Jak co dwa lata, Amerykanie wybierają we wtorek nowy skład Izby Reprezentantów USA i 1/3 senatorów. Dodatkowo większość stanów wybierze przedstawicieli swoich władz, a w niektórych odbędą się referenda w sprawie m.in. aborcji i legalizacji marihuany. Komentatorzy spodziewają, że liczenie głosów może potrwać długo i że towarzyszyć mu będą kontrowersje.
W większości stanów na wschodnim wybrzeżu USA lokale wyborcze otworzą się godz. 6 (w południe czasu polskiego). Wyjątkiem są trzy wsie w New Hampshire – Dixville Notch, Hart’s Location i Millsfield, gdzie obowiązuje tradycja głosowania tuż po północy (po godz. 6 czasu polskiego), kiedy głos jednocześnie oddają wszyscy chętni mieszkańcy.
W rzeczywistości jednak głosowanie jak zwykle trwa już w niektórych przypadkach od tygodni za pomocą poczty w specjalnych skrzynkach do wczesnego głosowania. W ten sposób przed dniem wyborczym zagłosowało 40 mln osób; to ponad 1/3 liczby wszystkich wyborców, którzy wzięli udział w analogicznych wyborach w 2018 r.
Wesprzyj nas już teraz!
Wtorkowe wybory zdecydują o układzie sił w Kongresie: wybory we wszystkich 435 jednomandatowych okręgach do Izby Reprezentantów i 1/3 składu Senatu (w tym roku wybieranych jest 35 senatorów, których okręgi obejmują całe stany). Niemal niezmienną zasadą amerykańskiej polityki jest to, że partia prezydenta przegrywa wybory do Kongresu w środku jego kadencji; eksperci spodziewają się, że nie inaczej będzie tym razem, zwłaszcza biorąc pod uwagę pogarszające się perspektywy gospodarcze i słabe notowania Joe Bidena.
W kampanii wyborczej Republikanie skupiali się przede wszystkim na krytykowaniu administracji za wysoką inflację (8,3 proc.), podkreślali problemy z przestępczością i imigracją. Demokraci z kolei zarzucali Republikanom ekstremizm (około połowy kandydatów Republikanów kwestionowało lub kwestionuje wyniki wyborów prezydenckich z 2020 r.) i przywoływali niepopularny wśród większości wyborców wyrok Sądu Najwyższego znoszący ogólnokrajowe prawo do aborcji. Podkreślali też osiągnięcia obecnego Kongresu w sprawie rekordowych inwestycji w infrastrukturę czy obniżenia cen leków.
Według portalu FiveThirtyEight Republikanie mają 83 proc. szans na odzyskanie większości w Izbie Reprezentantów (obecny rozkład sił to 220-212 na korzyść Demokratów). Politolodzy z Uniwersytetu Wirginii oceniają, że Republikanie mają przewagę w co najmniej 218 okręgach, a ostatecznie mogą uzyskać do 235 mandatów.
Bardziej skomplikowana sytuacja jest w Senacie. Obecny układ sił w tej izbie to 50-50, jednak kontrolują go Demokraci z uwagi na to, że rozstrzygający głos w razie remisów ma wiceprezydent Kamala Harris. Demokraci mają szansę utrzymać ten stan (FiveThirtyEight daje im 45 proc. szans), jednak wiele kluczowych wyścigów jest bardzo zaciętych, a sondażowe różnice wynoszą 1-2 pkt proc.
Do najważniejszych i najbardziej niepewnych należą pojedynki w Pensylwanii, Georgii i Nevadzie. W Pensylwanii o mandat po Republikaninie Patricku Toomeyu ubiegają się pochodzący z Turcji lekarz-celebryta, Republikanin Mehmet Oz (znany jako Dr. Oz) i zastępca gubernatora stanu, Demokrata John Fetterman. Ten drugi był przez większość kampanii był faworytem, ale na finiszu zaczął znacznie tracić, m.in. gdy w trakcie debaty wyszło na jaw, że udar mózgu wyraźnie wpłynął na jego zdolność do komunikowania się.
