Nora Timmerman podczas Kongresu Nauk Humanistycznych i Społecznych zorganizowanego w Wiktorii wyraziła zaniepokojenie w związku z prezentacją w mediach i czytaniem dzieciom bajek z udziałem małych zwierzątek. Dlaczego? Promują one tradycyjny model rodziny!
Przemawiając do ponad 7 tys. nauczycieli akademickich Timmerman stwierdziła, że rodzice, którzy czytają swoim dzieciom przed snem opowieści o szczęśliwych, uczłowieczonych zwierzętach, takich jak „Franklin,” czy „Artur”, „narażają je na rasizm, materializm, homofobię i normy patriarchalne”. Timmerman wraz z Julią Ostertag stwierdziły, że większość zwierząt przedstawianych w książkach dla dzieci, piosenkach i na odzieży wysyła wiadomość, że „zwierzęta istnieją tylko dla ludzi, że ludzie są lepsi od zwierząt, że zwierzęta nie mają nic do powiedzenia”.
Wesprzyj nas już teraz!
Uczone ubolewały nad faktem, że zwierzęta są „poniżane” np. poprzez wyśmiewanie się z ich inteligencji. Co jednak szczególnie zbulwersowało kobiety, to wzmacnianie za pośrednictwem bajek „społecznie dominujących norm”, tj. rodziny heteroseksualnej i stereotypów związanych z płcią. Uczone stwierdziły, że media propagując takie bajki „wzmacniają w dzieciach rasizm, konsumpcjonizm, hetero-normatywność i patriarchalne normy.”
Timmerman jako psycholog dziecięcy zwracała uwagę na podprogowy przekaz bajek, które jako pierwsze docierają do dzieci poniżej 4. roku życia. Jej koleżanka zaś koncentrowała się na kulturowych stereotypach i „uprzedzeniach” propagowanych w bajkach. Kobiety martwiły się, że dzieciom przekazywany jest ubogi przekaz na temat skomplikowanego życia zwierząt i ich świata wewnętrznego. Postulowały, by w bajkach zwierzęta pozostały zwierzętami, nie mówiły i nie zachowywały się jak ludzie. – Niech przedstawia się pszczoły latające wokół ula, albo mrówki poruszające się wokół swojego kopca. Nauczy to dzieci, czym jest wspólnota i praca zespołowa. Nie ma konieczności nadawania im cech ludzkich – stwierdziła Tmmerman.
Źródło: The National Post, AS.