Główny dyplomata UE Joseph Borell zapowiedział, że Bruksela będzie musiała się zaangażować w rozmowy z talibami, by w ten sposób zapewnić wsparcie Afgańczykom. USA także ogłosiły, że będą współpracować z rządem talibów.
– Talibowie wygrali wojnę, więc będziemy musieli z nimi rozmawiać – przekonywał Borrell po spotkaniu kryzysowym ministrów spraw zagranicznych UE. Zaznaczył, że to jeszcze nie oznacza szybkiego przejścia do oficjalnego uznania ich rządów. Ministrowie mieli wyrazić zgodę na dialog, który jest potrzebny z talibami, by „zapobiec humanitarnej i potencjalnej katastrofie migracyjnej”.
Bruksela chce się upewnić, że różne komórki terrorystyczne nie znajdą schronienia w Afganistanie, jak niegdyś Al Kaida i jej lider Osam Bin Laden, który był w stanie przeprowadzić krwawy zamach w USA.
Wesprzyj nas już teraz!
Jeszcze kilka dni temu szef spraw zagranicznych UE zachęcał rząd w Kabulu do współpracy z talibami. Borrell groził, że stworzony przez islamskich bojowników rząd nie zostanie uznany na arenie międzynarodowej i Afganistan czeka izolacja, jeśli talibowie przejmą siłą władzę i ponownie ustanowią Islamski Emirat. Jednak talibowie przejęli władzę, nie napotykając oporu…
Borrell zaznaczył we wtorek, że chociaż walka z Al-Kaidą zakończyła się sukcesem, proces budowania państwa zawiódł, pomimo ogromnej ilości środków przekierowanych do Afganistanu.
Na swojej pierwszej konferencji prasowej rzecznik talibów Zabihullah Mujahid, niespodziewanie ogłosił, że pozwoli afgańskim kobietom pracować i studiować „w granicach prawa islamskiego”. Zapewnił także, że pracownicy mediów będą mogli swobodnie wykonywać swoją pracę o ile nie będą występować przeciwko „wartościom narodowym”. Talibowie powiedzieli, że chcą pokojowych stosunków z innymi krajami i będą szanować prawa kobiet w ramach prawa islamskiego.
Borell zapowiedział, że UE nie tylko będzie współpracować z nową władzą, ale także obiecał pomoc pod pewnymi warunkami. – Postawimy warunki dla stałego wsparcia i zamierzamy wykorzystać naszą dźwignię… aby prawa człowieka były przestrzegane. Wiem, że kiedy to mówię, wygląda to na trochę pobożne życzenie, ale wykorzystamy całą naszą dźwignię – tłumaczył.
Warunki zawarto we wspólnym oświadczeniu państw UE: „Współpraca z jakimkolwiek przyszłym rządem afgańskim będzie uwarunkowana pokojowym i integracyjnym porozumieniem oraz poszanowaniem podstawowych praw wszystkich Afgańczyków, w tym kobiet, młodzieży i osób należących do mniejszości, a także poszanowaniem międzynarodowych zobowiązań Afganistanu, zaangażowaniem w walkę z korupcją i zapobieganiem wykorzystywaniu terytorium Afganistanu przez organizacje terrorystyczne” – czytamy w oświadczeniu.
Borell obiecał wysłać „wsparcie” dla delegacji UE w Kabulu w celu „prowadzenia dialogu z talibami w kwestiach praktycznych”. Chodzi o konieczność ewakuacji personelu UE oraz około 400 Afgańczyków i ich rodzin, którzy pracowali dla UE.
W podobnym tonie wyraził się rząd USA. Od miesięcy Departament Stanu powtarzał, że Stany Zjednoczone – i wiele innych krajów – nie uznają rządu w Afganistanie, który przejmie władzę „siłą”.
Obecnie Waszyngton mówi, że Stany Zjednoczone „będą w stanie współpracować” z rządem, który szanuje prawa swoich obywateli, w tym kobiet i nie udziela schronienia terrorystom.
