Czy współczesna Ukraina jest spadkobiercą naszej Rzeczypospolitej sprzed wieków? Z całą pewnością niewielu Polaków odpowie twierdząco na takie pytanie. Jeżeli już, powiemy, Ukraińcy są spadkobiercami buntowniczych tradycji kozaków, którzy dopuszczali się brutalnych mordów na szeroką skalę, równie chętnie jak UPA na Wołyniu. A jednak, jest we współczesnej Ukrainie coś takiego, co do złudzenia przypomina właśnie naszą Rzeczpospolitą. Są to jej słabości.
Może się to wydawać absurdem, jednak w tym sensie Ukraina faktycznie okazała się być spadkobiercą dawnej Rzeczypospolitej – a dokładniej, jej karykaturą. Warto się nad tą kwestią zastanowić, gdyż może to nam pomóc znaleźć odpowiedź na pytanie: co będzie dalej z Ukrainą?
Wesprzyj nas już teraz!
Jak to ongiś było z Rzecząpospolitą
Aby zobaczyć te podobieństwa, musimy sięgnąć nie tyle do historii, co do stereotypowych uproszczeń historii, które tak łatwo dziś napotkać w szkole. Jak więc uczy się młodzież, Rzeczpospolita była państwem niby republikańskim, ale faktycznie oligarchią, którą rządziła wąska grupka samolubnych magnatów. Chociaż bogactwem nieraz przewyższali oni budżet państwa, magnaci zawsze przedkładali własne interesy nad dobro Rzeczypospolitej, co sprawiło iż w obliczu kryzysu, przekupieni przez obce mocarstwa chętnie podpisywali traktaty rozbiorowe. Wprawdzie w kulminacyjnym punkcie na chwilę się opanowali, i podjęli próbę ratowania państwa poprzez konstytucję 3 maja, jednak wkrótce powrócili do dawnych obyczajów, i już ochoczo witali, a nawet wzywali, Rosjan. Dodajmy jeszcze: sejm polski cechował się chaosem, bijatykami, brakiem decyzyjności w sprawach ważnych i pożytecznych, oraz niefrasobliwym podejmowaniem ustaw szkodliwych dla państwa, ale korzystnych dla przekupionej szlachty. Tak rządzone państwo okazało się niezdolne, nawet na przestrzeni kilkudziesięciu lat, w jakimkolwiek stopniu się zreformować. Gdyby była mowa o stereotypach panujących za granicą, a nie tylko w naszych własnych szkołach, trzeba by jeszcze dodać: anarchia sprawiła iż interwencja państw ościennych była konieczna i usprawiedliwiona.
Tyle stereotypy. Dodajmy jeszcze parę szczegółów historycznych. Otóż, Rzeczpospolita doświadczała buntów na wschodzie nie tylko w wieku XVII, ale również w następnym. W przeddzień rozbiorów wybuchła tak zwana koliszczyzna – bunt kozaków i ruskich chłopów, prawdopodobnie wywołany przez Rosję. Bunt ten zbiegł się czasowo z próbą – znowu, pewne uproszczenie – przejęcia władzy przez opcję patriotyczną, czyli konfederację barską. Dziś z pewnością wiadome czynniki tę konfederację określiłby mianem faszystów.
Dziś na Ukrainie…
Trudno nie zauważyć iż takie stereotypowe, uproszczone, i pod wieloma względami niesprawiedliwe streszczenie kontekstu i przyczyn upadku Rzeczypospolitej, pasuje aż za dobrze do dzisiejszej Ukrainy. Można dodać – z pewnością w tym przypadku też mamy do czynienia z niesprawiedliwym uproszczeniem. Warto jednak warto to podobieństwo zauważyć.
Z pewnością więc patrząc na dzisiejszą Ukrainę, dostrzegamy z łatwością rządy magnatów, zwanych dziś oligarchami. Prezydent Ukrainy jest wszak jednym z najbogatszych jej obywateli, i z pewnością takim by pozostał nawet gdyby Ukraina sama przestała istnieć. Istotną różnicą jest jednak to, iż dzisiejsza ukraińska magnateria nie wywodzi się ze szlachty, a z postkomunistycznej nomenklatury, bez wyjątku zdobywającej swoje bogactwo w mętnych procesach prywatyzacyjnych. Ponieważ proces ten naturalnie faworyzował egoizm i korupcję, niewątpliwie dziś ukraińska oligarchia jest dużo bliższa stereotypowi jakim cieszyli się polscy magnaci niż temu jacy faktycznie byli oni. Jakże znamienny jest fakt iż rząd Ukrainy woli angażować zagranicznych polityków – niektórych o mocno szemranych reputacjach – niż szukać nowych talentów na własnym zapleczu.
W obliczu kryzysu państwo ukraińskie okazało się znacznie bardziej niezdolne do autentycznych reform niż dawna Rzeczpospolita. O ile bowiem w Rzeczypospolitej następowało wiele autentycznych prób reform, które ostatecznie spaliły na panewce w praktyce, o tyle na Ukrainie kolejne rządy o reformach mówią wyłącznie na potrzeby elektoratu i zachodnich kredytodawców. W niedługim czasie po wyborach reformy okazują się fikcją lub są tylko pozorowane. Trudno na przykład brać za dobrą monetę deklarację rządzącego oligarchy Poroszenki iż skończy z rządami oligarchów na Ukrainie. Toteż te śladowe reformy, które dotychczas nastąpiły, ograniczają się przeważnie do symboli – jak skądinąd bardzo potrzebna dekomunizacja przestrzeni publicznej – ale nie naruszają zgnilizny jaką podszyty jest cały system polityczny. W tej sytuacji, nic dziwnego iż Rosja, gdy frakcja sprzyjająca jej interesom została odsunięta od władzy, zdecydowała się na dokonanie pierwszego rozbioru, zajmując bez walki Krym. Szczęściem w nieszczęściu Ukrainy jest to, iż tym razem, Rosja nie znajduje za granicą partnerów do rozbiorów.