Dane dotyczące głosowania wskazują na to, że w Nevadzie Republikanin Adam Laxalt ma znaczne szanse, by zastąpić ubiegającą się o reelekcję Catherine Cortez-Masto. Z kolei w Georgii była gwiazda futbolu amerykańskiego, Republikanin Herschel Walker stara się pokonać urzędującego senatora, pastora Raphaela Warnocka. Pojedynek czarnoskórych polityków wywołał mnóstwo kontrowersji, głównie z powodu Walkera, który w kampanii był oskarżany – mimo swoich antyaborcyjnych poglądów – o to, że dwukrotnie płacił swoim partnerkom za aborcję. W kampanii wyszło też na jaw, że ma czwórkę dzieci z różnymi kobietami, podczas gdy wcześniej wiadomo było tylko o jednym. Mimo to pojedynek jest klasyfikowany przez ekspertów jako praktyczny remis.
Podobnie jak dwa lata temu, liczenie głosów w kluczowych stanach może potrwać nawet kilka dni, a towarzyszyć mu będą kontrowersje i spory sądowe, przed czym ostrzegły m.in. władze Pensylwanii (to m.in. efekt przepisów zakazujących wcześniejszego liczenia głosów korespondencyjnych). Dodatkowo jeszcze przed otwarciem lokali stanowy Sąd Najwyższy zdecydował o unieważnieniu tysięcy głosów, w których wyborcy nie zaznaczyli na kopercie daty ich oddania – nawet jeśli wpłynęły do lokali w wyznaczonym czasie. Decyzja została zaskarżona do sądu federalnego i zostanie rozstrzygnięta już po wyborach. Sądowe batalie dotyczące unieważnienia części głosów trwają też m.in. w Michigan i Wisconsin.
Ostatecznie sprawa kontroli nad Senatem może rozstrzygnąć się nawet miesiąc później: jeśli w Georgii żaden z kandydatów nie zdobędzie 50 proc. głosów (obok Walkera i Warnocka startuje też kandydat libertarian), konieczna będzie druga tura, która odbędzie się 6 grudnia.
Istnieją również obawy, że dojdzie do wybuchu przemocy, przed czym ostrzegały amerykańskie służby. W Arizonie i Teksasie urny do wczesnego głosowania i samych wyborców „obserwowali” uzbrojeni członkowie prawicowych bojówek. Podobne działania spodziewane są też w dniu wyborów.
Z uwagi na kontynuowaną przez część Republikanów i byłego prezydenta Donalda Trumpa narrację o „ukradzionych” wyborach prezydenckich z 2020 r., większą niż zwykle uwagę przyciągają wybory do władz stanowych, w tym gubernatorów, prokuratorów generalnych i sekretarzy stanu. Takie wybory odbędą się w 36 stanach. W części stanów kluczowych dla wyborów prezydenckich w 2024 r. – w Arizonie, Wisconsin, Michigan i Pensylwanii – o urzędy nadzorujące wybory ubiegają się kandydaci, którzy nie uznają wyników poprzednich wyborów.
Kandydat na gubernatora Wisconsin Tim Michels powiedział, że jeśli zostanie wybrany, „Republikanie nie przegrają już żadnych wyborów” w jego stanie. Kandydat na gubernatora Pensylwanii Doug Mastriano uczestniczył w wydarzeniach 6 stycznia pod Kapitolem.
Przy okazji wtorkowego głosowania wyborcy w 37 stanach zagłosują też w 132 referendach. W trzech stanach – Kalifornii, Kolorado i Vermoncie – dotyczyć będą m.in. zagwarantowania prawa do aborcji, zaś w dwóch innych, Kentucky i Montanie – potencjalnego zaostrzenia przepisów. Dodatkowo pięć stanów – Arkansas, Missouri, Dakota Północna, Dakota Południowa i Maryland – zagłosują nad legalizacją marihuany w celach rekreacyjnych. Jak dotąd podobne przepisy ustanowiono w 19 z 50 stanów oraz w Dystrykcie Kolumbii. (PAP)