Lewica w Polsce twierdzi często, że z powodu zakazu aborcji rodzi się mało dzieci. Trudno o większy absurd, a potwierdzają to teraz dane ze Stanów Zjednoczonych.
Według najnowszych informacji w tych stanach, w których doszło do ograniczeń w aborcji po decyzji Sądu Najwyższego, liczba urodzeń wzrosła średnio o 2,8 procent.
Amerykański Sąd Najwyższy w 2022 roku uznał, że nie ma ogólnokrajowego przyzwolenia na legalność aborcji. Każdy stan powinien regulować tę kwestię samodzielnie. Dzięki temu w wielu stanach przyjęto rozwiązania, które albo bardzo ograniczyły, albo w praktyce wręcz uniemożliwiły legalne zabijanie dzieci nienarodzonych. Badanie na temat wpływu tych ograniczeń na dzietność przeprowadziło National Bureau of Economic Research (NBER).
Wesprzyj nas już teraz!
Zgodnie z badaniem już sam zakaz ma znaczenie, ale jego siła oddziaływania wzrasta tym bardziej, im dalej kobiety mają do najbliższej kliniki aborcyjnej. Mówiąc krótko: jeżeli zabicie własnego dziecka jest proste, bo rzeźnia jest blisko, więcej kobiet się na to decyduje. Jeżeli rzeźnia jest daleko – część rezygnuje z planu uśmiercenia własnego potomstwa. Jako że po wyroku Sądu Najwyższego część takich miejsc została zamkniętych, w efekcie w wielu hrabstwach w konserwatywnych stanach dzietność po prostu wzrosła.
Organizacja podała, że w sumie w 26 stanach Ameryki aborcja jest albo niemal całkowicie zakazana, albo bardzo silnie ograniczona.
Na skutek zakazu aborcji dzieci mordują rzadziej kobiety młode i uboższe. Nie stać ich na to, by odbyć długą podróż do rzeźni aborcyjnej; decydują się więc na to, by nie zabijać dziecka.
Można zakładać, że podobnie jest w przypadku Polski. Obecnie część kobiet chcących zabić dziecko jeździ do krajów sąsiednich, na przykład Czech albo Niemiec. Można racjonalnie zakładać, że gdyby rzeźnia aborcyjna istniała w każdym dużym polskim mieście, aborcji byłoby o wiele więcej, niż obecnie, a co za tym idzie – dzietność spadłaby jeszcze bardziej.
Źródło: lifesitenews.com
Pach