Zakonnica rozdająca uchodźcom jedzenie przed dworcem we Lwowie. Kapelan Sił Zbrojnych Ukrainy ze stułą na mundurze spowiadający żołnierzy broniących się pod Charkowem. Biskup rozwożący pomoc humanitarną. Takie obrazki docierają do nas spośród tysięcy, jakie otrzymujemy zza wschodniej granicy. Katolicy są obecni i walczą w obronie kraju utożsamianego tradycyjnie z prawosławiem. Jaka jest geneza katolicyzmu na Ukrainie i jakie dziejowe zawieruchy przeszli jego wyznawcy?
Pierwszym przyczółkiem chrześcijaństwa na terenach dzisiejszej Ukrainy był bez wątpienia Krym. Już w I wieku dotarł tam Apostoł Andrzej, który założył kilka gmin chrześcijańskich wśród greckich kolonistów w Chersonezie. Według legendy miał on dotrzeć aż do Kijowa, gdzie postawił krzyż na miejscu dzisiejszej cerkwi św. Andrzeja. Inna teoria, obecnie kwestionowana przez historyków, mówi o tym, że w Chersonezie zginął czwarty w kolejności zwierzchnik Kościoła powszechnego, papież Klemens I.
Na przełomie VIII i IX wieku z terenów dzisiejszej Szwecji przeprawiło się na drugi koniec Bałtyku nordyckie plemię Rusów. Teorii na temat pochodzenia ich nazwy jest kilka, nie stanowią one jednak tematu tego artykułu. Przywódca Rusów, Ruryk, założył państwo ze stolicą w Nowogrodzie, podczas gdy dwóch wodzów z jego drużyny, Askold i Dir, udało się na południe. Osiedli w Kijowie, dawnym chazarskim grodzie i zostali jego pierwszymi, historycznymi władcami (domniemany założyciel miasta, książę Kij, jest postacią legendarną, której istnienia nie potwierdzono). Dwaj książęta zjednoczyli pod swoim panowaniem liczne organizmy plemienne w dorzeczu Dniepru, czyniąc Kijów centralnym ośrodkiem nowego państwa. Tak narodziła się Ruś Kijowska.
Wesprzyj nas już teraz!
Chrystianizacja kraju
W IX wieku na Rusi pojawili się Cyryl i Metody, Grecy z pochodzenia, ale wychowani między Słowianami, prowadzący intensywną działalność misyjną wśród ludności słowiańskiej. Prawdopodobnie namówili do chrztu Askolda, jednak wydarzenie to nie miało później przełożenia na chrystianizację kraju. Późniejsi władcy Rusi według indywidualnego uznania wybierali sobie wyznanie, np. księżna Olga była chrześcijanką (dzisiaj jest czczona jako święta zarówno przez Kościół katolicki, jak i Cerkiew prawosławną), podczas gdy jej syn Światosław pozostał przy pogaństwie.
Sytuacja zmieniła się dopiero w czasach Włodzimierza Wielkiego. Nieustanne zainteresowanie Rusinów kontaktami gospodarczymi z Konstantynopolem oraz chrzest sąsiedniej Polski skłoniły wielkiego księcia do decyzji o uznaniu chrześcijaństwa za religię państwową. Włodzimierz przyjął je w Chersonezie w 988 roku, po czym rozpoczął kampanię likwidacji pogańskich miejsc kultu – według legendy miał osobiście wrzucić posąg słowiańskiego bożka Peruna do Dniepru. Ufundował budowę Cerkwi Dziesięcinnej w Kijowie, pierwszej murowanej świątyni chrześcijańskiej na Rusi, która nie zachowała się do naszych czasów (przypomnijmy, że działo się to w czasach, kiedy na miejscu przyszłej Moskwy nadal rosły drzewa i biegały niedźwiedzie). Władca zachował jednak swój znak książęcy, czyli trójząb, zapożyczony od greckiego boga mórz Posejdona. Ten symbol do dnia dzisiejszego jest herbem Ukrainy, znanym powszechnie jako tryzub. Podobnie jej jego babka Olga, Włodzimierz Wielki jest uznawany za świętego zarówno przez katolików, jak i prawosławnych.
Raz w schizmie, raz w jedności
Chrzest Rusi odbył się w obrządku bizantyjskim, lecz w czasach, kiedy chrześcijaństwo nie było jeszcze podzielone. Dlatego nieprawdą jest powielane w wielu publikacjach stwierdzenie, że Włodzimierz przyjął prawosławie, bo takie wyznanie wtedy nie istniało. Niestety już kilkadziesiąt lat później, w 1054 roku doszło do jednego z najtragiczniejszych wydarzeń w historii Kościoła, określanego jako wielka schizma wschodnia. Cenzus ten przyjmuje się na ogół jako moment podziału chrześcijaństwa na zachodnie (katolicyzm) i wschodnie (prawosławie). Jednak w rzeczywistości sprawa nie była wcale tak prosta.
Posłuszeństwo papieżowi wypowiedziało Bizancjum, podczas gdy na Rusi wierni obrządku greckiego zachowali łączność z Kościołem powszechnym jeszcze przez dwa stulecia. Ówczesny metropolita kijowski Iłarion i książę Izasław nie wypowiedzieli unii z Rzymem, a co najmniej trzykrotnie po formalnej schizmie ruskie diecezje greckokatolickie przyjmowały delegatów papieskich. Jednakże główny ośrodek radykalnego prawosławia zaczął się wówczas organizować wokół Ławry Peczerskiej, gdzie promieniowały wpływy „świętej góry Athos” i gdzie podjęto decyzję o wygnaniu Izasława, który uciekł do Polski (po utworzeniu w 2018 roku Prawosławnej Cerkwi Ukrainy podporządkowanej bezpośrednio Patriarsze Konstantynopola Bartłomiejowi włodarze Ławry Peczerskiej wystosowali list wiernopoddańczy do Władimira Putina z prośbą o „obronę prawosławia” i do dzisiaj odmawiają przejścia do narodowej Cerkwi, pozostając częścią Patriarchatu Moskiewskiego). Izasław trafił ostatecznie do Rzymu, gdzie otrzymał od papieża Ruś w lennie, a na tron na krótko przywrócili go Polacy. Unitą był także jego syn Światopełk II. Jak zauważał Feliks Koneczny, niezbitym dowodem na trwanie Rusi przy katolicyzmie był rozpowszechniony tam kult św. Mikołaja, którego wspomnienie liturgiczne zostało ustanowione dopiero pod koniec XI wieku, a więc już po wielkiej schizmie.
Jednakże w połowie XIII wieku schizma na Rusi stała się faktem. Wydatnie pomógł w tym najazd mongolski w 1240 roku, który spustoszył Kijów, zerwał łączność Rusi z Zachodem, a Ruś Kijowska jako państwo przestała istnieć, dzieląc się na kilka mniejszych księstw. Tutaj rozchodzą się także drogi narodów wschodniosłowiańskich: powstałe wówczas Księstwo Włodzimierskie można uznać za zalążek Rosji, natomiast Księstwo Halicko-Włodzimierskie za protoplastę państwa ukraińskiego. Na czele tego drugiego stanął Daniel Halicki, jeden z najzdolniejszych władców w historii Rusi, któremu w chaosie walk rusko-tatarskich, plemiennych i dynastycznych udało się zjednoczyć ziemie zachodniej Rusi pod swoim berłem, a następnie umiejętnie lawirować sojuszami to z Mazowszem, to z Małopolską, Litwą i Węgrami, by w 1253 roku doprowadzić do skutku swoje starania o koronę królewską, którą otrzymał od papieża Innocentego IV. Był to jeden z nielicznych przypadków, kiedy następca św. Piotra koronował władcę innego wyznania. Król Daniel starał się następnie zmontować międzynarodową wyprawę przeciwko Mongołom oraz odnowić unię Rusi z Rzymem, co mu się jednak nie udało. Zmarł w 1264 roku i został pochowany w Chełmie (żart historii chciał, że jedyny w dziejach ukraiński władca noszący tytuł królewski spoczywa dziś w Polsce).
