. On ma 96 lat! O zajściu w Ciechanowie słyszałem. Dzwoniła do mnie na wybrzeże mama i opowiadała. Mówiła, że przywiozła go karetka pogotowia. Był zdenerwowany i nic się nie odzywał, a potem poszedł chyba do kościoła”.
Oskarżony Marian K. „wsławił się” on tym, że działając w UB na północnym Mazowszu lubił torturować przesłuchiwanych żołnierzy podziemia niepodległościowego poprzez wkładanie ich stóp do wnętrza rozpalonego pieca.
Źródło: niezalezna.pl
luk