5 kwietnia 2012

Uśmiech, męka i śmierć Syna Bożego

Pewnego razu – a działo się to w roku 1630 – pokorny franciszkanin, brat Innocenty z Palermo, postanowił wyrzeźbić w hebanie krucyfiks. Zaczął od modelowania ciała, nadając mu z czasem upragnioną formę. Twarz, czyli najtrudniejszą część dzieła, zostawił na koniec. Jaki wyraz jej nadać? Wielkie były duchowe rozterki braciszka. Pewnej nocy położył się spać z duszą ciężką od niezliczonych pytań. A kiedy rankiem zbliżył się do dzieła, nad którym pracował, znalazł je niespodziewanie ukończone: obdarzone cudownym obliczem stworzonym przez nieznanego artystę.

Była to twarz, na której harmonijnie stapiały się delikatność, męskość i jakby nadprzyrodzone namaszczenie, czyniące ją zaprawdę godną bycia tajemniczym dziełem jakiegoś anioła. Twarz kryjąca w sobie wiele bogatych aspektów, bowiem w zależności od kąta, z jakiego spogląda obserwator, oblicze Boskiego Ukrzyżowanego naznaczone jest bądź to uśmiechem, bądź udręką czy też śmiercią.

Cudowny krucyfiks brata Innocentego, przechowywany od trzech stuleci w kościele św. Damiana w Asyżu, jest obiektem nieustającej czci ze strony pielgrzymów.

Wesprzyj nas już teraz!

Posłużmy się nim w naszych rozważaniach Wielkiego Tygodnia.

*  *  *

Co skłoniło Cię, Panie, do uśmiechania się z wyżyn Krzyża? Jakaż niezgłębiona sprzeczność między cierpieniami, które od stóp do głów dręczyły Twe święte Ciało, a tym uśmiechem, który pojawia się pełen słodyczy, łagodności i czułości, rozchylając Twe usta Panie i rozjaśniając Twe oblicze? A nade wszystko, Panie, jakaż sprzeczność między przepaścią udręk duchowych, które przepełniają Twe Serce, a tą radością tak subtelną i tak autentyczną, jaka rysuje się na Twej twarzy! Przeciwko Tobie wylał cały ocean bezeceństwa i ludzkiej małości. Nie było takiej niewdzięczności ani kalumni, której by Ci oszczędzono. Głosiłeś Królestwo Niebieskie, a Twoje nauczanie zostało odrzucone przez ordynarne pożądanie rzeczy doczesnych. Szatan, Świat i Ciało, złączeni w nikczemnym buncie przeciwko Tobie, zaprowadzili Cię na miejsce straceń, gdzie oczekujesz na śmierć.

A jednak uśmiechasz się! Dlaczego?

Twe powieki są prawie zamknięte. Prawie… Lecz jeszcze możesz coś dojrzeć. I to, co widzisz Panie, to największy cud stworzenia, arcydzieło Ojca niebieskiego, dusza – a ileż piękna może być w jednej duszy, choćby ignorował to materializm naszego wieku – szlachetna i nieskazitelnej natury, obdarzona wszelkimi darami łaski i uświęcona nieustanną i najdoskonalszą odpowiedzią na wszystkie te dary! Widzisz Maryję. Widzisz Twoją Matkę. A pośród całej zgrozy, która Cię ogarnia Panie, cud, który widzisz, jest tak wspaniały, że uśmiechasz się czule, aby podnieść Ją na duchu, aby przekazać Jej nieco Twej radości, aby przekazać Jej Twą doskonałą i nieskończoną miłość.

Widzisz Maryję. A u boku Wiernej Przenajświętszej Dziewicy widzisz herosów wierności: dziewiczego Apostoła Jana i święte niewiasty: wierność niewinności i wierność pokuty. Twe spojrzenie, dla którego wszystko rozgrywa się w teraźniejszości, widzi o wiele więcej, bowiem obejmuje ono całe wieki i przybliża Ci wszystkie wierne dusze, które będę oddawać Ci cześć u stóp Krzyża aż do dnia Sądu Ostatecznego. Widzisz Święty Kościół Katolicki, Twą Oblubienicę. I z uwagi na to wszystko uśmiechasz się uśmiechem najsmutniejszym i najradośniejszym, najsłodszym i najlitościwszym w całej historii ludzkości.

Ewangelia nigdy nie przedstawia Cię Panie uśmiechniętego. Tylko dusze, którym obce i wstrętne są plugawe i rozwiązłe kaskady kpin, posiadają tajemnicę takiego uśmiechu!

Czy wśród wielu dusz stojących u stóp Krzyża za przykładem Maryi, do których uśmiechasz się Panie, jest także i moja?

