2 marca 2022

Umrzesz. Być może nawet dziś. Może podczas czytania tego tekstu…

(Oprac. GS/PCh24.pl)

Myśli i rozważania na temat kruchości ludzkiego istnienia i znikomości ziemskich dóbr zdają się nie zajmować wtłoczonego w wir doczesnych spraw człowieka. A nieuniknioność śmierci i to, że, jak pisał ks. Jan Twardowski, jest ona „tak punktualna, że zawsze nie w porę”, powinna uwrażliwiać na wezwanie do czuwania, bo nikomu nie jest znana godzina końca jego życia. Kościół, rozpoczynając czas Wielkiego Postu, zaprasza nas na pustynię, na której zrozumieć możemy, że śmierć, będąc zdarzeniem ostatecznym, jest jednocześnie „najkonkretniejszym” momentem zbawczym, chwilą spotkania z absolutną Miłością Boga.

W czwartkowy poranek dwa tygodnie temu, na krakowskim osiedlu Złocień doszło do fatalnej w skutkach katastrofy budowlanej. Nagły i porywisty wiatr stał się przyczyną ludzkich tragedii. Tego dnia przyszło opłakiwać bliskim ofiary wypadku żurawia wieżowego, który runął na ziemię, przygniatając swoimi elementami znajdujących się w pobliżu pracowników budowy. Mimo akcji ratunkowej śmierć poniosło dwóch mężczyzn. Trudno wyobrazić sobie rozpacz rodziny na wieść o tragicznym dla ich bliskich finale incydentu spowodowanego przez anomalie pogodowe. Łatwiej byłoby ustalić sekwencję zdarzeń poprzedzających poranny dramat. Tylko po co?

Mając na uwadze ten konkretny przypadek, spróbujmy wejść w ostatnie chwile życia ludzi, którym dane było umrzeć nagle i niespodziewanie. W większości takich przypadków zmarli zapewne nie wiedząc o zbliżającej się godzinie ich śmierci, wykonali typowe dla ich codziennego dnia czynności. Pierwsze momenty tuż po obudzeniu zazwyczaj wyglądają podobnie, ciekawość budzą zatem myśli człowieka, którego doczesna egzystencja niebawem się zakończy. I tu wchodzimy w rzeczywistość, która pozostanie dla nas tajemnicą. Być może były to daremne troski o przemijający byt materialny lub od lat nierozwiązane problemy w relacjach rodzinnych i zawodowych. A może trudności w zrozumieniu sytuacji życiowej, w jakiej się znaleźli? Może w końcu refleksje nad sensem istnienia, rachunek sumienia, myśli o Bogu lub o ostatecznym celu przeznaczenia człowieka? Prawdopodobnie nigdy się tego nie dowiemy. Ale czy jest to w ogóle dla nas, żyjących, ważne?

Wesprzyj nas już teraz!

Ze wszystkich zdarzeń ludzkich najpowszechniejsza, najbardziej pewna i nieunikniona jest śmierć. Codzienne komunikaty prasowe bezdusznie nam o tym przypominają. Ich nadmierna ilość powinna przynaglać do podejmowania coraz to większego wysiłku, by ją wyjaśnić, zrozumieć i zaakceptować. Sęk w tym, że tak ważny dla każdego człowieka problem stał się współcześnie tematem tabu. Założenie to potwierdza w swojej wypowiedzi francuski lekarz Jacques Brehant:

Śmierć jest tematem, który stał się tabu. Przyjęto raz na zawsze, że o tym się nie mówi. W naszych postawach, lekturach, naszych rozważaniach czynimy wszystko, aby tematu tego nie poruszać. […]Tabu śmierci ma charakter defensywny. Podtrzymywanie go jest samoobroną. […]Obawa przed śmiercią istniała zawsze, nawet w okresach wiary, i jest reakcją czysto ludzką. Całkiem zrozumiałe, że o śmierci myśli się możliwie najrzadziej. Lecz wydaje się, że ta postawa obronna przyjmuje w naszym współczesnym społeczeństwie rozmiary dotąd niepotykane. […]Niewątpliwie śmierć nigdy nie była tak niedostrzegana, tak wypaczona, jak w naszej cywilizacji pełnej dobrobytu i żądnej rozrywek.

