W ostatnich dniach jesteśmy świadkami szokującej, a przy tym niezwykle dynamicznie rozwijającej się afery medialnej związanej z ujawnieniem moralnej zgnilizny czołowych twórców polskiego YouTube. Według internetowych śledczych oraz grupy osób prywatnych dzielących się swoim świadectwem, ci uwielbiani przez swą widownię mężczyźni mieli dopuszczać się gorszących, prostackich zachowań, a nawet czynów karalnych wobec bardzo młodych dziewcząt.
Doniesienia były na tyle poważne, że nawiązał do nich w swoich wypowiedziach nawet premier rządu, polecając odpowiednim służbom stanowcze i natychmiastowe reakcje w tej sprawie. Dzień po dniu ujawniane są nowe, coraz bardziej bulwersujące nagrania, rozmowy i świadectwa młodych kobiet skrzywdzonych przez tak zwanych influencerów. „Pandora gate” to niewątpliwie kolejna kompromitacja zsekularyzowanego i pustego duchowo świata. Afera wyraziście ukazuje hipokryzję youtube’owych celebrytów, którzy przed kamerą pozowali na „postępowych” lewicowców walczących zajadle o „prawa kobiet”. Tymczasem ich prawdziwe oblicze ukazało zaprzeczenie szacunku wobec płci pięknej, uprzedmiotowienie człowieka, aksjologiczne dno, degenerację i umiłowanie rozpusty, a wszystko to owiane zmową milczenia. Takich właśnie idoli ubóstwiały przez lata setki tysięcy młodych, zwiedzionych osób. Co począć w sytuacji, gdy do polskich dzieci przemawiają niebezpieczni, zdeprawowani osobnicy, nierzadko o skłonnościach pedofilskich, zaszczepiający nieletnim, prawdopodobnie na całe życie, niekatolicki, hedonistyczny, spaczony sposób myślenia?
Wesprzyj nas już teraz!
Batalia o dziecko – internet vs rodzic
Powszechna jest dzisiaj praktyka kupowania dzieciom smartfonów, tabletów i innych gadżetów elektronicznych. Większość maluchów otrzymuje swój pierwszy telefon już w wieku 8 – 9 lat, często jako prezent z okazji pierwszej Komunii Świętej. Jest to wbrew pozorom tragiczny moment, kiedy rodzice tracą kontrolę nad wychowaniem własnego dziecka. Jest ono od tej pory faszerowane najgorszymi, głupimi, pustymi i niewypowiedzianie szkodliwymi treściami. Dorośli zazwyczaj nie sprawdzają, jakie programy ich potomstwo ogląda, jakie strony odwiedza, w jakie gra gry i najważniejsze – z kim wchodzi w interakcję.
Stuart Alexander Kluz-Burton, ps. Stuu, jeden z napiętnowanych w „Pandora gate” skandalistów, zajmował się na YouTube grą w Minecrafta, czym urzekł ponad 4 mln widzów, którzy zasubskrybowali jego kanał. Według doniesień, Youtuber lubił nawiązywać kontakty z młodymi w komentarzach pod filmikami i na innych portalach społecznościowych. Zbudował potężne zaufanie wśród dzieciaków, a niczego nieświadomi rodzice akceptowali taki sposób spędzania wolnego czasu przez swoich synów i córki. Zgodnie z przekazem medialnym „sympatyczny gamer” miał czatować z 13-latkami wysyłając im obrzydliwe, obleśne wiadomości i, co gorsza, nagabywać je do spotkań „na żywo”. Rodzice, których dzieci z zapartym tchem śledziły twórczość Stuu, nie mieli świadomości, że ich pociechy zachwycają się kimś, kto zachowuje się w ten sposób. Niezależnie od tego, czy te niezwykle poważne oskarżenia wobec Stuu znajdą swoje potwierdzenie w wyrokach sądowych, warto zwrócić uwagę na następujący fakt: rodzice bardzo młodych nastolatków pozwalali na to, by sposób bycia influencera i jego wulgarny język oddziaływał na nieletnich amatorów gier. Warto wspomnieć, że przekaz patocelebryty odciągał dzieci od nauki i obowiązków oraz sprytnie wprowadzał i „zamykał” je w wirtualnym uniwersum Minecrafta. Istnieje duże prawdopodobieństwo, że tak popularny, roześmiany i bezpośredni w kontaktach z fanami youtuber zyska u dzieci większy autorytet niż ich rodzice, i to on stanie się niejako ich wychowawcą, mentorem. Dotyczy to oczywiście nie tylko tej konkretnej osoby, ale i wszystkich tzw. młodzieżowych twórców, których treści wycelowane są w chłonne, bezbronne umysły. Dzieci, pod wpływem rynsztokowej nowomowy, która wyśmiewa tradycyjne wartości i wszystko, co święte oraz wartościowe, z czasem zaczynają opierać o tę nihilistyczną filozofię swe codzienne, życiowe wybory, tworząc tym samym coraz wyższy mur między nimi, a rodziną, nie mówiąc już o trwałym rozbracie z Kościołem.
Niektórzy rodzice zdają sobie sprawę z zagrożeń płynących z Internetu, jednak nie decydują się na „odłączenie” potomstwa od sieci, ponieważ w obecnych czasach takie posunięcie po prostu odcięłoby dzieci także od „całego świata” – od możliwości nauki, zdalnych lekcji, kontaktów z rówieśnikami. Blokady internetowe dotyczą właściwie tylko „stron dla dorosłych”. Z kolei algorytmy mające chronić użytkowników przed szkodliwą zawartością prędzej uniemożliwią wyświetlanie treści patriotycznych kwalifikując je jako faszystowskie, niż zakażą publikacji wulgarnych, skrajnie lewicowych, „półnagich” i „bluzgających”. Algorytm działa przecież w oparciu o nadane mu poglądy człowieka, który go stworzył. Zatem rodzice są właściwie bezradni – Internet jawi się jako pułapka doskonała, która uzależnia, związuje niemal wszystkie sfery życia i w sposób niezauważalny wychowuje dzieci, kształtując ich postawy życiowe, potrzeby, poczucie piękna, wygląd i zachowanie. Jedynym wyjściem wydaje się maksymalne opóźnianie momentu wejścia dzieci w internetowy świat – im dłużej dziecko obejdzie się bez smartfonu czy tabletu, tym dłużej rodzina może mieć na nie wpływ i uformować je, przygotować, aby później było odporne na treści, z którymi niewątpliwie się zetknie. Może mając tak silne „korzenie” i ukształtowany kręgosłup moralny, dziecko samo odrzuci ze wstrętem obrzydliwe treści, a zagrożenie kontaktu z pedofilem w sieci praktycznie spadnie do zera, bo młody człowiek po prostu nie będzie szukał wrażeń w takich środowiskach i nauczy się rozpoznać zło?…
Dzieciństwo dawniej i dziś
Zanim nastała era internetu, młode pokolenia spędzały swój wolny czas przede wszystkim na dworze, wśród rówieśników, gdzie w ramach zabawy uskuteczniały swój wszechstronny rozwój. Dziatwa nieustannie była w ruchu – piłka nożna, wyścigi, zapasy, odgrywanie ról Indian i kowbojów… Dzięki wysokiej aktywności fizycznej nadwaga wśród młodych była niezauważalnym wręcz marginesem. Dodatkowo dzieci były śmielsze, chętnie poznawały siebie nawzajem, tworzyły przyjacielskie relacje, grały w szachy, państwa i miasta czy statki, a przede wszystkim po prostu rozmawiały ze sobą. Dawniej kontakt między rodzicami a dziećmi był dużo prostszy, bardziej bezpośredni i szczery. Ojciec i matka byli wymagający, pilnowali wypełniania obowiązków przez swoje pociechy, a przez to zapewniali im najlepszy możliwy start w dorosłość.
