8 listopada 2012

Umowy ratunkowe, nie śmieciowe

„Błędną politykę maksymalizacji opodatkowania pracy realizuje się przynajmniej od kilkunastu lat, od „wiekopomnych” reform rządu premiera Buzka. Zwiększono wówczas prawie dwukrotnie obciążenie pracy dodatkowymi podatkami czysto socjalnymi, nazwanymi dla zmylenia składką”. Z Ireneuszem Jabłońskim, ekspertem Centrum im. Adama Smitha, rozmawia Tomasz Tokarski.

 

Skąd wziął się slogan „umowy śmieciowe” i komu zależy na jego propagowaniu?

Wesprzyj nas już teraz!

 

– To zabieg socjotechniczny mający na celu nadanie negatywnego wydźwięku umowom, których istotą jest charakter cywilnoprawny, zawieranym w oparciu o kodeks cywilny, ewentualnie umowom o dzieło, jako szczególnego rodzaju umowom o pracę lub o wykonanie jakiegoś zadania powierzonego wykonawcy tej umowy przez zleceniodawcę. Powtórzę: jest to zabieg czysto socjotechniczny, by zwiększyć medialną presję ze strony tych, którzy chcieliby ograniczenia tego typu umów ze względów partykularnych lub ideologicznych.

 

Spory wokół składek ZUS od tych umów przycichły. Czyżby rząd wycofał się, pod presją protestów? A może to balon próbny?

 

– Obie przyczyny są możliwe. Liczy się efekt końcowy, na szczęście rząd się wycofał. Warto zwrócić uwagę, że tak szeroki zakres stosowania umów cywilnoprawnych i umów o dzieło jest skutkiem, a nie przyczyną. To efekt nadmiernego opodatkowania pracy i restrykcyjnego prawa pracy. Oczekiwane, szczególnie ze strony związków zawodowych, obłożenie tych umów składką ZUS-owską, czyli pogorszenia konkurencyjności tych umów, byłoby oczywiście ogromną szkodą dla samych zleceniobiorców. Powtórzę: tak szeroki zakres stosowania umów jest rezultatem wysokiego opodatkowania pracy i restrykcyjnego prawa pracy, które zobowiązuje pracodawcę do szeregu nieracjonalnych, ekonomicznie nieuzasadnionych świadczeń czy zachowań wobec pracownika, których spora część pracodawców najzwyczajniej nie jest w stanie wypełnić.

To jedyna możliwa, jak się wydaje, forma zatrudnienia sporej części pracobiorców – w praktyce innej nie ma. Alternatywą nie jest, oczywiście, zatrudnianie na umowę o pracę, bo pracodawców po prostu nie stać na ponoszenie ciężarów podatkowych na poziomie podatku akcyzowego, wynoszącego nominalnie 80, a realnie 65 procent od dochodu netto pracownika. Stąd tak szerokie stosowanie tego typu umów. Gdyby próba obłożenia umów cywilnoprawnych i umów o dzieło podatkiem socjalnym – w tym przede wszystkim składką ZUS-owską – powiodła się, efekt byłby dwojaki: część pracodawców musiałaby zrezygnować z zatrudniania osób w tej formie, inna zaś, wraz z odbiorcami tego typu umów – przenieść się do szarej strefy. Nie ma innej alternatywy.

 

Czy tego pomysłu rządu nie należałoby zatem określić mianem podatku celowego na dzisiejsze świadczenia ubezpieczeniowe?

 

– To nie jest pomysł wyłącznie tego rządu. Błędną politykę maksymalizacji opodatkowania pracy realizuje się przynajmniej od kilkunastu lat, od „wiekopomnych” reform rządu premiera Buzka. Zwiększono wówczas prawie dwukrotnie obciążenie pracy dodatkowymi podatkami czysto socjalnymi, nazwanymi dla zmylenia składką – czy to na ZUS, czy na ochronę zdrowia. Od roku 1998 notujemy zatem znaczące pogorszenie warunków zatrudnienia, wynikające z absurdalnego opodatkowania pracy. Obecny rząd i poprzednie rządy od chwili wprowadzenia tak wysokiego opodatkowania pracy nie miały siły, wyobraźni lub woli, by zmienić ów proceder, tak bardzo szkodliwy dla polskiego rynku pracy, a tym samym dla polskiej gospodarki. Zmiana powinna polegać na istotnym obniżeniu opodatkowania pracy, nawet – jak proponowaliśmy już w roku 2004 – o dwie trzecie, a ubytki budżetowe z tego tytułu rekompensować podatkami pośrednimi i ryczałtowymi, które są znacznie mniej szkodliwe od tak wysokiego opodatkowania pracy.

 

Jaka może być reakcja pracodawców i przedsiębiorców na dalszy wzrost opodatkowania pracy?