W przeciwieństwie do przyjętych w języku religijnym sakralnych formuł, które śmierć uwznioślały, kładąc nacisk na czasowość tego stanu (moment przejścia), nie będącego całkowitym unicestwieniem osoby, współczesny język oddala i umniejsza jej wymiar, a niekiedy – poprzez określenia żargonowe – deprecjonuje, wulgaryzuje i poniża, sprowadzając ją wyłącznie do sfery profanum. Dzieje się tak ponieważ dzisiejszy człowiek przestał myśleć o swojej śmierci w perspektywie wieczności. Odrzuca ją, choć wie, że jest śmiertelny i w każdej chwili może przed nią stanąć. Wyobcowanie śmierci z kontekstu wieczności ściśle wiąże się z sekularyzacją Zachodu, która gwałtownie przyspieszyła w połowie XX w.  Sekularyzacja zredukowała nadzieje transcendentne, wartością stała się doczesność. Jakie są tego konsekwencje?

Dobitnie ukazała je trwająca od niemal dwóch lat „pandemia koronawirusa”. Wystarczy przypomnieć pierwsze reakcje ludzi na wieść o zagrażającej im „zarazie z Chin”. Potem było już tylko gorzej i smutniej. A najsmutniejszymi obrazami z tej całej historii były zamknięte i opustoszałe kościoły, które do dnia dzisiejszego nie odzyskały „przedpandemicznego stanu zaludnienia”. Zdrowie stało się wartością nadrzędną. Ale jak znikoma jest to wartość pokazała wspomniana na początku tragedia mężczyzn przygniecionych elementami przewróconego żurawia budowlanego.

To zdarzenie jak każde tego typu powinno skłaniać do częstszego myślenia o końcu naszej doczesnej egzystencji. Dobrym na to czasem jest również okres Wielkiego Postu, ponieważ sens chrześcijańskiej śmierci można zrozumieć, gdy zostanie ona połączona ze śmiercią Chrystusa, a więc także z Jego zmartwychwstaniem i życiem, do rozważań których przygotowuje nas Kościół w tym okresie szczególnej łaski. BO ŚMIERĆ CHRYSTUSA ODMIENIA WSZYSTKO. W jej perspektywie śmierć każdego człowieka otrzymuje nowy sens. Myśl tę dobrze tłumaczy ks. Joachim Nowak:

Chrystus przyjął śmierć na siebie, żeby cała ludzkość została uwolniona od grzechu i od śmierci wiecznej. Nikt nie został wyłączony od zbawczego czynu Chrystusa. Charakter zbawczy śmierci Chrystusa sprawił, że odtąd kres ludzkiego życia stał się znowu spotkaniem z Bogiem. Przez śmierć Chrystusa jest jego duchowa rzeczywistość otwarta na cały świat. Od tego więc momentu każdy człowiek, partycypując przez swoją śmierć w śmierci Chrystusa, uczestniczy tym samym w Jego zwycięstwie nad śmiercią — w zmartwychwstaniu. Chodzi tutaj mianowicie o nową jakość śmierci, czyli o jej inność[1].

Podsumowując: każda śmierć dzięki Chrystusowi może być czynem wyzwolicielskim, czyli czymś odwrotnym niż miała być początkowo, a więc nie musimy się jej bać. Śmierć Zbawiciela posiada wielką wartość dla ludzkiej śmierci, ponieważ od tego momentu przez Niego i w Nim jest najkonkretniejszą „chwilą”, najkonkretniejszym „momentem” zbawczym człowieka. W niej spotyka się człowiek z absolutną miłością Boga w Chrystusie, którą może afirmująco przyjąć lub też wiekuiście zanegować. W momencie śmierci ważą się ostateczne losy człowieka, ale człowiek nie jest w tym sam, bo jest w z nim Chrystus.

Należy więc tak żyć, aby to spotkanie było chwilą upragnioną i wyczekiwaną, bowiem Syn Boży wyzwolił człowieka z grzechu i niewoli i wprowadza go do życia wiecznego z miłości. Dlatego powinniśmy być pewni, że miłość Boga nigdy nas nie opuści, nawet w momencie śmierci. Prawdę tę dobrze oddają słowa z zapisków rozmów francuskiej mistyczki Gabreli Bossesis z Panem Jezusem pt. „ON i ona”: „Myślałam o śmierci. Powiedział mi: Nie bój się, Ja tam będę”.

Anna Nowogrodzka – Patryarcha

[1] Joachim Nowak, Śmierć w wymiarze chrystologicznym w świetle współczesnej literatury teologicznej, Studia Teologiczno-Historyczne Śląska Opolskiego (2014), nr 33, s. 83-98.

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(10)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie