Fakt, że chrześcijanie w Stanach Zjednoczonych są tak bardzo atakowani wynika po części z tego, że zostaliśmy rozpuszczeni. Nigdy nie doświadczyliśmy prześladowań. Mogliśmy robić wszystko, co chcieliśmy i uważaliśmy, że to nam się należy. Teraz nagle administracja naszego prezydenta otwarcie atakuje Kościół. Dzięki temu jednak chrześcijanie jednoczą się. I to nas wzmacnia – mówi Teresa Tomeo w rozmowie z PCh24.pl.
W swojej książce “Twój nowy styl” wspomina Pani moment, gdy odczytała wezwanie do porzucenia laickich środków masowego przekazu na rzecz mediów katolickich jako wolę Bożą. Czy uważa Pani, że ewangelizacja poprzez katolickie media jest skuteczniejsza?
Wesprzyj nas już teraz!
To zależy. Bardzo długo pracowałam w mediach laickich. Kiedy powróciłam do Kościoła, nadal pozostałam ich pracownicą, żywiąc nadzieję na to, że będę światłem w ciemności. Tak się jednak nie stało. Oczekiwania wydawców bardzo się zmieniły. Wywierano na nas presję, żebyśmy pokazywali coraz więcej i więcej przemocy – morderstw, wypadków drogowych, etc. W Stanach mawiamy: If it bleeds, it leads – to znaczy: jeśli pojawia się krew, wiadomość dobrze się sprzedaje. Zajmowałam się właśnie tego rodzaju newsami i czułam, że nie robię niczego wartościowego. Podjęcie decyzji o porzuceniu mediów laickich zajęło mi jednak dwa lata – właśnie z tego powodu, iż uważałam, że w newsroomach potrzebni są chrześcijanie.
Dlaczego uważała Pani, że jest to tak istotne?
Przede wszystkim dlatego, żeby wyjaśniali oni, czym jest wiara. Poza tym – jak już mówiłam – po to, aby byli światłem w ciemności. Newsroomy bywają często miejscami bardzo mrocznymi. To nie była łatwa decyzja. Miałam jednak wrażenie, że w moim miejscu pracy skończyły się możliwości czynienia czegoś szczególnie wartościowego. Istniało tam zapotrzebowanie na coś innego. Podjęłam zatem decyzję o zmianie pracy. Myślę jednak, że wszystko zależy od indywidualnego powołania. Mam wielu przyjaciół w Stanach, którzy są chrześcijanami, pracują w mediach laickich i mają powody, żeby nadal tam być. Każdy musi podjąć decyzję na własną rękę – poprzez modlitwę i rozeznanie. Ja modliłam się dwa lata zanim porzuciłam media laickie i rozpoczęłam pracę w chrześcijańskich środkach masowego przekazu.
Czy głos mediów chrześcijańskich w Stanach Zjednoczonych jest słyszalny?
Tak, jest on bardzo silny. Zarówno protestanckie, jak i katolickie media mają spory wpływ na kształtowanie opinii publicznej. Mamy bardzo rozległą sieć odbiorców radia katolickiego, dla którego pracuję, tj. EWTN. Moja audycja jest odbierana przez ponad 200 stacji radiowych na terenie całych Stanów. Istnieje także spora liczba protestanckich stacji radiowych, jak również popularne konserwatywne radio dyskusyjne. Nasz głos jest słyszalny, media głównego nurtu nadal docierają jednak do większej liczby odbiorców, czasem nieco nas zagłuszając.
Jaka jest generalna tendencja rozwoju mediów chrześcijańskich?
Ich liczba rośnie. Dotyczy to szczególnie mediów katolickich. Pracuję w środkach masowego przekazu od 31 lat. Od dziesięciu – w mediach katolickich. Kiedy zaczynałam swoją pracę w tym sektorze, istniało 20, może 30 rozgłośni katolickich. Teraz jest ich około dwustu!
Stanowią realną alternatywę dla mediów laickich? Czy ludzie mają świadomość możliwości wyboru i czerpania informacji z różnych źródeł?
Tak, ludzie mają wybór. Nie dysponujemy natomiast tego rodzaju budżetem, jaki jest do dyspozycji mediów głównego nurtu. Nie mamy reklamodawców, wspierają nas nasi słuchacze, a zatem nie na wszystko możemy sobie pozwolić. Staramy się jednak robić tyle, ile jest w naszej mocy. I niezależnie od stanu naszych finansów – słucha nas coraz więcej ludzi. Nasze katolickie radio jest dostępne także w internecie, a zatem odbierają nas ludzie z wielu krajów. Wczoraj, na przykład, otrzymałam e-mail od kobiety z Malezji. Rozmawiam z ludźmi z Chin, Australii, Wielkiej Brytanii… Może nie jesteśmy jeszcze znani na całym świecie, ale pracujemy nad tym.
