Uchwalona 15 lat temu przez Kongres USA stawa o wolności religijnej na świecie w ocenie ekspertów jest całkowicie nieskuteczna. Niestety, nie można na chwilę obecną tej sytuacji zmienić, ponieważ forsująca obyczajowe patologie administracja prezydenta Baracka Obamy traktuje ustawę International Religious Freedom Act jak kłopotliwy gadżet legislacyjny, stojący na drodze prowadzonej na skalę globalną obyczajowej deprawacji. Dlatego forsując „prawa” homoseksualistów do „małżeńskiej” sielanki, Biały Dom sabotuje jednocześnie wszelkie próby nadania skuteczności dokumentowi, który z ducha sprzeciwia się homogenderowym aberracjom.
Podczas spotkania 13 czerwca w Podkomisji Nadzoru i Reform Rządowych na rzecz Bezpieczeństwa Narodowego Izby Reprezentantów, eksperci w zakresie wolności religijnej ostrzegli, że uchwalona przez Kongres w 1998 r. ustawa International Religious Freedom Act, wymaga o wiele skuteczniejszego egzekwowania. Dokument ten określa obowiązek rządu USA w ramach polityki zagranicznej do potępiania wszelkich przejawów łamania wolności religijnej i pomagania innym krajom w promowaniu wolności religijnej.
Wesprzyj nas już teraz!
– To wysłuchanie jest ważne, ponieważ wolność religijna jest ważna: jest to kluczowe prawo człowieka, które jest centralne dla historii i dziedzictwa USA jak i potwierdzone przez traktaty i zobowiązania międzynarodowe. To przesłuchanie jest także ważne i aktualne, gdyż wolność religijna jest również praktyczną koniecznością kluczową zarówno dla bezpieczeństwa Stanów Zjednoczonych jak i świata – powiedziała dr Katrina Lantos Swett, która przewodniczy amerykańskiej Komisji ds. Międzynarodowej Wolności Religijnej, niezależnej, dwupartyjnej grupie, która doradza rządowi w sprawie wolności religijnej na świecie.
Zaproszeni eksperci byli całkowicie zgodni, że prawo pozostaje w dużej mierze nieskuteczne. Mahmood Ahmad, asystent krajowego dyrektora spraw publicznych w Ahmadiyya Muslim Community, wspólnoty grupującej amerykańskich muzułmanów, zwrócił uwagę na niedocenianie przez czynniki polityczne zależności pomiędzy zachowywaniem wolności religijnej a pokojem i bezpieczeństwem na świecie. Zauważył, że „terroryści często przechodzą pranie mózgów tak, aby myśleli, że ich działania mają cel religijny”, co prowadzi do poważnych naruszeń praw człowieka na całym świecie.
Podkreślając potrzebę nadania priorytetowego znaczenia wolności religijnej w krajach gdzie dochodzi do prześladowań, Ahmad wezwał Departament Stanu do upoważnienia ambasadora na rzecz Międzynarodowej Wolności Religijnej do wcielania w życie pożądanych zmian w oparciu o raporty jakimi dysponuje rząd USA.
Członkowie panelu wezwali również do zwrócenia większej uwagi na egzekwowanie wolności religijnej na szczeblu międzynarodowym, za pośrednictwem takich podmiotów jak Organizacja Narodów Zjednoczonych. Ponadto, podkreślili konieczność podjęcia zmiany polityki Departamentu Stanu w kierunku stosowania ostrzejszych sankcji w odniesieniu do krajów, w których mamy do czynienia z brakiem poszanowania wolności religijnej, z jednoczesnym wspieraniem tych, którzy walczą o wolność religijną za granicą. Pojawił się też postulat przywrócenia urzędu Specjalnego Doradcy ds. Międzynarodowej Wolności Religijnej w Radzie Bezpieczeństwa Narodowego.