Rada Bezpieczeństwa ONZ w swoim oświadczeniu wezwała do ustanowienia „nowego rządu, który jest zjednoczony, inkluzywny i reprezentatywny – w tym z pełnym, równym i znaczącym udziałem kobiet”.
Wezwała również do „pilnych rozmów w celu rozwiązania obecnego kryzysu władzy w kraju i osiągnięcia pokojowego rozwiązania w ramach prowadzonego przez Afgańczyków procesu pojednania narodowego”.
Już w niedzielę, kilka godzin po wkroczeniu talibów do stolicy, sekretarz stanu Antony Blinken, odpowiadając na pytanie o potencjalne uznanie rządu, nie wspomniał o wykluczeniu możliwości objęcia władzy „siłą”.
Zapytany w CNN, czy administracja Bidena kiedykolwiek uzna rząd talibów za „prawomocny rząd”, Blinken odparł, że „przyszły rząd afgański, który będzie bronił podstawowych praw swoich obywateli i nie udzieli schronienia terrorystom, jest rządem, z którym możemy współpracować i który możemy uznać”.
Jeśli zaś powstanie rząd, który nie będzie przestrzegał podstawowych praw swoich obywateli, w tym kobiet i dziewcząt, i który będzie ukrywał grupy terrorystyczne, mające wrogie plany wobec USA lub sojuszników i partnerów, nie zostanie uznany – dodał.
Podobnie wypowiadał się rzecznik Departamentu Stanu Ned Price w poniedziałek. – Jeśli chodzi o naszą postawę wobec jakiegokolwiek przyszłego rządu w Afganistanie, będzie to zależeć od działań tego rządu. Będzie to zależało od działań talibów – tłumaczył Price. – Faktem jest, że przyszły rząd afgański, który będzie bronił podstawowych praw swoich obywateli, nie udzieli schronienia terrorystom i który ochroni podstawowe prawa swoich obywateli, w tym podstawowe prawa połowy ludności, kobiet i dziewcząt, to jest rząd, z którym możemy współpracować – wyjaśnił. Odwrotność też jest prawdziwa – dodał. – Nie będziemy wspierać rządu, który tego nie robi – podkreślił.
Wysoki rangą urzędnik talibski powiedział afgańskiej agencji informacyjnej Tolo, że w stolicy Kataru trwają rozmowy na temat przyszłego rządu, w tym jego struktury i „nazwy”.
Według agencji Pahjwok w rozmowach biorą udział były prezydent Hamid Karzaj i przewodniczący Wysokiej Rady ds. Pojednania Narodowego Abdullah Abdullah.
W przeciwieństwie do prezydenta Ashrafa Ghaniego, Karzaj i Abdullah nie uciekli przed natarciem talibów na Kabul. Podobno w rozmowy w Doha zaangażowany jest również Gulbuddin Hekmatiar, kontrowersyjny przywódca Hezb-e-Islami.
Hekmatyar, pasztuński watażka, jest uznawany przez USA za szczególnie groźnego terrorystę z wieloletnimi powiązaniami z Al-Kaidą i talibami. W 2016 roku zgodził się zakończyć rebelię i podpisał porozumienie pokojowe z rządem, po czym bez powodzenia kandydował na prezydenta w 2019 roku.
W negocjacjach stron poruszana jest m.in. kwestia przywrócenia nazwy Islamski Emirat Afganistanu, który funkcjonował przez około 5 lat do obalenia przez siły amerykańskie w listopadzie 2001 roku. Ówczesny rząd talibów nie był uznawany na arenie międzynarodowej, z wyjątkiem Pakistan, Arabii Saudyjskiej i Zjednoczonych Emiratów Arabskich.
Kiedy administracja Trumpa podpisała porozumienie w Doha w lutym 2020 roku, talibowie chcieli, by używano tej nazwy, a USA odmówiły. W ramach kompromisu w umowie 16 razy opisano talibów jako „Islamski Emirat Afganistanu, który nie jest uznawany przez Stany Zjednoczone jako państwo i jest znany jako Talibowie”.
Źródło: cnsnews.com, euractiv.com
AS