Dziś wygląda to zgoła inaczej: dziecko jest zamknięte w bańce swojego smartfona lub komputera, a „znajomych” posiada przeważnie na Facebooku. Rodzice ciężko pracują i nie mają wystarczająco dużo czasu, by prawdziwie wychowywać syna lub córkę, którzy pozostawieni są na pastwę „drapieżnych wilków w owczej skórze” kształtujących osobowość niedojrzałego człowieka, który, gdy wejdzie w dorosłe życie, nie będzie na nie gotowy, za to wciąż bezbronny, „nieotrzaskany” z powszednimi trudami. Oczywiście przyplącze się po drodze alkohol (pełniący rolę „dowodu dojrzałości”), depresja, być może i inne używki. Do tego należy dodać pełen liberalizm w „miłości”, relatywizm moralny i separację od Boga. Takie postawy promują youtuberzy przyciągający przed ekrany miliony nastolatków. Jaka zatem przyszłość czeka nasz Naród?
Władzę nad dzieckiem sprawuje Rodzic
Prawo naturalne, Dekalog, jak również ludzki rozum nakazują szacunek wobec rodziców, których powinniśmy wręcz czcić. Przykazanie to implikuje również normę posłuszeństwa dzieci i absolutnej władzy ojca i matki nad nimi. Ukazuje się nam tutaj niejako ustrój hierarchiczny, jakby „monarchia domowa”, pobłogosławiona przez Chrystusa i nienaruszalna. Stanowi cywilizacyjny fundament, bez którego ludzkość nie zdołałaby przetrwać.
Od wieków to rodzice decydowali, w jakiej kulturze wychowują potomstwo, jakimi wartościami je obdarzają. Szkoła pomagała jedynie w nauczaniu praktycznych umiejętności pisania, czytania czy rachowania. Środowisko zewnętrzne miało nikły wpływ na ukształtowanie dzieci, które długo pozostawały nienaruszone, nie były psute przez świat, przed którym chronili je ojciec i matka. Katastrofa wydarzyła się w momencie, kiedy w myśl globalistycznych strategii młodym pokoleniom otworzono szeroką furtkę do tego, co kiedyś było dla nich zakazane, niedostępne, tajemnicze i zarezerwowane dla dorosłych. Cóż po tym, kiedy może i nawet skutecznie walczymy z pozarządowymi organizacjami lewicowymi chcącymi deprawować polskich uczniów, jeśli nie blokujemy innych, szerszych kanałów ich komunikacji z młodymi? To przecież głównie tiktokerzy, youtuberzy i influencerzy na Instagramie promują kulturę śmierci, nihilizm, antykatolicyzm i grzech, a także przekazują treści erotyczne. Dziś właśnie ludzie pokroju Stuu sprytnie zmieniają na złe polską młodzież, a czynią to w sposób z reguły niezauważalny dla dorosłych. Dopiero po niedawnym wypłynięciu skandalu o zabarwieniu pedofilskim powstaje powszechne oburzenie, zdziwienie i zgorszenie społeczne. Wystarczy jednak choć na chwilę włączyć pierwszy z brzegu filmik Stuu, Gonciarza, czy innego „króla YouTube” i od razu przekonujemy się, że faszerują oni słuchaczy antywartościami, przedstawiają zło jako dobro. Są obłudni, wulgarni i podejmują nieprzystojne tematy, o których nie powinno się opowiadać dzieciom. Dziwne, że administracja YouTube nie założyła tzw. bariery wieku dla niestosownych filmów rzeczonych internetowych mówców, a zamiast tego demonetyzuje lub nawet blokuje treści pro-life i katolickie. Newsy o „Pandora gate” powinny utwierdzić rodziców w przekonaniu, że to oni jako jedyni są predestynowani do bycia prawdziwymi wychowawcami i obrońcami swoich dzieci przed pustymi, szkodliwymi treściami.
W mojej opinii powinno się mocno ograniczyć najmłodszym dostęp do sieci i gier komputerowych, a pozwolić im korzystać z elektroniki tylko w konieczności związanej z nauką. Inaczej lewicowi, zboczeni twórcy z YouTube nadal będą mogli mieć na nich ogromny wpływ, a może i nawet nawiążą z nimi bezpośredni kontakt na internetowych czatach, co, jak wiemy, może się skończyć tragicznie. Ani Sejm, ani szkoła, ani żadna inna instytucja nie ochroni dzieci przed tego typu zagrożeniem. Prawda jest taka, że operację tę mogą wykonać skutecznie tylko rodzice…
Zofia Michałowicz