Śledczy ujawnili szokujące dowody w toczącym się postępowaniu przeciwko rządowi Arabii Saudyjskiej, pozwanemu przez krewnych ofiar zamachów z 11 września 2001 roku. W ataki terrorystyczne miała być zaangażowana saudyjska ambasada w Waszyngtonie.
Zgodnie z dokumentami prawnymi, które po raz pierwszy ujawnił „The New York Post”, ambasada miała wykorzystać dwóch swoich pracowników, którzy studiowali w USA, w celu przeprowadzenia tzw. treningu na sucho na dwa lata przed atakiem.
Wesprzyj nas już teraz!
Dokumenty stwierdzają, że obaj Saudowie otrzymali pomoc pieniężną z ambasady na podróż z Phoenix do Waszyngtonu, by sprawdzić warunki bezpieczeństwa na lotnisku przed planowanym zamachem.
Mężczyźni wielokrotnie próbowali dostać się do kokpitu samolotu linii America West lecącego do Waszyngtonu w 1999 roku. Samolot został zmuszony do awaryjnego lądowania, a mężczyźni aresztowani przez FBI. Później jednak ich zwolniono.
11 września 2001 roku kilkunastu porywaczy porwało łącznie cztery samoloty, doprowadzając do katastrofy i zabijając prawie 3 tys. osób.
Pozew przeciwko Arabii Saudyjskiej złożyli krewni w imieniu 1400 ofiar, które zginęły podczas zamachów terrorystycznych przeprowadzonych 16 lat temu.
– Od dawna twierdziliśmy, że istniały długotrwałe i bliskie relacje między al-Kaidą a religijnymi elementami rządu Arabii – powiedział Sean Carter, główny prawnik krewnych.
Wedle doniesień „The New York Post”, dowody wskazują, że zamachowcy korzystali zarówno ze „wsparcia finansowego jak i operacyjnego rządu Arabii Saudyjskiej”.
Ponadto inne dokumenty przedłożone jako dowód zawierały materiały FBI, potwierdzające, że dwaj obywatele Arabii Saudyjskiej, którzy przybyli do USA na studia, Mohammed al-Qudhaeein i Hamdan al-Szalawi, byli w rzeczywistości członkami „sieci agentów królestwa” w tym kraju.
Dokumenty stwierdzają, że obaj mężczyźni zostali przeszkoleni w Afganistanie, uczestnicząc wraz z wieloma innymi członkami al-Kaidy w atakach.
Raport wskazał, że Qudhaeein był zatrudniony w Ministerstwie Spraw Islamskich w Arabii Saudyjskiej, a Shalawi to „wieloletni pracownik rządu saudyjskiego” w Waszyngtonie.
W listopadzie 1999 roku mężczyźni wsiedli do samolotu linii America West, usiłując wielokrotnie dostać się do kokpitu. Załodze samolotu zadawali szereg „technicznych pytań”, wzbudzając podejrzenia.
Zgodnie ze streszczeniem aktu sprawy FBI, Qudhaeein pytał pracowników, gdzie jest łazienka i wskazano mu właściwy kierunek. Zamiast tego, próbował wejść do kokpitu. Piloci zmuszeni byli wylądować awaryjnie w stanie Ohio. Wtedy podejrzanych mężczyzn wzięli na wstępne przesłuchanie przedstawiciele FBI.
Oficerowie odkryli, że jeden z podejrzanych – Shalawi – miał prowadzić samochód w czasie zamachu w Phoenix. Biuro wszczęło sprawę przeciwko niemu. W listopadzie 2000 roku FBI otrzymało informację, że Shalawi szkolił się w obozach terrorystycznych w Afganistanie w zakresie budowy materiałów wybuchowych w celu przeprowadzenia ataków na amerykańskie cele.
Biuro przypuszczało również, że Qudhaeein był agentem wywiadu Arabii Saudyjskiej, zważywszy na jego częste kontakty z urzędnikami saudyjskimi.
Według Kristen Breitweiser, której mąż został zabity w zamachu, bilety lotnicze zostały rzekomo zapłacone przez ambasadę Arabii w Waszyngtonie, co miała potwierdzić FBI.
– Próba przeprowadzenia zamachu ukazuje więcej śladów rządu Arabii Saudyjskiej. Ci mężczyźni byli od sześciu lat zatrudnieni przez Arabię i opłacani przez jej rząd. W rzeczywistości ambasada saudyjska zapłaciła za ich bilety lotnicze, by przeprowadzili próbę generalną – przekonywała Breitweiser.
Raporty wskazują również, że obaj mężczyźni uczestniczyli w sympozjum w Waszyngtonie zorganizowanym przez ambasadę Arabii Saudyjskiej w porozumieniu z Instytutem Nauk Islamskich i Arabskich w Ameryce.
