6 listopada Sąd Najwyższy Stanów Zjednoczonych zezwolił administracji Donalda Trumpa na wprowadzenie nowych przepisów, mających odejść od ideologii gender. Chodzi o przywrócenie w oficjalnych dokumentach informacji o płci biologicznej obywatela (damska i męska) oraz rezygnację z określania tzw. tożsamości płciowej.
Sprawa pojawiła się w związku z decyzjami sądów niższej instancji, które orzekały na korzyść lewicowych aktywistów. Sądy te twierdziły, że mają prawo nakazać Trumpowi wydawanie paszportów ze specjalnymi oznaczeniami płci kulturowej (gender) dla tzw. osób „niebinarnych” i „transpłciowych”.
Kwestionowany przez lewicowe środowiska dekret wykonawczy Trumpa stwierdza bowiem, że rząd federalny będzie „uznawał tylko dwie płcie: męską i żeńską”. W konsekwencji oficjalne dokumenty takie jak np. paszport mają odzwierciedlać płeć posiadacza, a nie ideologię płciową. To jednak ogromna zmiana w USA, bowiem już od 1992 r. istniała tam możliwość określenia tzw. „tożsamości płciowej” przy ubieganiu się o paszport. Osoby, które „nie zgadzały się” ze swoją płcią biologiczną, mogły przedstawić odpowiednie zaświadczenie lekarskie o przejściu leczenia klinicznego w celu rzekomej „zmiany płci”. W paszportach takich osób przy oznaczeniu płci stawiano wtedy znak „X”.
Wesprzyj nas już teraz!
W odbywającym się 6 listopada 2025 r. w Sądzie Najwyższym głosowaniu decyzja zapadła większością 6 do 3 głosów. Sędziowie uchylili dwa wspomniane orzeczenia sądów niższej instancji, wstrzymując nakaz jednej z sędzi, który pozwalałby posiadaczom paszportów na kreatywne wybieranie swojej płci kulturowej. Zakwestionowali też twierdzenia osób transpłciowych w Stanach Zjednoczonych utrzymujących, że zmiana przepisów jest nielegalna, dyskryminująca i naraża ich na realne szkody, szczególnie podczas podróży.
Uzasadniając swoją decyzję, SN zauważył, że „ujawnianie płci posiadacza paszportu przy urodzeniu nie narusza zasad równej ochrony bardziej niż ujawnienie kraju urodzenia”. Wyjaśniono, że „w obu przypadkach rząd jedynie potwierdza fakt historyczny, nie poddając nikogo zróżnicowanemu traktowaniu”. Zaznaczono również, że przeciwnicy rozporządzenia Trumpa nie zdołali wykazać, że decyzja ta miałaby na celu „zaszkodzić politycznie niepopularnej grupie”.
W trakcie odbywającej się dwa dni wcześniej rozprawy, Prokurator Generalny USA. D. John Sauer powiedział przed Sądem Najwyższym, że sądy niższej instancji szkodzą Ameryce, „zmuszając je do toczenia rozmów z rządami zagranicznymi w sprawie oznaczenia tożsamości płciowej, co jest sprzeczne zarówno z polityką zagraniczną prezydenta, jak i z naukowymi realiami”.
Nie wszyscy sędziowie byli jednak jednomyślni. Sędzia Ketanji Brown Jackson, w ostro sformułowanym zdaniu odrębnym, do którego dołączyły sędziny Sonia Sotomayor i Elena Kagan, oskarżyła kolegów o niesprawiedliwe traktowanie osób transpłciowych. Dodała, że „polityka paszportowa zachęca do dociekliwej, a czasem upokarzającej, dodatkowej kontroli” na lotniskach. „Udokumentowane rzeczywiste szkody (…) najwyraźniej przeważają nad niewyjaśnionym (i niewytłumaczalnym) interesem rządu w natychmiastowym wdrożeniu polityki paszportowej” – czytamy w zdaniu odrębnym.
Decyzja Sądu Najwyższego spowodowała dużo emocji u lewicowych aktywistów. Jon Davidson, starszy radca prawny ds. LGBTQ & HIV Project w ACLU, nazwał decyzję sądu „bolesnym ciosem dla wolności wszystkich ludzi do bycia sobą i paliwem do ognia, który administracja Trumpa podsyca przeciwko osobom transpłciowym i ich konstytucyjnym prawom”.
Zaznaczył, że „zmuszanie osób transpłciowych do noszenia paszportów, które ujawniają ich tożsamość wbrew ich woli, zwiększa ryzyko nękania i przemocy oraz pogłębia poważne bariery, z którymi już borykają się w walce o wolność, bezpieczeństwo i akceptację”. Dodał, że „nadal będzie zwalczać tę politykę i pracować na rzecz przyszłości, w której nikomu nie będzie odmawiane prawo do samostanowienia o swojej tożsamości”.
Źródło: abcnews.go.com, wnd.com
AS