 

– Skutki obserwujemy już dziś. Ponad dwa miliony bezrobotnych oraz co najmniej półtora miliona polskich emigrantów to właśnie wynik braku podaży pracy na rynku polskim. Utrzymuje się on, mimo że w kraju jest wiele do zrobienia, w zasadzie w każdej dziedzinie, począwszy od budowy mieszkań i dróg, a na wzroście jakości i ilości usług kończąc. Praca to towar rynkowy, jeden ze składników, które przedsiębiorca musi zakupić w celu wytworzenia produktu końcowego, bez względu na to, czy jest on dobrem materialnym, czy usługą. Wysokie opodatkowanie pracy powoduje niechęć lub brak możliwości przedsiębiorców, by tworzyć nowe miejsca pracy czy choćby utrzymywać te, które już są. Dlatego właśnie korzystają oni z deski ratunkowej, jaką są umowy cywilnoprawne i umowy o dzieło, by móc kupować potrzebną im pracę. Tyle, na ile ich stać. Przedsiębiorcy są zainteresowani możliwie dobrą płacą dla swoich dobrych pracowników. W ten sposób wiążą ich z firmą i czerpią zyski z ich zwiększonej aktywności. Nie są jednak w stanie sprostać wszystkim obowiązkom podatkowym, w tym tzw. składkom na świadczenia społeczne, będącym w rzeczywistości podatkami socjalnymi. Dlatego odwołali się do tak szerokiego zastosowania umów tego typu. Podniesienie opodatkowania umów cywilnoprawnych do wysokości umów o pracę spowoduje znaczne zmniejszenie podaży miejsc pracy.

 

W jednym z wywiadów stwierdził Pan, że nałożenie na umowy cywilnoprawne składek ubezpieczeniowych nic nie da. Idźmy dalej – czy pogorszy sytuację? A jeśli tak, to w jaki sposób?

 

– Nic nie da w sensie zwiększenia wpływów do budżetu państwa, natomiast skutek będzie miało odwrotny od oczekiwanego, tj. wpłynie na zmniejszenie podaży miejsc pracy i wypchnięcie części zatrudnionych na te umowy do szarej strefy. Per saldo zatem rynek pracy zostanie zubożony, a ta część pracobiorców, która zostanie zepchnięta do szarej strefy, odczuje wymierne pogorszenie poziomu życia. Oba powyższe skutki spowodują zmniejszenie wpływów budżetowych, czyli efekt dokładnie odwrotny od zamierzonego.

 

Jak wpłynie to na rynek pracy, szczególnie wśród ludzi młodych, wymagających nakładów na szkolenia?

 

– Jeżeli nie będzie zmian systemowych, sytuacja nie zmieni się w sposób istotny w pożądanym kierunku, może się tylko pogorszyć. Nowi czy też młodzi pracownicy, formalnie wykształceni, ale niedostosowani do obecnego rynku pracy, muszą odbyć spory staż u pracodawcy. Tymczasem przedsiębiorców nie stać już dziś na zatrudnianie pełnowartościowych pracowników zgodnie ze swoimi potrzebami. Stosują zatem szeroko różne inne formy zatrudnienia, w tym umowy cywilnoprawne.

Wysokie opodatkowanie pracy to również jedna z głównych przyczyn tak rozwiniętej szarej strefy. Bez zmian systemowych pracodawcy nawet przy dobrej woli nie będą mieli innych możliwości, ponieważ odpowiadają za pozytywny wynik końcowy i ekonomiczny swojej działalności, która powinna zakończyć się choćby skromnym zyskiem. Jeżeli nie stać ich na zakup pracy ze względu na jej wysokie opodatkowanie, nie będą, rzecz jasna, tworzyć nowych miejsc pracy, bo musieliby wkrótce ogłosić bankructwo.

 

Na jakich rozwiązaniach winniśmy się oprzeć, uwalniając skrępowany, polski potencjał gospodarczy?

 

– Powinniśmy zmienić system podatkowy, zlikwidować większość ograniczeń prowadzenia działalności gospodarczej, zapisanych w kilkuset ustawach. Próbuje się z tym obecnie zmierzyć minister Gowin – uwolnić od konieczności posiadania licencji czy koncesji kilkadziesiąt, a miejmy nadzieję, że znacznie więcej zawodów. Należy również uelastycznić prawo pracy, zredukować do minimum wymogi różnych procedur administracyjnych dla przedsiębiorców, które poza uciążliwością i generowaniem niepotrzebnych kosztów nie wnoszą absolutnie nic. Dopiero suma tych zmian spowoduje zmianę systemową, da szansę wchłonięcia przez gospodarkę tego, co stanowi nasze największe bogactwo, czyli młodego pokolenia nieźle wykształconych ludzi. Bez takich zmian systemowych wykorzystanie naszej przewagi konkurencyjności nie nastąpi.

 

Jakie lekarstwo gospodarcze należy więc zastosować w pierwszej kolejności? 

 

– Nie ma cudownych recept polegających na wprowadzeniu niewielkiej zmiany, pozornej czy w kategorii marketingu politycznego, po której nastąpi cudowna poprawa sytuacji gospodarczej. Doszliśmy do takiego momentu, psując prawo gospodarcze, system podatkowy, prawo pracy i zwiększając absurdalne obowiązki nakładane na przedsiębiorców, że trzeba zmian na skalę tych, które miały miejsce na początku lat dziewięćdziesiątych, w rodzaju ustawy Wilczka-Rakowskiego o wolności gospodarczej z roku 1989. Bez powrotu do tej skali zmian w szeroko rozumianym prawodawstwie nie nastąpi zmiana jakościowa, pozwalająca na odblokowanie naszej naturalnej przedsiębiorczości i wykorzystanie naszego bogactwa, którym jest praca, bazująca głównie na ostatnim wyżu demograficznym jaki się w Europie pojawił i który wchodzi dziś w okres aktywności zawodowej.

Rozmawiał Tomasz Tokarski

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij