22 maja 2019

Unia eurosceptyków. Jaki scenariusz czeka UE po wyborach?

(fot. pixabay.com)

Tegoroczne wybory do Parlamentu Europejskiego będą miały wyjątkowy charakter. Jeszcze nigdy w parlamentarnych ławach Strasburga i Brukseli nie zasiądzie tak wielu eurosceptyków pragnących „rozsadzić Unię od środka”. Coraz więcej z nich jednak wskazuje, że to nie Unia jest zła ale jej obecne elity. Podkreślają konieczność reformy, jednak za pomocą wewnętrznych narzędzi Unii Europejskiej. Czy jest to właściwa droga? I czy rezygnacja z radykalnych postulatów wyjdzie eurosceptykom na dobre?  

 

Wiosna eurosceptyków

Wesprzyj nas już teraz!

Tytuł najbardziej eurosceptycznego kraju obecnie bezsprzecznie należy do Włoch. Liga Północna (Lega Nord) z poparciem sięgającym 31 proc. może liczyć na 25 miejsc w europarlamencie. Partia Matteo Salviniego od początku opowiada się za radykalnym ograniczeniem imigracji, zacieśnieniem zewnętrznych granic Unii, ochroną tradycyjnie rozumianej rodziny i małżeństwa oraz sprzeciwem wobec działań środowisk promujących dyktaturę LGBT+. Zaraz za Ligą plasuje się bardziej liberalny, jednak nie mniej eurosceptyczny Ruch Pięciu Gwiazd. Przewidywane 22 proc. w zbliżających się wyborach przełoży się na 19 miejsc w unijnych strukturach.

 

Z kolei nad Sekwaną, Front Narodowy (Front national) idzie łeb w łeb z partią Emmanuela Macrona Republiką Naprzód (La République en marche). W zależności od sondażu, raz prowadzi ugrupowanie prowadzone przez Marie Le Pen, a raz liberalna formacja obecnie urzędującego prezydenta. Poparcie dla każdego z nich oscyluje wokół 23 proc. Większość przewidywań wskazuje na rozłożenie miejsc w Europarlamencie mniej więcej po równo – 22 lub 21. Historia obu formacji wskazuje, jak we Francji w przeciągu ostatnich kilku lat do głosu doszły radykalne, skrajnie przeciwstawne głosy. We Francji przybyło zwolenników zarówno laickiej, liberalnej i zamordystycznej Unii jak i eurosceptyków, opowiadających się – jeżeli nie za frexitem – to na pewno za znacznym ograniczeniem unijnych kompetencji.

 

Eurosceptyczne ugrupowanie usadowiło się także na pierwszym miejscu w… Finlandii. Prawdziwi Finowie (Perussuomalaiset) z blisko 19 proc. poparcia mogą liczyć na 3 miejsca w europarlamencie. Partia opowiadająca się za edukacją w myśl „zdrowego fińskiego nacjonalizmu”, wspierająca tradycyjny model rodziny i sprzeciwiająca się polityce multi-kulti z roku na rok zdobywa w skandynawskim kraju coraz większe poparcie.

 

Silne eurosceptyczne ugrupowania mają swoją reprezentację także w Austrii, Niemczech, Czechach, Chorwacji, Belgii czy Estonii. U naszych zachodnich sąsiadów na mniej więcej stabilnym poziomie (ok. 13 proc.) usadowiła się Alternatywa dla Niemiec (AfD). Pierwsza w powojennej historii Niemiec eurosceptyczna i antyimigrancka partia wielokrotnie opowiadała się za zamknięciem granic dla wielkiej fali imigrantów. Dodatkowo w 2017 roku zapowiedziała wprowadzenie inicjatywy powołania komisji śledczej do zbadania słuszności polityki otwartych drzwi prowadzonej wówczas przez kanclerz Angelę Merkel.

 

Natomiast dość stabilną, trzecią siłę w austriackich sondażach stanowić może Wolnościowa Partia Austrii (FPÖ). Przewidywane 23 proc. w nadchodzących wyborach mogą dać kandydatom tej partii 4 miejsca w europarlamencie. Grono eurosceptyków powiększy się także o reprezentantów z Czech: Wolność i Demokracja Bezpośrednia (Svoboda a přímá demokracie) według przewidywań oddeleguje do pracy w europarlamencie dwóch przedstawicieli. Tyle samo przedstawicieli dołączy także do eurosceptyków z Belgii. Interes Flamandzki (Vlaams Belang) z poparciem na poziomie 8 proc., stanowić ma czwartą siłę w tegorocznych wyborach. Chorwacja i Estonia najprawdopodobniej oddeleguje do grona eurosceptyków po jednym kandydacie.

 

Brexitowe zamieszanie

Eurosceptycyzm najbardziej jednak wybrzmiewa w Wielkiej Brytanii – wszak trwa ona w procesie wychodzenia z Unii Europejskiej. Wszystko przybrało jednak formę komedii.

Ale po kolei.

 

Przypomnijmy sobie publikowane na łamach liberalnych mediów artykuły, gdzie panika wynikająca ze skutków bezumownego brexitu sięgała zenitu. Straszono prawdziwym kataklizmem, jak mantrę powtarzając jedną datę; 29 marca. Do tego dnia Wielka Brytania miała określić zasady na jakich opuści szeregi Unii. Nie tylko nie spełnił się żaden z przewidywanych czarnych scenariuszy, ale wokół wydarzenia przedstawianego nam jako kwestia być albo nie być europejskiego rynku, wyrósł prawdziwy kabaret – Wielka Brytania nie tylko nie wyszła z szeregów Unii, ale wręcz zapowiedziała start swoich kandydatów w tegorocznych wyborach! To co od kilku miesięcy obserwujemy w sprawie brexitu, nie można określić niczym innym jak po prostu kpiną. Na brexitowym zamieszaniu tracą niemal wszyscy; premier Theresa May, parlamentarzyści wszystkich opcji, brytyjska klasa polityczna oraz sam wyborca.

