8 marca 2024

Ujawnił przemyt na granicy, Ukraińcy grożą mu śmiercią. MOCNA rozmowa z rolnikiem z Podlasia

(fot. PAP/Marcin Obara)

Prawo mówi jasno, że jest zakaz importu do Polski zboża, rzepaku i kukurydzy. Jest tylko tranzyt. To jest pic na wodę, ponieważ rzepak zalewa nasz rynek. Wszystko to nagrałem, udostępniłem na swoim koncie w mediach społecznościowych (…) Po tym zdarzeniu Ukraińcy wpisali mnie na „listę wrogów”. Dostaję SMS, pisane po ukraińsku: „Przyjdziemy, zabijemy Twoją rodzinę”, „Poderżniemy Wam gardła” – mówi w rozmowie z PCh24.pl Hubert Ojdana, rolnik z Podlasia, który udokumentował proceder przemytu nielegalnych płodów rolnych z Ukrainy.

Panie Hubercie, kto kogo prowokował na proteście?
Z tego, co widziałem, to my – rolnicy, pokojowo protestowaliśmy. Oczywiście, że zdarzy się jeden czy dwóch narwanych rolników, którzy będą chcieli zadziałać bardziej agresywnie, ale zdecydowana większość rolników była pokojowo nastawiona. Przyłączyły się też do nas inne grupy – nie mówię o myśliwych i leśnikach, którzy byli razem z nami, ale mam na myśli ludzi z Warszawy, z kręgów kibicowskich.

W Warszawie mieszka ponad milion ludzi, więc na protest przyszli też prowokatorzy. Dużo było prowokatorów z policji. Wiedziałem to już wcześniej, ale nie chciałem w to wierzyć. Dopiero kiedy zobaczyłem różne nagrania w mediach społecznościowych – utwierdziłem się w przekonaniu, że to policja prowokowała samą siebie. Wysłali swoich ludzi żeby rzucali w nich kostkami, kamieniami, i wtedy mieli pretekst do tego, żeby ruszyć na ludzi. Co więcej mówić?

Wesprzyj nas już teraz!

Mieliście problemy przy wjeździe do Warszawy?
Przyjechaliśmy dzień wcześniej z grupą bardziej medialnych rolników po to, żeby na spokojnie przegadać i ustalić plany działania na przyszłość. Chcemy zrobić przekaz nie tyle dla rolników, bo rolnicy wiedzą co się świeci, tylko dla ludzi z miasta. Następnego dnia rano wyszliśmy z hotelu i spokojnie przeszliśmy pod Kancelarię Prezesa Rady Ministrów, na pierwszą scenę. Później, pod Sejm. Było spokojnie, nie było żadnych problemów. Kiedy już zbliżała się godzina zakończenia strajku, policjanci chyba z nudów zaczęli robić prowokacje.

Później obejrzał Pan nagrania i byłeś zaskoczony, rozczarowany, wkurzony?

Wszystkiego po trochę. To miała być pokojowa manifestacja. Jak tylko podeszliśmy po Sejm to wiedziałem, że pokojowo się protest nie skończy, bo zaczęły się dołączać inne grupy – policjanci po cywilnemu zaczęli rzucać prowokacyjne hasła. Pierwsze petardy, które leciały w stronę policji nie były ani od rolników, ani od górników, ani od myśliwych. To wyglądało strasznie jednoznacznie. Teraz rząd chce za wszystko obwiniać rolników, ale tak jak mamy poparcie ludzi – 87proc., myślę, że przez prowokację, którą chcieli zrobić – poparcie wzrośnie. Każdy zdrowo myślący Polak wie, co się wydarzyło naprawę. Często powtarzam, że na Dzikim Zachodzie każdy miał rewolwer, a teraz każdy ma telefon, dzięki czemu wie, co się naprawdę działo.

Na rozmowy to chyba nie bardzo można liczyć?
Nie. To będzie to samo, co do tej pory: obiecywanie, zwodzenie. „Poczekajmy”, „Porozmawiajmy”, „Nie można takich protestów organizować, trzeba rozmawiać”. Te same teksty są cały czas.

Już za chwilkę wiosna, trzeba będzie robić na polach… Tylko, co dalej? Jaka przyszłość czeka rolników?
Już mogę przewidzieć przyszłość: po żniwach będzie bardzo dużo bankructw wśród rolników, ponieważ nic nie wskazuje na to, żeby ceny zbóż, pszenicy, rzepaku podskoczyły do góry, wręcz przeciwnie – cena będzie lecieć w dół. Kilka lat temu (2016; 2017) nawozy kosztowały 800zl, i pszenica, którą sprzedawaliśmy różnie kosztowała 800zl. Teraz saletra kosztuje 1.600zl, a pszenica – 600zl. Jeśli ktoś nie ma pieniędzy z innej hodowli – a jest dużo rolników, którzy mają np. produkcję zbóż, mięsa czy mleka – dokłada sobie do produkcji zbożowej. Jeśli ktoś ma tylko samo zboże, nie ma oszczędności – nie ma na co liczyć.

Przykłady, o których Pan mówi, można usłyszeć podczas protestu. Z ust nie tylko młodych rolników… Chociaż może komuś się wydaje, że rolnicy są bogaci, jeżdżą na wakacje. A tak naprawdę chyba o wakacjach to można sobie pomarzyć?

Jeśli ktoś ma hodowlę zwierzęcą to nie może sobie pozwolić na wakacje, bo jak? Musi być co dzień, nawet jeśli zatrudnia kilku pracowników. W skali Polski mam – łącznie z rodzicami – bardzo duże gospodarstwo – 800ha. Sam mam 300ha, i z tego, żeby przetrwać do żniw zostało mi bardzo mało. Do tego mam kredyty, zacząłem budowę domu… Będę musiał to odłożyć, bo nie będę miał z czego dokończyć.

