Tym tytułem książki Władimira Bukowskiego można skomentować napisany przez publicystę „Financial Timesa”, Philipa Stephensa, artykuł. Nawiązuje on do szeregu podobieństw występujących w obu sojuzach, mija się jednak z prawdą w ocenie tego europejskiego.
Stephens przywołuje rozmowę z dyplomatą, i wspomniany w niej upadek ZSRR. Jeszcze dwadzieścia lat temu wśród analityków panowało przekonanie, że co prawda system zbudowany w komunistycznej Rosji nie ma racji bytu, a mimo to będzie trwał. Takie myślenie okazało się błędne, Stephens zadaje więc pytanie, czy powyższe zdanie można odnieść nie do ZSRR, a do Unii Europejskiej. Jego zdaniem, nie. Jednakże argumenty, które podaje, kwalifikują go raczej do grona przekonanych o słuszności rozwiązań europejskich, które, na nieszczęście, „ktoś” wypaczył.
Wesprzyj nas już teraz!
Pomimo tego, że Stephens nie daje jednoznacznej odpowiedzi na pytanie, czy o rozpadzie ZSRR możemy mówić w kontekście tego, co dzieje się w Europie, znacznie więcej miejsca poświęca wykazaniu, że jest wiele odmienności pomiędzy tymi strukturami, świadczącymi na korzyść UE. Pop pierwsze, strefa euro nie jest zbudowana na nieefektywnym systemie gospodarczym. To jest tylko półprawda. Należy stwierdzić, że to strefa euro uczyniła systemy gospodarcze Europy nieefektywnymi gospodarczo. Zalała systemy finansowe tanim pieniądzem, którego wprowadzenie forsowali politycy, widzący we wspólnej walucie i wspólnych instytucjach finansowych (vide unia bankowa i fiskalna) narzędzia do sprawowania większej kontroli nad społeczeństwami. Zwykle jest tak, że jeżeli integracji gospodarczej próbuje dokonać się za pomocą narzędzi politycznych, a nie ekonomicznych, racjonalnych i uwzględniających uwarunkowania i możliwości, efektem jest Unia Europejska i strefa euro w obecnym stanie – przerost biurokracji, interwencjonizm, zadłużenie i bezrobocie.
Po wtóre, Stephens zauważa, że europejska unia monetarna jest oparta o suwerenną wolę państw, które dobrowolnie do niej przystąpiły. Jestem ciekaw, czy tak samo, suwerennie i dobrowolnie, postąpiliby obywatele tych państw, gdyby wiedzieli, jaki będzie rozwój wypadków. Nie był on wcale taki trudny do przewidzenia, jeśli chodzi o ogólny kierunek dążenia do większej integracji politycznej. Euro nie było też, zdaniem Stephensa, przyczyną kryzysu. Winowajcą jest „anglosaski model liberalnego kapitalizmu finansowego”. To, co Stephens określa mianem kapitalizmu, i to jeszcze finansowego, na pewno kapitalizmem nie jest. W prawdziwym kapitalizmie wartość wytwarzana jest dzięki pracy, akumulacji kapitału, oszczędzaniu i ograniczonej roli państwa. Nijak nie pasuje do definicji kapitalizmu obecny system pustego pieniądza, który rząd może kreować właściwie do woli, stymulowanie przez państwo popytu oraz interwencjonizm i biurokratyzacja. Stephens przytacza przykład gospodarki Wielkiej Brytanii, która, pomimo, że zachowała funta, ma się nie najlepiej. Warto jednak wziąć pod uwagę system socjalny, który w Wielkiej Brytanii panuje.
Pochłania on olbrzymie środki, zniechęcając przy tym ludzi do pracy i skłaniając do życia na państwowym garnuszku.
Na koniec, Stephens zauważa, że strefa euro, w przeciwieństwie do Związku Radzieckiego, nie jest skazana na upadek z uwagi na rozsadzające ją wewnętrzne sprzeczności. Owszem, jest skazana, i to właśnie z tego powodu.
Publicysta podkreśla, że tym, czego brakuje europejskim rozwiązaniom kryzysu, jest zaufanie, kompromis. Czy kompromisem ma być to, że niemiecki czy polski podatnik ma płacić za hiszpańskiego podatnika czy włoski bank? Wspólna gwarancja depozytów będzie ciosem dla tradycyjnie solidnej gospodarki niemieckiej, dla nisko oprocentowanych niemieckich obligacji. Przykłady sprzeczności można mnożyć. Wewnętrzne sprzeczności, które poważnie chwieją strefą euro to efekt integracji o politycznym charakterze, która nie widzi, albo nie chce widzieć ogromnych różnic, które nie pozwalają na stworzenie europejskiego „nowego, wspaniałego świata”.
Tomasz Tokarski
Źródło: www.forsal.pl