Bóg Wojny, jak przed laty nazywano artylerię, znów w natarciu. Przebieg wojny w Donbasie otwiera nowy rozdział w historii tej broni, choć kierunek, w którym pójdzie jej rozwój, nie jest jeszcze przesądzony.
Konflikt zbrojny między Ukrainą, a wspieranymi przez Rosję separatystami w Donbasie, stanowi oczywisty przedmiot zainteresowania analityków wojskowych. Poczynione przez nich obserwacje będą miały wpływ na politykę obronną wielu państw świata. Już można dostrzec ponowne zainteresowanie rządów rozbudową własnej broni pancernej, której rychłą marginalizację jeszcze nie tak dawno wieszczono. Doświadczenia z przebiegu wojny na wschodzie Ukrainy niewątpliwie spowodują także zmiany w zakresie techniki i taktyki artylerii. Na łamach magazynu „Raport, wojsko technika obronność” Wojciech Łuczak referuje głosy militarnych specjalistów w tym zakresie.
Wesprzyj nas już teraz!
Bez względu na poglądy i sympatie ekspertów analizujących mocne i słabe punkty operacji obu zaangażowanych w konflikt stron, wszyscy zgadzają się, że […] specyfika terenu, jego rzeźba i rozległość, czynią z artylerii w większości przypadków rozstrzygający oręż działań wojsk lądowych – pisze autor.
Wielkie wsparcie dla artylerii stanowiły bezzałogowe statki latające (bsl). Tu strona Ukraińska dała się zaskoczyć rebeliantom, którzy dysponowali pokaźną ilością tego typu maszyn, naturalnie dostarczonych im przez Rosję. Według opinii cytowanego w omawianym artykule Nicholasa de Larrinaga, duża liczba wprowadzonych na wyposażenie artylerii rosyjskiej bezzałogowych statków latających, to efekt „bolesnych doświadczeń” kampanii gruzińskiej 2008 roku. W ostatnim pięcioleciu liczba rozpoznawczych bezzałogowców w armii rosyjskiej wzrosła z ok. 180 do ponad 1700. Ich użycie podczas walk stanowiło duże zaskoczenia dla Ukraińców, którzy takich maszyn prawie nie mieli. Użycie dronów zapewniło artylerii separatystów wgląd w pozycje przeciwnika.
Zazwyczaj po mniej niż kwadransie od pojawienia się bezzałogowego statku powietrznego, na pozycje ukraińskie spadały salwy oddane przez artylerię rakietową dużego kalibru. Potem nad ostrzelany teren ponownie nadlatywały drony, by sprawdzić efekty ostrzału.
Zmusiło to żołnierzy spod znaku tryzuba do budowy improwizowanych bezzałogowców z wykorzystaniem modeli latających, czy nawet… zabawek i wmontowanych w nie kamer, które czasami były mocowane zwykłą taśmą klejącą. Nawet tego typu amatorskie zabiegi wpłynęły pozytywnie na wzrost efektywności działań artylerzystów ukraińskich.
Wniosek, który, według Łuczaka, powinni wziąć sobie do serca polscy decydenci jest następujący: masowe zastosowanie latających bezzałogowców w konfliktach naszych czasów zmieniło nieodwracalnie taktykę pola bitwy, a zwłaszcza użycie artylerii. Ta za pośrednictwem tanich i trudnych do wykrycia i zniszczenia środków w precyzyjnej lokalizacji celów, stała się skutecznym i nadzwyczaj ekonomicznym środkiem walki na coraz większych dystansach. Dlatego z jednej strony należy zapewnić sobie zdolność do rozpoznania i pozycjonowania, przy pomocy licznych bezzałogowców, z drugiej natomiast – rozwijać środki i metody niszczenia lub obezwładniania bsl potencjalnego przeciwnika.
Należy podkreślić, że wyposażona w nowoczesne środki rozpoznania powietrznego artyleria, była, według raportu sporządzonego przez The Potomac Fondation, sprawcą około 85 proc. wszystkich strat poniesionych przez obie strony.
W XXI wieku Rosjanie dokonali zmian w artylerii, wydatnie zwiększając udział w niej broni rakietowej, co oznacza, jak podkreśla Wojciech Łuczak, że Rosjanie hołdują i będą hołdować, obezwładniającym uderzeniom rakietowym, co kontrastuje jaskrawo z wiarą Zachodu w precyzyjny, chirurgiczny ogień dział kal.155 mm. Którą i nam zaszczepiono… Tymczasem salwa pocisków rakietowych, dzięki swej sile, może być skuteczniejsza od chirurgicznych uderzeń artylerii zachodniej, której celność jest uzależniona od nawigacji satelitarnej.
Wojna na Ukrainie wykazała także słabość, w konfrontacji z artylerią, lekko opancerzonych wozów bojowych piechoty. W wyniku nawał ogniowych prowadzonych z dalszych odległości przy pomocy zaawansowanych pocisków, obie strony ponosiły spore straty wśród pojazdów typu BTR i BWP. Może to stać się początkiem końca wozów klasy amerykańskiego Strykera. Przy tej okazji autor tekstu na łamach „Raportu” nawiązał do dyskusji, jaka od lat toczy się w Polsce na temat wymogu stawianego przez Ministerstwo Obrony Narodowej, by nowe, projektowane dla naszej armii, bojowe wozy piechoty, posiadały zdolność pływania. Fizyki nie da się oszukać! Spełnienie życzenia urzędników MON jest możliwe wyłącznie kosztem zmniejszenia masy pojazdu, czyli de facto grubości pancerza. Biorąc pod uwagę doświadczenia z Donbasu należy się obawiać, że w przypadku wojny może to zaowocować ciężkimi stratami wśród załóg takich bwp. Choć naturalnie, realia konfliktu w Donbasie, nie muszą powtórzyć się w przypadku wojny pełnoskalowej.
Na koniec artykułu Wojciech Łuczak wspomina o jeszcze jednym zjawisku związanym z wykorzystaniem artylerii podczas konfliktu na wschodniej Ukrainie, tzn. coraz powszechniejszemu stosowaniu radarów artyleryjskich. W trakcie walk rebelianci, zaopatrzeni przez Rosję w wiele radarów różnych typów, skutecznie zwalczali artylerię przeciwnika z dużych odległości. Strona ukraińska takich urządzeń nie posiadała w ogóle. Dopiero podczas walk udało jej się pozyskać od Amerykanów ok. 20 radarów wykrywania ognia moździerzowego. Co ciekawe, celem działań przeciwartyleryjskich obu stron było nie tyle zniszczenie baterii wroga, co zmuszenie ich do opuszczenia stanowisk, by pozbawić wsparcia siły walczące w pierwszej linii.
„Raport” nr 4/2016
Adam Kowalik