Pokornie pochylony, klęcząc przed Tobą i zdając sobie sprawę, żem niegodny, proszę Cię o to, Panie. Ty, który nie wygnałeś ze Świątyni celnika (Łk 18, 6-20), przez modlitwy Maryi, nie odrzucisz od swego Oblicza skruszonego i zasmuconego grzesznika. Daj mi z wyżyn Krzyża choć promień Twego niewypowiedzianego uśmiechu, o dobry Jezu.

*  *  *

Przez łzy Maryi,

Przez ostateczne konanie,

Miej litość nade mną…

Te jakże proste i bezpretensjonalne słowa pieśni religijnej zapadły mi głęboko w pamięć. I przychodzą mi na myśl, gdy kontempluję Twe oblicze w chwili konania.

Ostateczne konanie… Ileż tkwi siły w tym wyrażeniu. Każdy jego etap jest niczym kres, z którego wypływa nie koniec, lecz kolejna agonia, jeszcze gorsza od poprzedniej. I tak od cierpienia do cierpienia, od okrucieństwa do okrucieństwa, dochodzimy do ostatecznej, ekstremalnej agonii, w której śmierć zrywa ostatnie i najgłębsze więzy łączące duszę z ciałem.

Ostateczne konanie Ciała przeraźliwie udręczonego… męka Duszy, której ludzka perfidia przysporzyła wszystkich utrapień, jakie tylko można sobie wyobrazić. Jest to najokrutniejsza część Twej Męki. Przenajświętsza Maryja, która wszystko widzi i wszystko odczuwa, płacze. Niebo ciemnieje. Ziemia sprawia wrażenie, jakby za chwilę miała się zatrząść z przerażenia. Złowrogi gwar otumanionego plebsu chce przesycić wulgarnością tę wzniosłą scenę. I wtedy okrzyk boleści wyrywa się z Twej piersi, Panie, i unosi się do nieba: Boże, mój Boże, czemuś Mnie opuścił? (Mt 27, 46).

To godzina najwyższego triumfu niegodziwości. Jest to też godzina największego miłosierdzia, nieoczekiwanych i cudownych nawróceń. Dusza Dobrego Łotra będzie oczekiwać na Ciebie w otchłani. A miliony i miliony dusz, przez nieskończone zasługi Twego ostatecznego konania, przez przebłagalną wartość łez Maryi, przez wszystkie stulecia będą się nawracać, rozważając ten moment Twej Męki.

Niech i ja znajdę się wśród nich, Panie. Przełam lody mej słabej woli. Zniszcz mą haniebną słabość do przepychu dzieł Szatana. Uczyń ze mnie dziecko Światła: silne, czyste, nieustraszone i przerażające dla Twych przeciwników niczym wojsko przysposobione do walki.

Przez łzy Maryi,

Przez ostateczne konanie,

Miej litość nade mną…

*  *  *

Wszystko się dokonało: consummatum est (J 19, 30).

Głowa Twa zwisa nieruchomo. Majestatyczny, łagodny i Boski spokój widać w całym Twym Ciele. Przepełnia Cię pokój, Książę Pokoju.

Lecz wszystko wokół Ciebie jest udręką i wzburzeniem. Skrajna udręka w Sercu Maryi i wśród garstki Twoich wiernych. Wzburzenie w całym wszechświecie. Słońce się zaćmiło, ziemia się trzęsie, zasłona Świątyni rozdziera się, uciekają oprawcy. A w Tobie jest spokój.

Tak, bowiem wszystko się dokonało. Bowiem niegodziwość aż do końca objawiła swe nikczemne oblicze. Bowiem Ty aż do końca objawiłeś Twą Boską doskonałość.

Poprzez niezliczone zasługi Twej Męki i Śmierci dane jest ludziom poznanie całego piękna Światła i całej grozy Ciemności. Aby stali się dziećmi Światła i nieugiętymi wrogami Ciemności.

U stóp Krzyża stoi Maryja. Jakże wzniosłe rozważania kryją się w duszy Tej, o której już u zarania Twego życia ziemskiego opowiadają Ewangelie, że „chowała wiernie wszystkie te wspomnienia w swym sercu”. (Łk 2, 51). Wspomnienia odnoszące się do Ciebie, Panie.

Niepokalane Serce Maryi, Stolico Mądrości, przekaż mi choć iskrę, choćby najmniejszą, Twych jasnych i pełnych żaru rozważań o Męce i Śmierci Twego Syna, mego Odkupiciela, abym ją przechowywał niczym święty i oczyszczający ogień w najgłębszych pokładach mej duszy…

– A. M. D. G.


(„Catolicismo”, nr 63, kwiecień 1963)

Źródło: Plinio Corrêa de Oliveira, Ludu, mój ludu…, Kraków 2005

 

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie

Udostępnij przez

Cel na 2024 rok

Bez Państwa pomocy nie uratujemy Polski przed planami antykatolickiego rządu! Wesprzyj nas w tej walce!

mamy: 310 191 zł cel: 300 000 zł
103%
wybierz kwotę:
Wspieram