 

Jest jednak opcja, która na zaistniałej sytuacji zyskuje w tempie geometrycznym. To partia Nigela Farage’a, jednego z głównych orędowników brexitu – Partia Brexit (Brexit Party). W przedwyborczych sondażach miażdży konkurencję; wynik na poziomie 33 proc. zostawia daleko w tyle Partię Pracy z 17 proc. poparciem. Brexitowcy mogą liczyć na 26 miejsc w europarlamencie – jeżeli oczywiście brytyjscy przedstawiciele w ogóle w nim zasiądą. W momencie gdy brexit nastąpi 31 października – jak ostatnio wynegocjowała premier May – to przecież brytyjscy reprezentanci w ogóle nie pojadą do Strasburga. Jednak liczba przekładanych terminów, przedłużające się negocjacje oraz pat jaki wokół warunków brexitu nastąpił w samym pałacu Westminsterskim każe sądzić, że wyjście z UE wcale nie jest takie oczywiste. Ale to temat na osobną historię.

 

Krajobraz po bitwie

A jakie są przewidywania dotyczące samego kształtu przyszłego parlamentu? Nikt nie ma wątpliwości, że będzie to pierwszy w historii skład z tak dużą ilością partii eurosceptycznych. Wydaje się jednak, że wciąż będzie to za mało aby „rozsadzić Unię od środka”. Ale już wystarczająco dużo by spróbować przeprowadzenia naprawdę głębokich reform.

 

W związku z tym, wiele eurosceptycznych partii rezygnuje z głoszenia haseł mówiących wprost o opuszczeniu szeregów Unii. W miejsce tak radykalnych pomysłów pojawiają się postulaty reform zmierzających w stronę przekształcenia Unii w instytucję gdzie państwa narodowe odgrywałyby większą rolę w duchu zasady subsydiarności, wpisanej do traktatu lizbońskiego. Do grona zwolenników takiego rozwiązania należy między innymi właśnie Salvini ze swoją Ligą, a także poparciem Marine Le Pen z Frontu Narodowego. 8 kwietnia w Mediolanie odbyła się konferencja eurosceptycznych partii; włoskiej Ligi Północnej, francuskiego FN, austriackiego FPÖ, byłego brytyjskiego UKiP –u (dziś Partia Brexit). Swoje delegacje wysłały też niemiecka AfD, czy partia Prawdziwych Finów.

 

Salvini i Le Pen nie ukrywają chęci nawiązania współpracy z Polakami, ale jako nadwiślańską partię eurosceptyczną wskazują PiS na równi z węgierskim Fideszem, co może oznaczać fatalne rozeznanie w polskich warunkach politycznych (gdy Włoch i Francuzka zgłaszali te postulaty nie istniała jeszcze konfederacja Korwina Brauna i narodowców). Wszak kilka tygodni temu prezydent Duda wzywał do wpisania członkostwa Polski w Unii do konstytucji, a politycy PiS hucznie świętowali piętnastolecie naszej obecności w euro-strukturach. Partia Jarosława Kaczyńskiego podejmie zatem współpracę jedynie z ugrupowaniem odcinającym się od postulatów otwartego opuszczenia szeregów Unii lub jej radykalnej przemiany. Marie Le Pen podkreśla jednak, że eurosceptycy jedynie jako jedna, silna grupa mają szansę doprowadzić do zmian w europarlamencie. „W naszym interesie leży by podążać w tym samym kierunku. Polacy z PiS i Węgrzy z Fideszu powinni należeć do naszej frakcji, ale wiem że to nie jest proste zadanie” – mówiła „Gazecie Wyborczej”.

 

Większość dawnych eurosceptyków, lub po prostu polityków którzy w jakiś sposób wadzili się z europejskimi elitami (przez lewą stronę wrzucana do jednego worka jako „populiści”) jest jednak zdania, że Unia Europejska jest potrzebna, ale musi pozostać demokratyczna. Aby tak się stało postulują powrót do jej rzekomych chrześcijańskich korzeni i zachowanie zasady subsydiarności (by jak najwięcej decyzji zapadało na poziomie narodowym) oraz zgłaszają sprzeciw wobec destrukcyjnej imigracji. Warto się jednak zastanowić, czy taki powrót jest w ogóle możliwy?

 

Unia Europejska w obecnym kształcie to wszak projekt polityczny neomarksistowskich elit, które kierując się przesłaniem Altiero Spinellego wykorzystują ułudę demokracji jedynie jako narzędzie do osiągnięcia celu jakim jest wprowadzenie Stanów Zjednoczonych Europy. Dzisiejsza Unia z całą strukturą, biurokracją czy systemem tworzenia prawa jest ich dzieckiem. Czytając założenia Manifestu z Ventotene nie sposób nie dostrzec, że jesteśmy świadkami rozpisanego na lata, precyzyjnie realizowanego planu – planu uśmiercenia resztek chrześcijańskiej cywilizacji na Starym Kontynencie. Czy zatem godnym jest jakakolwiek bajanie o chodzeniu z eurokratami na „euro-realistyczne” kompromisy?

 

Piotr Relich                     

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij