Posługując się błędnymi danymi i niejasnymi pojęciami, zwolennicy kontroli przyrostu naturalnego chcą zmusić takie kraje jak Uganda do legalizacji aborcji i szerokiego stosowania antykoncepcji – ostrzegają obrońcy życia z Katolickiego Instytutu Praw Człowieka i Rodziny ( C-FAM). Raport nt. Ugandy sporządzony przez Instytut Alana Guttmachera (AGI), placówkę związaną z największą firmą przeprowadzającą aborcje Planned Parenthood, jednoznacznie ma wskazać, że jedyną receptą na rzekomy wysoki wskaźnik tzw. „niezamierzonych” ciąż w tym kraju jest zwiększenie dostępu do antykoncepcji i aborcji.
Proaborcyjny instytut twierdzi, że 54 proc. ciąż w Ugandzie jest niezamierzona. Posługując się niejasnym pojęciem „niezaspokojonych potrzeb antykoncepcyjnych”, wziętym ze słownika Departamentu Statystyki ONZ, wysuwa wniosek, że tylko antykoncepcja i nieograniczony dostęp do aborcji mogą zmienić sytuację w kraju, w którym większość mieszkańców nadal chce mieć duże rodziny i wzdraga się przed zabijaniem nienarodzonych dzieci. Według oenzetowskich danych, wskaźnik określający różnicę między pożądanym a aktualnym poziomem płodności w przypadku Ugandy wynosi 38 proc.
Wesprzyj nas już teraz!
Rebecca Oas z C-FAM zwraca uwagę na niejasność pojęcia „niezaspokojonych potrzeb antykoncepcyjnych” i zauważa, że choć w Stanach Zjednoczonych wskaźnik ten wynosi tylko 6-7 proc. to i tak połowa wszystkich ciąż w tym kraju zaklasyfikowana została jako „niezamierzone”. „Choć eksperci określają koncepcję niezaspokojonych potrzeb antykoncepcyjnych jako ‘nieuzasadnioną’ to uzasadnia ona żądania Funduszu Ludnościowego Narodów Zjednoczonych (UNFPA), który co roku przeznacza 8,1 mld dolarów na programy planowania rodziny na całym świecie” – dodaje Oas.
Raport nowojorskiej instytucji stwierdza, że to, co czyni aborcję w Ugandzie niebezpieczną, to niejasne regulacje prawne, brak wiedzy oraz „piętno związane z wszechobecnym w kraju negatywnym stosunkiem do aborcji”. Dokument nie powołując się na żadne źródła, określa wskaźnik śmiertelności okołoporodowej matek w tym kraju na 26 proc. i niemal wyłącznie wiąże to ze zjawiskiem niebezpiecznej aborcji. Tymczasem w oficjalnych statystkach rządowych Ugandy wskaźnik ten jest dwukrotnie mniejszy i ma związek m.in. z niskim poziomem opieki zdrowotnej. W szpitalach, mieszczących się w nieodpowiednich budynkach, brakuje wykwalifikowanego personelu i nowoczesnego sprzętu medycznego.
Zdaniem działaczki C-FAM, Guttmacher Institute nie jest zainteresowany poprawą poziomu świadczonych usług zdrowotnych dla obywateli Ugandy – działaniami, które, jak dowodzi przykład Ameryki Łacińskiej, mogłyby znacznie poprawić wskaźnik śmiertelności wśród matek w ciąży – lecz forsuje program kontroli populacji. Autorzy raportu z przerażeniem bowiem konstatują, że prawie 35-milionowa Uganda, w której 8 mln kobiet jest wieku reprodukcyjnym, ma jeden z największych współczynników przyrostu naturalnego na świecie.
Obrońcy życia i wielu lekarzy od dawna wskazują, że strategia środowisk proaborcyjnych polega na przekonywaniu społeczeństwa, że istnieją „bezpieczne” i „ ryzykowne-nielegalne” aborcje i zwiększenie dostępu do tych pierwszych ma spowodować, że będzie coraz mniej przypadków śmierci kobiet poddających się nielegalnym praktykom aborcyjnym. Zwolennicy aborcji dowodzą, że w krajach, gdzie zostanie ona zalegalizowana, mniejszy będzie ogólny współczynnik aborcji. Orężem w lobbowaniu na rzecz takiej tezy są właśnie publikowane cyklicznie raporty nowojorskiego Instytutu Guttmachera. Przedstawiają one w większości nieprawdziwe liczby nt. legalnych i nielegalnych aborcji, jednak zbyt rzadko są one publicznie kwestionowane.
KAI
mat