Spada morale w armii amerykańskiej. Żołnierze nie rozumieją strategii swoich dowódców i polityki rządu wobec państw islamskich. Nie chcą być bezsensownie narażani na śmierć.
W czerwcu tego roku sierż. Matthew S. Sitton napisał e-mail do jednej ze znanych dziennikarek amerykańskich Diany West, autorki serii reportaży poświęconych kwestiom polityki USA wobec państw islamskich. Narzekał w nim, że wśród żołnierzy amerykańskich służących w Afganistanie panują fatalne nastroje. „Marines” otrzymują kuriozalne rozkazy, by prowadzić dwa razy dziennie wielogodzinne bezsensowne patrole po terenach usianych minami i bombami. Żołnierze mają niewiele czasu na odpoczynek i sen. Przez to są nieuważni i często doznają ran w potyczkach z talibami.
Wesprzyj nas już teraz!
Sierżant wszystkie te uwagi zgłaszał swoim przełożonym, ale zawsze odpowiadano mu, by „przestał marudzić”.
Sitton podobnie jak wielu innych amerykańskich wojskowych ma problem z motywacją do walki. Żołnierze wysyłani są na wojnę, ale nie po to, aby wygrać. Nie rozumieją polityki swojego rządu wobec państw islamskich i nie widzą sensowności swojej służby.
Pod rządami prezydenta George’a W. Busha realizowana była strategia „Cath and Release”. Żołnierze otrzymali rozkaz wyłapania terrorystów, którzy następnie byli wypuszczani. Miało to zniechęcić Irańczyków do kontynuowania programu wzbogacania uranu. Irańczycy wcale się nie przestraszyli i dalej prowadzili badania zmierzające do stworzenia własnego arsenału broni jądrowej. Administracja wydała więc nakaz zabijania terrorystów.
Strategia obecnej administracji Obamy polega na kontynuowaniu tej strategii. „W rezultacie, jak pisze „Washington Examiner” talibowie mają więcej praw w Afganistanie niż amerykańscy żołnierze. Lekarz z 1 Batalionu Pułku Piechoty w prowincji Zabul mówił: – Musimy puszczać tych facetów za każdym razem, niezależnie od tego co robią, a potem napotykamy się na nich podczas kolejnych ataków.
Ta niejasna strategia nie jest dziełem wyłącznie ostatniej administracji. Republikanom zarzuca się np. to, że administracja Busha poświęciła „marines” na ołtarzu „poprawności politycznej”.
Po wojnie w Iraku ścigano żołnierzy, którzy mieli się dopuścić bestialskich i bezsensowych masakr na ludności cywilnej. Na przykład w sprawie masakry 24. cywilów w miejscowości Haditha, wielu dziennikarzy i polityków orzekło o winie amerykańskich żołnierzy zanim rozpoczął się proces. Prokuratorzy wojskowi przedstawiali sfałszowane dowody. W ub. roku uniewinniono ostatniego z oskarżonych w tej sprawie żołnierzy.
Wielu jednak innych „marines” odsiadują wyroki za popełnienie „przestępstw wojennych” w więzieniu w Leavenworth w Kansas. Jednocześnie amerykańskie władze uwalniają islamskich bojowników. Wystarczy, że złożą oni oświadczenie, że nie będą więcej wspierać ani walczyć po stronie talibów.
Te podwójne standardy postępowania amerykańskich mocodawców irytują żołnierzy. Widzą oni, że zbrodniarze islamscy mogą liczyć na „miłosierdzie” a dla nich nie ma litości.
Nie pomaga także spolegliwa polityka obecnego prezydenta, który ciągle przeprasza muzułmanów, a sam nie może doczekać się przeprosin za zbrodnie z ich rąk. Polityka ta tylko ośmiela islamistów postrzegających Amerykanów jako coraz bardziej słabnącego przeciwnika.
Sekretarz Obrony, Leon Panetta zażądał kilka miesięcy temu przeprosin od afgańskiego prezydenta w związku z nasilającymi się atakami afgańskich żołnierzy wyszkolonych przez NATO i służących w bazach sojuszników USA. Przeprosin nie doczekał się do tej pory.
W amerykańskich mediach coraz częściej pojawiają się zdania, że doradcy prezydenta Obamy i Busha, generałowie tacy jak: Petraeus, McChrystal, Allen Dempsey, admirał Mullen powinni wytłumaczyć się z forsowania bezsensownej strategii. Strategii,która wysyła żołnierzy na wojnę, nakazując im wyłapać terrorystów islamskich, których następnie wypuszcza się niezależnie od tego, co zrobili. Wiadomo, że taka strategia nie jest obliczona na osiągnięcie zwycięstwa.
Żołnierze chcą wiedzieć, jaki jest sens ich misji. Nie chcą bezsensownie narażać się na śmierć. Nie chcą chodzić na patrole po terenach najeżonych pułapkami afgańskimi, po to tylko by spotkać się z kolegami z innego patrolu.
Źródło: marinkapescmann, com, Agnieszka Stelmach.