Mimo wszystko mówi Pan o tym ze spokojem. Skąd ten pokój?
Może przez „listę śmierci”, na którą wpisali mnie Ukraińcy… Pierwsze dwa, trzy dni były stresujące, ale teraz już jakoś nauczyłem się żyć ze stresem.

Czym Pan sobie zasłużył, że został wpisany na „listę wrogów” Ukrainy?
Pojechałem na granicę do Dorohuska. Od miejsca protestu do terminalu, gdzie wjeżdżają pociągi było ok. 800m. Wspólnie z kolegami postanowiliśmy tam pójść i nagrać jak to wygląda. Udało nam się wejść na pociągi, zobaczyć, że naprawdę jedzie rzepak. Po około czterech godzinach pojechaliśmy dalej na terminal przeładunkowy i okazało się, z wagonów ładują rzepak na polskie ciężarówki i tym sposobem rzepak wjeżdża na tereny naszego kraju.

Prawo mówi jasno, że jest zakaz importu do Polski zboża, rzepaku i kukurydzy. Jest tylko tranzyt. To jest pic na wodę, ponieważ rzepak zalewa nasz rynek. Wszystko to nagrałem, udostępniłem na swoim koncie w mediach społecznościowych. Było bardzo dużo udostępnień, wszyscy to chyba widzieli. Po tym zdarzeniu Ukraińcy wpisali mnie na „listę wrogów”, bo szkodzę ich interesom. Wszystkie złe rzeczy, jak np. wysypywanie zbóż podpięli pode mnie. Nigdy nie wysypywałem zboża, ani nikogo do tego nie nakłaniałem.

W mediach można różne informacje przeczytać na ten temat, ale prawdy szukamy u źródła. Prawda to, że dostawał Pan pogróżki?
Cały czas. Dostaję SMS, pisane po ukraińsku: „Przyjdziemy, zabijemy Twoją rodzinę”, „Poderzniemy Wam gardła”.

Co Pan mówi?!

Odbieram też telefony: „- Jesteś na granicy? – Jak jesteś to zaraz przyjdziemy i Cię zabijemy”.

Nie boi się Pan o swoje życie?

Mieszkam w takim terenie, że Ukraińców jest mało. Zgłosiłem tę sprawę na policję tego samego dnia, którego zostałem wpisany na „listę wrogów” Ukrainy. Policjanci powiedzieli, że mogę podpisać ochronę, ale na razie tego nie zrobiłem. Gdybym to zrobił to nie mógłbym np. być na proteście w Warszawie. W mojej sprawie zadziałali też posłowie z różnych partii, ale i ludzie związani z rolnictwem.

To wielka odwaga…

Nie mówię, że jestem odważny, ale jeśli nie będzie ludzi odważnych – nie będą pokazywali tego, co dzieje się naprawdę, to ludzie będą żyć w obłudzie i zakłamaniu.

Zdobył Pan bardzo dużą popularność w Internecie. To pomaga, czy przeszkadza w codziennym życiu?
Wstaje rano, idę do pracy i nawet nie zwracam na to uwagi. Pomaga w tym sensie, że mogę się wypowiedzieć na proteście. Dostaję zaproszenia do różnych programów, dzięki czemu mam możliwość podzielić się tym, co widziałem i jakie cyrki się „odwalają” na granicy.

Jakieś przykłady?

Pomoc humanitarna na Ukrainę. Co tak naprawdę jest na ciężarówce? Krewetki, homary i kraby. Albo: na liście przewozowej jest zapisane „materiały sypkie”, a na ciężarówce najnowszy model Ford Ranger. Kolejna ciekawostka: u nas minister klimatu i środowiska pani Hennig-Kloska zakazała wycinki lasów. Na proteście byli leśnicy, którzy protestują przeciwko temu, ponieważ tracą swój zawód – żyli z tego, że wycinali drzewa i oddawali drewno do tartaku. Co się okazuje? Z Ukrainy bardzo dużo drewna do nas przyjeżdża. Z jakiego rejonu to drewno pochodzi? Z Czarnobyla.

No dobrze, ale przecież są plomby?
Plomby wymyślił rząd PiS-u. Okazało się, że jest to „parasol ochronny” dla przewoźników, ponieważ jeśli jest plomba na samochodzie to nawet policja nie może jej zerwać i sprawdzić co jest w środku. Mają list przewozowy, i trzeba wierzyć temu, co jest zapisane na liście. Nikt tego nie sprawdza, więc tak naprawdę na ciężarówce może być wszystko. Na granicy jest jedna wielka mafia.

Nie boi się Pan o tym mówić?
Przecież nie tylko ja to wiedziałem. I tak nie udostępniam wszystkich filmików, które mam. Czekam, aż ludzie sami zobaczą co się dzieje.

Jako młody rolnik – jaki ma Pan przekaz dla społeczeństwa?

Żeby wpierali polskie rolnictwo, kupowali polskie produkty z napisem „polski produkt”. Żeby patrzyli na kody kreskowe, byli świadomi tego, co jedzą. My, Polacy, produkujemy jedno z najzdrowszych żywności w Europie, a nawet i na świecie.

Dziękuję za rozmowę
Marta Dybińska

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(36)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie

Udostępnij przez

Cel na 2024 rok

Bez Państwa pomocy nie uratujemy Polski przed planami antykatolickiego rządu! Wesprzyj nas w tej walce!

mamy: 299 440 zł cel: 300 000 zł
100%
wybierz kwotę:
Wspieram