Unia i anty-unia
W XIII i XIV wieku większość ziem dawnej Rusi Kijowskiej została wcielona do Wielkiego Księstwa Litewskiego, a istniejące do 1399 roku Księstwo Halicko-Włodzimierskie podzielone pomiędzy Polskę i Litwę. Po zawarciu unii realnej w Lublinie w 1569 roku na terenie połączonego państwa polsko-litewskiego znalazła się licząca kilka milionów ludzi społeczność prawosławnych Rusinów. Za pomocą Cerkwi mogła ich rozgrywać druga wykształcająca się w tamtym czasie potęga regionalna, czyli Księstwo Moskiewskie, będące od tamtego czasu siedzibą patriarchy Moskwy i całej Rusi. Dlatego król Zygmunt III Waza, idąc za poradami m.in. jezuity ks. Piotra Skargi, podjął starania o ponowne zjednoczenie z Rzymem prawosławnych mieszkańców swojego państwa. W 1596 roku biskupi dziewięciu prawosławnych diecezji na terytorium Rzeczpospolitej Obojga Narodów przyjęli unię brzeską, którą w ich imieniu zawarli w Rzymie biskup włodzimiersko-brzeski i metropolita kijowski Hipacy Pociej oraz biskup łucko-ostrogski Cyryl Terlecki, składając przysięgę na wierność papieżowi oraz przyjmując Filioque. Tak na obszarze większości dzisiejszej Ukrainy, niemal całej Białorusi i zachodniej Rosji powstał Kościół unicki, który zachował bizantyjską liturgię i kalendarz juliański, ale uznał katolickie dogmaty wiary oraz prymat Ojca Świętego.
Równolegle na ziemie Rusi zaczął promieniować także katolicyzm obrządu łacińskiego, co było związanie z pojawieniem się na Kresach Wschodnich coraz większej liczby osadników z terenów dzisiejszej centralnej Polski. Oczywiście, rzymski katolicyzm był tam obecny dużo wcześniej; na Rusi Czerwonej pojawił się jeszcze przed chrztem Włodzimierza i podlegał pod obszar działalności duszpasterskiej diecezji krakowskiej. Franciszkanie we Lwowie pojawili się ok. 1210 roku, jeszcze przed oficjalnym założeniem miasta. Jednakże dopiero masowe osadnictwo etnicznych Polaków począwszy od XV wieku sprawiło, że na całej Rusi zaczęły jak grzyby po deszczu wyrastać renesansowe, a później barokowe świątynie, zaś kresowy dorobek religijny zrodzony na tych ziemiach w kolejnych stuleciach należy do najcenniejszego skarbca polskiej kultury i duchowości. Jako że zagadnienie to jest związane bardziej z historią Polski niż Ukrainy, w tym artykule nie będziemy mu poświęcać aż tak dużej uwagi. Trzeba wspomnieć jednak, że wskutek wzmożonej działalności misyjnej duchowieństwa łacińskiego, zwłaszcza zakonników, również wielu Rusinów zaczęło przechodzić na obrządek rzymski, a zwyczaj uczestniczenia w nabożeństwach świątecznych w obu rytach zachował się na Kresach do połowy XX wieku.
Oczywiście równolegle z pięknym rozwojem katolicyzmu w dwóch obrządkach na Rusi dochodziło także do silnych ruchów unifickich (czyli wspierających prawosławie). Właśnie sprzeciw wobec unii brzeskiej był jednym z motorów napędowych powstania Chmielnickiego i powodem męczeństwa św. Andrzeja Boboli. Ostatecznie Bohdan Chmielnicki, który na „Matkę Rzeczpospolitą” sprowadził muzułmańskich Tatarów, dogadał się z Moskwą, podpisując w 1654 roku ugodę perejasławską, po której cała lewobrzeżna Ukraina przepadła na rzecz Rosji. Był to początek końca Rzeczpospolitej, ostatecznie przypieczętowanego podziałem terytorium pomiędzy trzech zaborców pod koniec XVIII wieku, co było nieopisaną tragedią nie tylko dla Polaków, ale także dla dziedziców unii brzeskiej.
Kościół, a sprawa narodowa
Carskie represje wymierzone w unitów od samego opanowania tych ziem przez Imperium Rosyjskie doprowadziły w przeciągu kilku dekad do niemal całkowitego wytępienia greckiego katolicyzmu z terenów dzisiejszej Białorusi, zachodniej Rosji, Ukrainy Naddnieprzańskiej, Wołynia, Chełmszczyzny i Podlasia. Znamienity jest przypadek 13 męczenników z Pratulina, którzy 24 stycznia 1874 roku zostali rozstrzelani przez rosyjską żandarmerię pod swoją cerkwią za odmowę przejścia na prawosławie. Represje toczyły się dwutorowo: za pomocą aparatu państwowego i Cerkwi moskiewskiej, która siłą wcielała do siebie kolejne unickie parafie. Kościół łaciński w Imperium Rosyjskim także był prześladowany, zwłaszcza że utożsamiano go z Polską, ale nie tak radykalnie, jak unitów. Sporadycznie pozwalano nawet na budowę kościołów. Na początku XX wieku rękami głównie Polaków zostały wzniesione np. przepiękne, neogotyckie kościoły św. Mikołaja w Kijowie czy św. Anny w Płoskirowie.