Zanim instytut został zamknięty – ze względu na liczne związki terrorystyczne – zatrudniał on jako wykładowcę głównego duchownego al-Kaidy – Anwara al-Awlakiego. Miał on pomagać porywaczom w znalezieniu mieszkania i dowodów tożsamości, gdy przybyli do USA na początku 2000 roku.
Zgodnie ze szczegółami ujawnionymi w raporcie, obywatele Arabii Saudyjskiej zamieszkiwali w Arizonie i często nawiązywali kontakt z saudyjskim pilotem oraz starszym przywódcą al-Kaidy z Arabii Saudyjskiej, który obecnie jest więziony w Gitmo.
Carter powiedział w swoim oświadczeniu, że zarzuty wobec rządu Arabii Saudyjskiej poparte są prawie „pięcioma tysiącami stron dowodów” przedłożonych sądowi. Dowody te obejmują „wszystkie raporty FBI, które im się udało uzyskać”, chociaż wciąż pozostają niejawne setki tysięcy stron dokumentów rządowych związanych z finansowaniem terroryzmu przez Arabię Saudyjską.
Piętnastu z dziewiętnastu porywaczy, którzy 16 lat temu przeprowadzili zamachy m.in. w Nowym Jorku i Waszyngtonie to byli obywatele Arabii Saudyjskiej.
Od lat saudyjski rząd zaprzecza wszelkim związkom z terrorystami, a w zeszłym miesiącu, prawnicy reprezentujący Saudów złożyli wniosek o odrzucenie pozwu.
We wrześniu 2016 roku Demokraci w historycznym głosowaniu w Kongresie razem z Republikanami – po raz pierwszy podczas całej prezydentury Baracka Obamy – odrzucili w Senacie weto Obamy do ustawy JASTA.
JASTA nowelizuje przepisy z 1976 roku, które strzegły inne kraje przed pozwami amerykańskimi. Nowelizacja pozwoliła rodzinom osób zabitych w wyniku zamachów z 11 września 2001 r. pozwać każdego członka rządu Arabii Saudyjskiej podejrzewanego o odegranie jakiejkolwiek roli w zamachach, które pozbawiły życia prawie 3 tys. osób.
– To jest najbardziej żenująca rzecz, jaką Kongres Stanów Zjednoczonych dokonał prawdopodobnie od 1983 roku – beształ kongresmenów rzecznik Białego Domu Josh Earnest. Obama w liście do parlamentarzystów wysłanym jeszcze przed głosowaniem ostrzegał, że ustawa „może być katastrofalna dla Departamentu Obrony i jego członków” oraz, że „nie ma wątpliwości, że konsekwencje mogą być równie istotne dla naszych spraw zagranicznych i pracowników wywiadu”.
Arabia Saudyjska, długoletni sojusznik USA, ostrzegła administrację Obamy, że ustawa może zmusić naród arabski do likwidacji wartych miliardy dolarów aktywów ulokowanych w USA, aby uniknąć ich skonfiskowania w wyniku pozwów.
Większość z 19 porywaczy zaangażowanych w zamachy z 2001 roku było obywatelami Arabii. Królestwo jednak zaprzeczało jakimkolwiek związkom z terrorystami. Obama w wywiadzie dla CNN stwierdził, że odrzucenie jego veta było błędem, który może ustanowić „niebezpieczny precedens”.
Inicjatorzy ustawy JASTA wskazywali, że pojawiła się ona po to, aby bliscy ofiar zamachu sprzed 15 lat w Nowym Jorku, Waszyngtonie i w Pensylwanii mogli domagać się sprawiedliwości. – Odrzucenie prezydenckiego weta nie jest czymś łatwym i miłym, ale to było ważne, by rodziny ofiar z 11 września mogły domagać się sprawiedliwości, nawet jeśli związane to będzie z pewnymi dolegliwościami dyplomatycznymi – zaznaczył senator z Partii Demokratycznej Charles Schumer z Nowego Jorku.
Przemawiając na forum w Waszyngtonie, dyrektor CIA John Brennan wyraził zaniepokojenie ewentualną reakcją Arabii Saudyjskiej, kluczowego sojusznika USA na Bliskim Wschodzie. Tłumaczył, że Saudowie dostarczają USA znacznych ilości informacji wywiadowczych nt. ekstremistów. – Byłoby absolutną hańbą, gdyby okazało się, że te przepisy w jakikolwiek sposób wpłyną na gotowość Arabii do pozostawania wśród naszych najlepszych partnerów antyterrorystycznych – przekonywał Brennan.
W marcu 2017 roku krewni ofiar czterech zamachów terrorystycznych z 11 września 2001 złożyli pozew przeciwko rządowi Arabii Saudyjskiej.
Źródło: bignews.com / cnsnews.com
AS