Dzisiaj

Umarł Batman, niech żyją Joker i Pingwin. Komu służą antybohaterowie?

(Pch24.pl)

Kino antybohaterskie to rozpaczliwa próba obrony liberalizmu przed społecznym buntem. Jeśli odrzucimy nowoczesny model państwa zachodniego, czeka nas to, co widzimy w filmie „Joker” czy serialu „Pingwin”: gwałt, chaos i rewolucja. Wszak ostatniego obrońcy tradycyjnej kultury – Batmana – w tym świecie po prostu już nie ma.

 

Refleksja nad tym, jak wyglądałby świat mitycznego Gotham bez Batmana, jest dla twórców wyjątkowo kusząca. Zaproponował ją m.in. serial „Gotham”, w którym Mroczny Rycerz dopiero przygotowuje się stopniowo do swojej roli. Tam jednak mamy podskórnie czujemy, że sprawiedliwość nadejdzie.

Wesprzyj nas już teraz!

W serialu „Pingwin” i w filmie „Joker” o sprawiedliwości w zasadzie nie ma mowy. Bo też twórcy proponują nam wizję świata, w którym nie ma miejsca dla kultury, lecz dominuje swoista kontrkultura. Brakuje tam bohaterów, którzy postępują sprawiedliwie, i którzy nawet jeśli upadną, to jednak zmagają się ze sobą, zwalczając własne słabości. Tryumfy święcą za to okrutnicy i bałwochwalcy, których za występki nie spotyka żadna kara. Jeśli nawet dotyka ich cierpienie, to jest ono dziełem przypadku lub udanej intrygi przeciwnika.

Słusznie pisał Arystoteles w dziele „Polityka”, że największymi słabościami natury ludzkiej są pożądliwości ciała i żarłoczność. Co ciekawe, zarówno Joker jak i Pingwin zostali tak zaprojektowani przez reżyserów, kolejno: Todda Phillipsa i Matta Reevesa, że zmagają się, kolejno z nieuporządkowaniem cielesnych żądz oraz niepohamowanym apetytem. Rzecz jasna Joker nie jest klasycznymi zboczeńcem, lecz zwyczajnie nie potrafi panować nad własnymi emocjami. Usiłuje budować relacje damsko-męskie niezdarnie, ponieważ jest pozbawiony emocjonalnej samokontroli. Nie wie, czym w istocie czym jest spełnienie dwojga ludzi w prawdziwym i bezgranicznym oddaniu się sobie.  

Pingwin z kolei to po prostu pospolity obżartuch, który momentami pod obliczem nawet zabawnego sybaryty skrywa autentyczne okrucieństwo.

W obydwu przypadkach dawanie upustu owym pożądliwościom to temat całkowicie poboczny. Ani Joker nie staje się mordercą z powodu nieumiejętności panowania nad pożądliwością, ani Pingwin psychopatą z powodu obżarstwa. A jednak, obydwaj ponoszą porażki w zmaganiach z własną cielesnością.

Opowieść o tych dwóch antybohaterach to niezdarna próba obrony tego, co krytycy współczesności nazwą „antykulturą” – czyli liberalnego porządku, chwiejącego się w posadach, o czym amerykańskie elity stojące wobec zwycięstwa wyborczego Donalda Trumpa, wiedzą najlepiej. Gotham, w opinii mainstreamowych przecież twórców „Pingwina” i „Jokera”, potrzebuje właśnie powrotu do liberalizmu: wszechwładnego rządu, który prawnymi regulacjami i siłą zaprowadzi tam potrzebny jak woda na pustyni ład. Nie wystarczy już Batman, czyli niedobitek antyliberalnego świata.

Diagnoza twórców antybohaterskiego kina jest w gruncie rzeczy prosta: chcecie bezpieczeństwa i spokoju? Zostawcie to nam – elitom, które ten świat zbudowały i poradzą sobie doskonale z przywróceniem systemowi homeostazy. Wystarczy, że nie będzie przeszkadzać.

Chaos kontra przywracanie porządku?

Zazwyczaj publicyści lub badacze na początku swych bardziej lub mniej wiekopomnych dzieł, przyznają się do swoich poglądów, uświadamiając czytelnika, z kim zacz ma sprawę. Zrobię podobnie: jestem absolutnym fanem trylogii Christophera Nolana o Batmanie. Inne filmy opowiadające o Człowieku-Nietoperzu uważam albo za warte najcięższej klątwy herezje, albo za niezłe produkcje, lecz nazbyt komiksowe, a momentami ocierające się o pastisz (filmy Burtona).