Niewygodny temat…
Uczestnicy spotkania za symptomatyczny uznali fakt, że w 15 lat od uchwalenia ustawy konieczne stało się spotkanie poświęcone efektom, a właściwie ich brakom, funkcjonowania ustawy. Nie kryli oni rozczarowania z faktu, że chociaż z wolnością religijną na świecie jest coraz gorzej administracja prezydenta Baracka Obamy nie wykazuje zainteresowania naprawą sytuacji, o czym świadczy choćby nieobecność na spotkaniu Suzan Johnson Cook, ambasadora at large (w misji specjalnej) na rzecz Międzynarodowej Wolności Religijnej. Mimo, że potwierdziła swoją obecność, Departament Stanu zabronił jej udziału w spotkaniu, powołując się na zakaz uczestnictwa pracowników departamentów w panelach z udziałem członków organizacji pozarządowych.
Nie krył z tego powodu swego zdziwienia przewodniczący podkomisji, Jason Chaffet z Utah, zauważając, że w przeszłości wysocy rangą urzędnicy Departamentu Stanu, w tym ambasador Johnson Cook, wielokrotnie uczestniczyli w spotkaniach organizowanych zarówno przez Kongres jak i prywatnych panelach z udziałem przedstawicieli organizacji pozarządowych.
Niezadowolenia z dającej do myślenia decyzji Departamentu Stanu nie krył Thomas F. Farr, dyrektor Projektu na rzecz Wolności Religijnej realizowanego przez Centrum na rzecz Religii, Pokoju i Polityki Światowej Uniwersytetu Georgetown w Berkley. Powiedział on, że biurokratyczny szlaban uniemożliwił ambasador Johnson Cook zainicjowanie istotnych zmian politycznych skutkujących skuteczniejszym egzekwowaniem zapisów ustawy z 1998 r. Za bardzo dziwne uznał, że ambasador na rzecz Wolności Religijnej na Świecie podporządkowuje się urzędnikowi niższej rangi i nie uczestniczy w spotkaniach na wysokim szczeblu.
Zauważył on, że chociaż promowanie wolności religijnej odzwierciedla wartości jakimi kieruje się Ameryka i służy narodowym interesem i bezpieczeństwu USA, to jednak sprawa ta nie była priorytetem dla żadnej z ostatnich administracji. Jego zdaniem potwierdzeniem tego jest brak dowodów na to, że działania prowadzone w ramach ustawy International Religious Freedom Act „znacząco poprawiły stan wolności religijnej w jakimkolwiek kraju”. Skrytykował on strukturalne problemy, w tym brak szkoleń dla dyplomatów, uświadamiających dlaczego wolność religijna jest ważna i jak ją pogłębiać, w sytuacji gdy „75 proc. ludności świata żyje w krajach, gdzie wolność religijna jest poważnie ograniczona”.
… i kłopotliwy gadżet
Thomas F. Farr zaniepokojony jest również „malejącym zainteresowaniem sprawą przestrzegania wolności religijnej” rządu USA. Stwierdził on, że choć historycznie, „religię na forum publicznym uznano za kluczową dla zdrowia demokracji”, to jednak ostatnie administracje z powodu „kilku uzasadnionych celów publicznych” postrzegały „wolność religijną jako „sprawę prywatną”. Te „uzasadnione cele publiczne” to oczywiście propaganda i legalizacja aberracji seksualnych. Farr nie ma wątpliwości, że powody takie jak „prawo do miłości” otrzymały więcej uwagi i konkretnego wsparcia ze strony administracji, niż wolność religijna, która jest w dużym stopniu przestrzegana tylko na poziomie ustnych deklaracji.
Cała ta sytuacja wyraźnie pokazuje, że popierająca wszelkie patologie obyczajowe administracja prezydenta Barracka Obamy traktuję ustawę Religious Freedom Act jak kłopotliwy gadżet legislacyjny, z którym nie wiadomo co zrobić. Z jednej strony nie można go wyrzucić na śmietnik historii bez sprzeniewierzenia się wartościom, na których została zbudowana Ameryka, z drugiej ustawa ta przeszkadza lewackiej międzynarodówce w zaprowadzaniu w USA i na świecie tęczowych porządków. Chociaż sama w sobie tęcza jako zjawisko zgodne z naturą jest piękna.
Krzysztof Warecki, CNA