Czy spotykają się Państwo z licznymi przeciwnościami?
Dostaję czasem e-maile o bardzo negatywnym zabarwieniu, ale – jak mawiamy w Stanach – to są koszta własne. Bycie chrześcijaninem oznacza, że urodziłeś się po to, aby walczyć. Jezus powiedział: „Weź swój krzyż i pójdź za Mną”. Powiedział także, że jeśli prześladowali Jego, będą prześladować i nas. Tym, co mi pomaga jest fakt posiadania dużego doświadczenia medialnego. Byłam w środku tego świata, całe moje zawodowe życie byłam postacią medialną, jestem dobrze znana w Detroit i szerzej, w Stanach Zjednoczonych. Wiąże się z tym pewien poziom szacunku publiczności. Ci, którzy mnie atakują, wiedzą, że im odpowiem i że jestem bardzo szczera. Otwarte ataki zdarzają się jednak rzadko, na ogół bywamy raczej ignorowani, nasze działania są przemilczane. Rzadko mówi się do nas wprost, na ogół pisze się coś niemiłego w internecie itd. Ale my idziemy naprzód, robimy swoje.
Wspomniała Pani o swoim bogatym doświadczeniu zawodowym i wypływającym z tego szacunku. Czy nie zdarza się jednak, że jeśli osoba publiczna zdecyduje się przyjąć chrześcijaństwo, otrzymuje natychmiast etykietkę „mieszkańca ciemnogrodu”, niezależnie od poziomu swojej inteligencji i wykształcenia?
Och, tak. Jeżeli ktoś nagle decyduje się postępować zgodnie z nauką Kościoła, postanawia zostać katolikiem poważnie traktującym swoją wiarę, reszta społeczeństwa natychmiast otrzyma komunikat, że coś mu się musiało stać w głowę. Każdy, kto opowiada się za życiem, za rodziną, za małżeństwem kobiety i mężczyzny, jest uważany za osobę żyjącą w średniowieczu. Mówimy o tym jednak, ile tylko się da, wypunktowujemy te mające nas zdeprecjonować zabiegi.
Presja mediów głównego nurtu bywa dość silna, by sprawić, że część katolików zacznie ukrywać swoje poglądy – na przykład w miejscu pracy?
Tak, presja medialna jest bardzo silna. Bywa ona do tego stopnia skuteczna, że część ludzi została w jej wyniku odciągnięta od Kościoła i przekonana o tym, że mogą oni robić, co tylko im się zamarzy i nadal pozostawać katolikami. Część z nich uważa, że aby być katolikiem, wystarczy raz w tygodniu pojawić się na Mszy Świętej. Niektórym ludziom zabrania się mówić o swojej wierze w miejscu pracy. W Stanach Zjednoczonych istnieje ogromna dyskryminacja zarówno katolików, jak i protestantów. Szczególnie w okresie okołoświątecznym czyni się wiele wysiłków, aby przeżyć Boże Narodzenie bez Chrystusa i sprowadzić wszystko do poziomu czysto komercyjnego. Życzy się „Wesołych Wakacji”, a nie „Wesołych Świąt”. Chrystus jest „zbyt nacechowany religijnie” – nawet w Boże Narodzenie. Osiągnęliśmy zatem szczyt absurdu. Presja istnieje jednak nie tylko w okresie Świąt, ale także w życiu codziennym. Jedyny politycznie poprawny sposób myślenia to prezentowanie stanowiska proaborcyjnego, popieranie antykoncepcji, opowiadanie się za tzw. związkami osób tej samej płci. W swoim programie radiowym zachęcam jednak do tego, o co apelował św. Piotr: „Bądźcie zawsze gotowi do obrony wobec każdego, kto domaga się od was uzasadnienia tej nadziei, która w was jest”. (1P 3,15). Musimy umieć objaśniać innym, czym jest nasza wiara.
W swojej książce przypomina Pani słowa św. Hieronima: „Jeżeli nie znamy Pisma Świętego, nie znamy Chrystusa”. W jaki sposób zachęciłaby Pani młodych ludzi do czytania Biblii?
Pierwszą rzeczą, jaką bym im powiedziała jest to, że dzisiaj młodzi ludzie wiele czasu poświęcają na komunikowanie się. Lubią smsy, emaile, Facebooka itd. Korzystają z tych sposobów porozumiewania się, ponieważ chcą nawiązywać relacje, poznawać ludzi. Biblia jest listem miłosnym – emailem czy smsem – od Pana Boga. Jeśli kogoś lubisz, chcesz z nim nawiązać kontakt, wtedy czytasz to, co on do ciebie pisze, chcąc w ten sposób lepiej go poznać. W ten sposób poznajemy Boga – poprzez Jego Słowo. Pismo Święte jest tak łatwo dostępne, Biblię można kupić wszędzie. Jeśli chcesz kogoś poznać, utrzymujesz z nim kontakt. Czytając Pismo Święte, utrzymujesz kontakt z Bogiem.
Czy w Stanach Zjednoczonych wielu młodych ludzi ma odwagę powiedzieć “nie” kulturze śmierci?
Tak, takich młodych ludzi jest wielu, a ich liczba rośnie. Myślę, że młodzież widzi, że ludzie mający dziś 40 czy 50 lat popełnili tak wiele błędów. Widzą oni skutki wszystkich pomyłek, jakie stały się udziałem mojego pokolenia – widzą rozbite rodziny i całe zło związane z rewolucją seksualną. Młodzi ludzie czują się także tymi, którzy ocaleli z aborcyjnego ludobójstwa. Amerykański ruch obrony życia składa się głownie z młodzieży. Co roku w Marszu dla Życia, jaki przechodzi ulicami Waszyngtonu uczestniczy około pół miliona ludzi – głównie młodych, uczniów gimnazjów i liceów. To jest bardzo piękne! Wielu z tych młodych obrońców życia jest zaangażowanych także w ruch na rzecz czystości. Często rozmawiam z młodymi ludźmi odwiedzając szkoły i widzę, że mają oni bardzo wyczulony zmysł prawdy. Młodzież mojego kraju daje mi motywację do działania. To są moi bohaterowie. Kościół będzie w przyszłości w bardzo dobrych rękach.
Stoi Pani na stanowisku, że amerykańskie społeczeństwo jest w rzeczywistości bardziej religijne niż pokazują to media. Jeśli społeczeństwo jest konserwatywne, dlaczego zatem Obama po raz kolejny wygrywa wybory?
Trzeba zaznaczyć, że było to zwycięstwo o włos. Połowa kraju opowiedziała się przeciwko polityce Obamy. Sądzę, że wielu ludzi, którzy głosowali za Obamą i którzy jednocześnie uważają się za chrześcijan, nie uczęszczają do kościoła. Wynika to zresztą z badań socjologicznych. Ci ludzie nadal identyfikują się z chrześcijaństwem, ale w rzeczywistości są chrześcijanami jedynie w teorii. W kręgach praktykujących chrześcijan, większość opowiedziała się za Romneyem. Ponadto wielu ludzi, którzy w 2008 roku głosowało na Obamę, w 2012 roku odmówiło mu swojego poparcia.
Podstawową przyczyną takiego wyniku wyborów jest moim zdaniem fakt, że media głównego nurtu mówią o Obamie wyłącznie pozytywnie. Jest on przedstawiany jako bohater, który nigdy nie byłby w stanie zrobić niczego złego. Główne media chronią go, prawda nie ma zatem szansy ujrzenia światła dziennego. Ludzie, którzy nie mają kontaktu z alternatywnymi środkami masowego przekazu, nie otrzymują całości obrazu. Oddają zatem swój głos na obraz, który wyświetla im się na ekranach telewizorów. To nie jest dobra wiadomość. Nawet ci, którzy uważają się za chrześcijan, jeśli nie korzystają z alternatywnych źródeł informacji, poprą Obamę. Podkreślam jednak jeszcze raz, że mimo to, połowa kraju opowiedziała się jednak przeciwko niemu.
Jednym z powodów był fakt, że administracja Obamy jest uważana przez chrześcijan za stanowiącą zagrożenie dla wolności religijnej?
Myślę, że to, co dzieje się obecnie w Stanach Zjednoczonych, fakt, iż chrześcijanie w Stanach Zjednoczonych są tak bardzo atakowani wynika po części z tego, że zostaliśmy rozpuszczeni. Nigdy nie doświadczyliśmy prześladowań. Mogliśmy robić wszystko, co chcieliśmy i uważaliśmy, że to nam się należy. Teraz nagle administracja naszego prezydenta otwarcie atakuje Kościół. Dzięki temu jednak chrześcijanie jednoczą się. I to nas wzmacnia
Dziękuję za rozmowę.
Rozmawiała Agnieszka Żurek