Jednak nawet Nolan, mimo że złożył swoimi batmańskimi obrazami hołd kinu bohaterskiemu, zawahał się, czy faktycznie modus operandi jego głównej postaci prowadzi ku lepszemu światu. W absolutnie genialnym obrazie „Mroczny rycerz” widzimy niespodziewany upadek uporządkowanego przez Batmana świata. Oto ku zaskoczeniu Człowieka-Nietoperza pasmo sukcesów w zaprowadzaniu sprawiedliwości przerywa mu niepozorny zrazu błazen, psychopata znikąd, którego nie sposób powstrzymać, czyli Joker.

Odzyskać kontrolę udaje się Batmanowi dopiero za pomocą nowych technologii, umożliwiających podsłuchiwanie całego Gotham. A zatem znowu wygrały totalniackie narzędzia, siła centralizmu, liberalna obsesja kontroli natury, przekonanie, że człowiek jest bytem tak zepsutym (lub, idąc za Rousseau – zniszczonym przez cywilizację), że należy go poddać presji instytucji państwa, by móc odzyskać spokój i równowagę. Natura zaś jawi się nie jako czynnik pomocniczy, z którym należy współpracować, lecz jako przeszkoda na drodze do ostatecznego wyzwolenia jednostki.

A przecież Batman – dotyczy to w części również wizji Nolana – jest zaprzeczeniem potrzeby istnienia wszechwładnego rządu. W obrazie „Batman. Początek” widzimy Człowieka-Nietoperza przekraczającego granice prawa, ale prawa stanowionego przez liberalny rząd, czyli taki, który za nic ma potrzebę pielęgnowania cnoty sprawiedliwości. Prawo Gotham jest korupcjogenne, powiedzielibyśmy dzisiaj: to prawo nie działa. A Batman, choć nazwiemy go odruchowo buntownikiem, chuliganem, łotrzykiem czy typem spod ciemnej gwiazdy, w istocie działa w oparciu o prawo naturalne: rozeznaje czym jest sprawiedliwość i dąży do jej przywrócenia.

Udaje mu się to wreszcie, ale płaci za to wysoką cenę: zostaje odrzucony przez liberalny porządek. Nikomu w tym świecie nie jest potrzebny człowiek zapamiętale kruszący szklane ściany panoptykonu, urywający łeb lewiatanowi, przywracający kulturę poprzez oddanie swoistego hołdu naturze człowieka. Włodarze Gotham postrzegają taką postawę jako z gruntu niebezpieczną. Naturę należy kontrolować, a jeśli trzeba: odrzucić ją, w imię permisywnie rozumianej wolności. Przecież Batman powściąga ambicje bogaczy, mroczne pragnienia urzędników, ciemne sprawki stróżów prawa. I pozostaje poza jakąkolwiek kontrolą. Ktoś taki, jako żywo, nie jest nam potrzebny.

Batman musi odejść

Dlatego Batman musiał odejść. W „Pingwinie” czy „Jokerze” nie ma go, bo jedynie przeszkadzałby w poukładanym ciągu narracyjnym. Jest przecież ciałem obcym, kimś kto pozbawia współczesne państwo liberalne legitymacji. Bez niego puzzle po prostu lepiej do siebie pasują.

Zarówno serial Matta Reevesa jak i film Todda Philippsa stanowić mają przecież swoistą przestrogę, co stanie się, jeśli odrzucimy liberalny porządek. Gotham to świat chylącego się ku upadkowi liberalizmu, albo raczej świat, jakim postrzegają go dzisiaj przerażeni perspektywą antyliberalnego buntu koryfeusze progresywnej idei liberalnej.

Reeves i Phillips uparcie przekonują nas, że nie damy sobie rady bez państwa. Ludzkie żądze są tak straszliwym i nieokiełznanym żywiołem, że jedyną szansą na ich powstrzymanie jest silne państwo. Świat bez silnego przywództwa w Gotham, podpalony przez Jokera i zgwałcony przez Pingwina, jest Ameryką po czterech latach drugiej kadencji Trumpa, Francją w której wygrało Zjednoczenie Narodowe czy Węgrami Victora Orbana. Nikt mnie nie przekona, że to dzieło przypadku, iż Joker Phillipsa i Pingwin Reevesa, to postaci z ludu, szybko łapiące kontakt z prostymi ludźmi, przywódcy buntu przeciwko „niesprawiedliwej” władzy.

W tej narracji Batman, przypominający że ład i porządek mają zgoła inne źródła niż stanowione prawo, nie jest już nikomu potrzebny.

Krzysztof Gędłek 

 

 

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(1)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie