Zdarzenia takie jak piorun, który odłupał dłoń trzymającą klucz św. Piotra z figury w Argentynie, mogą być przez niektórych uznane za znak, podczas gdy inni mogą tego nie robić. Zarówno jedni, jak i drudzy mają do tego pełne prawo. Dlatego nieco śmieszy oficjalne oświadczenie przedstawicieli kościoła w diecezji Buenos Aires, którzy stwierdzili, że nie można tego zdarzenia odczytywać w kategoriach nadprzyrodzonych. A przecież można! Właśnie w tym polega wolność, jaką Bóg daje człowiekowi do odczytywania znaków – przekonuje Grzegorz Górny, dziennikarz i publicysta katolicki, w programie „JA, katolik EXTRA” na kanale PCh24TV.
Publicysta został zapytany jak odczytywać znaki towarzyszące obecnemu pontyfikatowi; piorun, który odłupał dłoń z kluczami figurze św. Piotra, czy upadek obrazu Chrystusa podczas Uroczystości Zmartwychwstania Pańskiego w Watykanie. W odpowiedzi, Górny wyjaśnił katolickie podejście do podobnych wydarzeń.
– Katoliccy mistrzowie życia duchowego piszą, że tzw. znaki, które odczytujemy w otaczającej nas rzeczywistości, w różnych wydarzeniach, nie podlegają jednemu, uniwersalnemu modelowi rozeznawania. Dlatego, że są to znaki przeznaczone do osobistego odczytania. Może być tak, że jedni je odczytują, inni nie, ale jedni i drudzy mają do tego prawo – wyjaśnił publicysta.
Wesprzyj nas już teraz!
– Załóżmy, że siedzę na fotelu u dentysty, który przeprowadza leczenie kanałowe, czuję potworny ból zęba; patrzę za okno, a jego ramy układają się w krzyż. Wtedy stwierdzam, że to dla mnie jest pewien znak; Chrystus też cierpiał, więc i ja mogę ofiarować swoje cierpienie. Ktoś inny natomiast, w takiej samej sytuacji widzi tylko zwykłe okno. Jeden ma prawo widzieć w oknie krzyż, a drugi ma prawo nie widzieć krzyża, ale zwykłe okno – doprecyzował.
Gość Krystiana Kratiuka podkreślił, że znaki nie narzucają nikomu jednej, obowiązującej interpretacji. Pojawiają się jednak wydarzenia, które widzi wiele osób i odczytuje je w taki sam sposób. Publicysta podał przykład z 2006 r., kiedy papież Benedykt XVI był w Auschwitz i po jego mowie pojawiła się tęcza. – Wtedy nawet liberalne media pisały, że to jest znak – przypomniał.
– Podobnie, znak, który został przyjęty jako sygnał z nieba to było zjawisko halo, które pojawiło się na niebie w 1997 r. podczas procesji Bożego Ciała we Wrocławiu. Odbywał się wtedy Kongres Eucharystyczny, przyjechał Jan Paweł II, miała miejsce chyba największa na świecie procesja Bożego Ciała, w której szło 150 tysięcy osób – dodał.
– Tego typu darzenia; jak piorun, który odłupał dłoń z kluczem św. Piotra z figury w Argentynie, przez niektórych może być uznany za znak, przez innych nie, i zarówno jedni i drudzy mają do tego prawo. Dlatego nieco śmieszy oficjalne oświadczenie gospodarzy tego kościoła w diecezji Bueos Aires: oni oficjalnie oświadczyli, że nie można tego odczytywać w kategoriach nadprzyrodzonych. No właśnie można! Na tym polega wolność, jaką Bóg daje człowiekowi w odczytywaniu znaków – konkludował Górny.
PR