Jedynym obszarem dzisiejszej Ukrainy, na którym ocalał Kościół unicki, była Galicja i Lodomeria należąca wtedy do Cesarstwa Austrii. Katolicka dynastia Habsburgów, pomimo epizodu z józefińskimi szaleństwami, objęła ten mały Kościół szczególną opieką i wsparciem. Tak zaczął się formować Ukraiński Kościół Greckokatolicki z centralną siedzibą we Lwowie, który przyjął za język swojej liturgii kodyfikujący się właśnie literacki język ukraiński. Choć powszechnie przyjęło się stosować na tych ziemiach podział: Polak – rzymski katolik, Ukrainiec – grekokatolik, nie jest to do końca prawdą. Wielu Polaków na Kresach było grekokatolikami, a duża grupa Ukraińców każdego roku decydowała się na zmianę obrządku na rzymski. Zjawisko to nasiliło się zwłaszcza po odzyskaniu niepodległości przez Polskę, gdzie Rusinom często blokowano dostęp do stanowisk publicznych, chyba że przyjęli obrządek łaciński. Takie osoby były pogardliwie nazywane przez swoich rodaków, którzy pozostali przy „prawdziwej, ukraińskiej wierze”, „łacinnikami” lub „kałakutami”. Kościół greckokatolicki w II Rzeczpospolitej miał trzy diecezje: lwowską, przemyską i stanisławowską oraz specjalną administrację apostolską Łemkowszczyzny, utworzoną po słynnej schizmie tylawskiej, kiedy kilka łemkowskich parafii podburzonych przez agitatorów w rejonie Sanoka i Zagórza zdecydowało się przejść na prawosławie.
Z dużą dozą pewności można ocenić, że najważniejszą postacią ukraińskiego katolicyzmu w XX wieku był metropolita lwowski Andrzej Szeptycki, pochodzący z mieszanej, polsko-ukraińskiej rodziny (jego dziadkiem był poeta Aleksander Fredro, a brat Stanisław oficerem w Legionach Polskich). To jemu przypisuje się wydźwignięcie Kościoła greckokatolickiego ze stanu „Kościoła chłopów i pastuchów”, jak był określany na przełomie XIX i XX stulecia, do rozbudowanej struktury hierarchicznej, której pasterzy papież przyjmował na prywatnych audiencjach. W Polsce postać Andrzeja Szeptyckiego budzi ambiwalentne emocje – był on otwartym zwolennikiem ukraińskiego nacjonalizmu, nie potępił mordów na Wołyniu, za to wyświęcił kapelanów dla Dywizji SS-Galizien. Ukraińcy pamiętają jednak przede wszystkim jego zasługi dla ich Kościoła, co jest zrozumiałe. Obecnie jest on kandydatem na ołtarze (co ciekawe, dwukrotnie jego proces beatyfikacyjny zablokował kardynał Stefan Wyszyński).
Nieco inne spojrzenie na swój Kościół miał biskup stanisławowski Grzegorz Chomyszyn. Był on – w przeciwieństwie do Szeptyckiego – zwolennikiem latynizacji Kościoła unickiego i przeciwnikiem nacjonalizmu. Nosił sutannę i biret na styl zachodni, propagował kult Najświętszego Sakramentu, a w swojej diecezji stanisławowskiej wprowadził obowiązkowy celibat dla wszystkich duchownych (tradycyjnie w Kościołach wschodnich obowiązuje on jedynie zakonników, a ponad 95 procent duchownych jest żonatych). Dzięki temu mogli oni w pełni poświęcić się pracy duszpasterskiej, w efekcie czego diecezja stanisławowska była pierwszą greckokatolicką wspólnotą, która wysłała swoich misjonarzy poza Europę. Hierarsze nie udało się jednak zmienić kalendarza liturgicznego na gregoriański, opór wiernych był w tym przypadku zbyt duży. Obecnie postać błogosławionego biskupa Chomyszyna nie jest na Ukrainie zbyt popularna, a kult bardzo ograniczony – dokładnie z tych samych powodów, z jakich jest on ceniony w Polsce.