Kolejnym podobieństwem – zakrawającym o ironię – jest bunt, z jakim już od dwóch lat walczą spadkobiercy koliszczyzny na wschodzie. Czym bowiem jest rebelia na wschodniej Ukrainie, jeśli nie nową formą buntów kozackich – jak zwykle za zachętą i z pokaźnym wsparciem wschodniego sąsiada? Podobnie jak koliszczyzna, bunt oczywiście nastąpił w momencie przejęcia władzy przez to co, pomimo całej swej degrengolady i zepsucia, na Ukrainie uchodzi za opcję patriotyczną.
Co dalej?
Czy Ukraina wyjdzie z kryzysu? Czy zdoła dokonać reform, i przeciwstawić się rosyjskiej agresji? Na ten moment odpowiedź musi być przecząca. Wprawdzie wojsko ukraińskie faktycznie podniosło swą sprawność bojową – między innymi tworząc w błyskawicznym tempie rozmaite formacje w stylu obrony terytorialnej, o której w Polsce dziś się niestety tylko mówi – jednak ze strony politycznej nie ma woli walki. Również naród, pomimo wielu przejawów patriotyzmu, przyjmuje całą sytuację z dużą dozą obojętności. Symboliczny tu jest Krym. Gdy w lecie tego roku wśród napięć na granicy krymskiej niektórzy mówili nawet o możliwości gorącej wojny, na brytyjskim BBC News można było przeczytać wywiady przeprowadzone z ukraińskimi turystami… na Krymie.
Pomimo wszelkich politycznych deklaracji o odzyskaniu Krymu, nigdy nie podjęto jakichkolwiek kroków które mogłyby wskazywać na faktyczny sprzeciw przeciwko rosyjskiej okupacji, a Ukraińcy ochoczo odwiedzają okupowany Krym aby wygrzewać się na plaży. W tej sytuacji, ostateczna ratyfikacja traktatu rozbiorowego przez Ukrainę nie jest potencjalną możliwością, a jedynie kwestią czasu. Na wschodzie tymczasem, wszystko wskazuje na rozwiązanie w stylu Hetmanatu – chwilowo autonomicznego bytu, który w stosownym momencie może zostać wchłonięty przez Rosję. Jak zwykle kropkę nad „i” stawia rząd Ukrainy, który jak się niedawno okazało, zrezygnował już z jakichkolwiek sankcji handlowych względem państwa, z którym – jak twierdzą politycy – jest faktycznie w stanie wojny. Czy w przyszłości nastąpią kolejne rozbiory?
Czytelnik mógłby zapytać – po co taki artykuł? Czy to nie jest złośliwość, albo nawet działanie na szkodę państwa z którym aktualnie Polska próbuje współpracować? Wprost przeciwnie. Ukraina i jej mieszkańcy, cokolwiek by o nich nie mówić, są kulturowymi dziećmi naszej Rzeczypospolitej. Nawet jeśli pod wieloma względami zdołali połączyć to co było najgorsze w Rzeczypospolitej z tym co najgorsze w Rosji i Związku Radzieckim, to jednak historia i pokrewieństwo sprawiają, że zawsze będą z nami związani – niezależnie od tego jak bardzo niektórym Ukraińcom ten fakt się nie podoba. Warto więc wspierać Ukrainę – niekoniecznie wojskowo czy politycznie, ale kulturowo, popychając ją właśnie w kierunku odkrywania kulturowego pokrewieństwa. Dla niektórych – nielicznych niestety – Ukraińców, Rzeczpospolita pozostaje wielką inspiracją, i nad tym warto pracować. Jednakże trzeba działać z realizmem i świadomością bolesnych słabości dzisiejszej Ukrainy. Trzeba rozumieć iż obecna klasa polityczna tego państwa niemalże wyklucza wszelkie możliwości autentycznych reform. Udzielanie jej wsparcia finansowego jest równie ryzykowne jak udzielanie pożyczki Rzeczypospolitej w dobie króla Stasia. Natomiast jak najbardziej celowe są działania na polu kulturowym, dążące do zmiany świadomości Ukraińców. Niestety, w tej sferze nasz rząd się kryguje, usilnie unikając drażliwych tematów – właśnie tych, które są najpilniejsze.
Pamiętajmy również iż Ukraina nie może być w żaden sposób uznana za państwo stabilne politycznie. Nie zakładajmy iż kolorowe rewolucje były, minęły, teraz zaś zapanowała stabilna demokracja. Mamy do czynienia z państwem w którym skorumpowana i znienawidzona klasa polityczna jest zmuszana do bezustannego wzmocnienia wojska. Armia Ukrainy, po katastrofie moralnej i wizerunkowej jaką było oddanie Krymu bez walki, w znaczący sposób odbudowała swoją reputację w oczach narodu, i z pewnością stoi dziś na dużo wyższym poziomie sprawności – również w sferze dowodzenia. Pogardzani politycy, wszechobecna korupcja, i rosnąca w siłę i popularność armia. Jaki będzie wynik tego zderzenia?
Być może więc najsensowniej w tej chwili byłoby wspierać Ukrainę poprzez szkolenia ukraińskich wojskowych, ale szkolenia takie, które również przybliżą ich do nas światopoglądowo i w sferze świadomości historycznej. Rządy wojskowych bowiem to dla potomków kozaków tradycyjna forma sprawowania władzy. I dobrze. My zadbajmy przede wszystkim o to, aby przy okazji nie odżywała również inna tradycja – szlachtowania Polaków…
Jakub Majewski