Unia tworzy miejsca pracy. Tak przynajmniej wynika z analiz dotyczących czterech programów finansowanych ze środków unijnych. Jest jednak i druga strona medalu, o której zwykle urzędnicy nie mówią, bo i po co? Wszak nikomu z nich nie zależy na tym, aby pokazywać jak jest naprawdę. W świat ma iść informacja „Jest dobrze, a będzie jeszcze lepiej. A wszytko to dzięki Unii Europejskiej”.
Jak więc wygląda skuteczność owych projektów? Najwięcej miejsc pracy stworzył program „Kapitał ludzki” – 127,5 tys., drugi pod tym względem jest projekt „Innowacyjna gospodarka” – 10 tys. (docelowo 60 tys.). Największy program „Infrastruktura i środowisko” ma wygenerować 6 tys. etatów, a będzie to niejako efekt uboczny, gdyż sam program ma na celu poprawę infrastruktury w naszym kraju.
Wesprzyj nas już teraz!
Według ekspertów problem pojawia się w związku z trwałością tych etatów. Dotyczy to w szczególności programu „Kapitał ludzki”, w przypadku którego etaty związane są z bezpośrednio z dotacjami. Kiedy się skończą projekty, pieniądze z Unii przestaną płynąć, znikną też miejsca pracy.
Według Grzegorza Grygiela prezesa firmy Wapeco, firmy produkującej materiały budowlane, w trochę lepszej sytuacji są ci, którzy zostali zatrudnieni w ramach programu „Innowacyjna gospodarka”, gdyż etaty związane są z wdrażaniem nowych technologii. Dodać trzeba, że firma Wapeco skorzystała na funduszach płynących z powyższego programu, stworzyła dodatkowych 60 miejsc pracy i spodziewa się utworzenia kolejnych.
Według prof. Janusza Zaleskiego z Wrocławskiej Agencji Rozwoju Regionalnego fundusze doprowadziły do spadku bezrobocia o 2,5%, a liczba miejsc pracy zwiększyła się o 430 tys. W jego opinii dzięki nim polska gospodarka rozwija się szybciej, efekty makroekonomiczne są trwałe. Uważa również, że jeszcze kilka lat po zakończeniu projektów w Polsce będzie o 170 tys. miejsc pracy więcej niż gdyby funduszy unijnych nie było.
Podobnie ocenia to prof. Witold Orłowski z polskiego oddziału PwC, który również nie przykłada zbyt wielkiej wagi do nietrwałości tworzonych w ramach projektów miejsc pracy. Jego zdaniem istotniejsze od nowo utworzonych etatów w firmach szkoleniowych jest to, że dzięki dotacjom wielu ludzi ma szansę podnosić swoje kwalifikacje i dostosowywać je do zapotrzebowań na rynku pracy.
Autorzy tej analizy zapomnieli jednak dodać jak wiele miejsc pracy przybyło na stanowiskach urzędniczych, które wszak, o ile mi wiadomo, nie wytwarzają żadnych dóbr, nie przyczyniają się do powiększania dochodu narodowego, a ich pensje i koszty administracyjne pochłaniają gigantyczne kwoty. Mimo usilnych starań nie udało mi się znaleźć takich statystyk. Czyżby liczba urzędników zatrudnianych przy tych projektach była czymś wstydliwym? Czy przypadkiem nie okazałoby się, że jest ona zdecydowanie wyższa od liczby miejsc pracy utworzonych w ramach powyższych funduszy?
Jest jeszcze jedna kwestia, której nie da się policzyć. Jak wielu miejsc pracy nie utworzono przez to, że nakłada się na przedsiębiorców nadmierne obciążenia finansowe? Pieniądze te zasilają budżet państwa, po czym są odprowadzane przez polski rząd w ramach składek członkowskich po to, aby w niewielkiej części wrócić do nas w postaci dotacji.
I tu rodzi się kolejny problem, ponieważ dotacje otrzymują tylko nieliczni, co stwarza nierówne warunki dla przedsiębiorców. Ci, którzy chcą być samowystarczalni lub też nie kwalifikują się do otrzymania pieniędzy unijnych, muszą włożyć więcej wysiłku w innowacyjność swojej produkcji, podczas gdy ci bardziej wygodni piszą wniosek o dotacje i za cudze pieniądze robią to samo. Dodać trzeba, że pieniądze te pochodzą od wszystkich podatników, również tych, którzy nie mają szans żeby z nich skorzystać.
I last but not least kwestia skomplikowanego i przerośniętego prawodawstwa, produkowanego przez unijnych biurokratów. To również wybitnie przyczynia się do hamowania przedsiębiorczości, co z kolei przeszkadza w tworzeniu miejsc pracy.
To jest właśnie to, o czym pisał Frederic Bastiat w swojej broszurze „Co widać, a czego nie widać”. Widać tworzone przy pomocy funduszy unijnych miejsca pracy. Nie widać skali okradania obywateli z pieniędzy, które potem w niewielkiej tylko części wracają w postaci dotacji. Nie widać ogromnych korzyści jakie odniosłoby społeczeństwo, gdyby tych pieniędzy nie musiało oddać biurokratom. Nie widać jak wiele z nich jest zmarnowanych na niepotrzebne urzędnicze etaty i koszty administracyjne. Nie widać marnowania pieniędzy przez ich niegospodarność. Nie widać szkodliwości działań tychże urzędników dla gospodarki i społeczeństwa. Może należałoby zatem zadać sobie pytanie czy utworzenie tak niewielkiej liczby miejsc pracy warte jest ponoszenia tak wielkich strat?
I.Sz.
Źródło: www.ekonomia24.pl