Jak nie czerwona zaraza, to czarno-czerwona
W tym samym czasie na sowieckiej Ukrainie trwały bezwzględne prześladowania religii. Na pierwszy ogień poszła Cerkiew prawosławna, słusznie kojarzona z władzą carską. Jednak i dla Kościoła bolszewicy szykowali krwawą łaźnię, choć poczekali z tym nieco dłużej. W połowie lat 30. nasiliły się aresztowania duchownych katolickich, których bardzo często oskarżano o zdradę państwa lub… gwałt (skąd my to znamy?), natomiast w latach Wielkiego Terroru 1937–1938 władze sowieckie przystąpiły już do otwartej likwidacji katolicyzmu. Z ponad 150 parafii działających na terenie całego Związku Sowieckiego przetrwały… dwie, po jednej w Moskwie i Leningradzie. Na Ukrainie wszystkie kościoły zburzono lub zamknięto, a pozostali przy życiu kapłani i wierni zeszli do katakumb i chrzcili się w rzekach, jak pierwsi chrześcijanie.
W czasie II wojny światowej do głosu w ukraińskim społeczeństwie doszli nacjonaliści od Stepana Bandery i Andrija Melnyka. Mimo że wielu z nich publicznie deklarowało przynależność do Kościoła unickiego, a sam Bandera był synem księdza, to w praktyce ich ideologia zawierała bardzo silne akcenty neopogańskie, zaś ludobójstwo dokonane na Wołyniu i w Małopolsce Wschodniej nosiło liczne znamiona reakcji pogańskiej (mordowanie kapłanów, palenie kościołów, niszczenie kapliczek i krzyży przydrożnych, przypadki dokonywania mordów przez ukrzyżowanie). Warto przypomnieć mało znany fakt, że poza Polakami ofiarą banderowców padli także ukraińscy neounici. W latach międzywojennych podjęto próbę reaktywowania unii brzeskiej na Wołyniu, tworząc niewielki Kościół bizantyjsko-słowiański. Kogo nie zabili banderowcy, tego wykończyli po wojnie sowieci i tak neounia po raptem kilkunastu latach przestała istnieć.
Jednocześnie na terenach wcielonych do ZSRS komuniści zdelegalizowali Kościół greckokatolicki, a jego diecezje oficjalnie wcielono do Rosyjskiej Cerkwi Prawosławnej, z której niedobitkami Stalin dogadał się w 1943 roku, przekształcając ją w narzędzie w rękach służb specjalnych. Jednak grekokatoliccy kapłani nadal działali w podziemiu aż do rozpadu Związku Sowieckiego. Jednym z nich był ojciec Światosława Szewczuka, obecnego zwierzchnika (władyki) Ukraińskiego Kościoła Grekokatolickiego. Natomiast dla Kościoła łacińskiego władze sowieckie postawiły nieprzekraczalną granicę na przedwojennej rubieży wschodniej II RP. O ile liczono się z tym, że na zachodzie kraju jakieś wspólnoty katolickie będą nadal działać, o tyle na wschód od Zbrucza aż do czasów pieriestrojki nie otworzono żadnego kościoła. Na zachodniej Ukrainie po wysiedleniu Polaków większość świątyń także pozostała opuszczona, urządzano w nich magazyny, stajnie, warsztaty samochodowe i dyskoteki. We Lwowie tylko dwa kościoły były czynne przez cały okres sowiecki – Bazylika archikatedralna Wniebowzięcia NMP (katedra łacińska) przy Rynku oraz franciszkański kościół św. Andrzeja przy Łyczakowskiej.
Krótki okres wolności
Po odzyskaniu niepodległości przez Ukrainę w 1991 roku nastąpiło odrodzenie religijne, a pod kościołami i cerkwiami ustawiały się kilometrowe kolejki do chrztu. Odtworzono struktury Kościoła katolickiego obu obrządków – łacińskie diecezje: lwowską, łucką, kijowsko-żytomierską, kamieniecką, mukaczewską, odesko-symferopolską i charkowsko-zaporoską oraz grekokatolickie eparchie: iwano-frankowską, kołomyjsko-czerniowiecką, lwowską, sokalsko-żółkiewską, samborsko-drohobycką, stryjską, tarnopolsko-zborowską i buczacką, a także egzarchie (tworzone na terenach prawosławnych, gdzie grekokatolicy są mniejszością, głównie migrantami wewnętrznymi z zachodniej Ukrainy): kijowską, doniecką, charkowską, odeską, krymską i łucką. Podczas swej jedynej pielgrzymki na Ukrainę w 2001 roku papież Jan Paweł II beatyfikował 28 nowomęczenników greckokatolickich, zamordowanych przez władze sowieckie w trakcie lub po II wojnie światowej, w tym biskupa Chomyszyna.
Katolików na Ukrainie jest dziś ok. 5,3 mln, z czego 4,6 mln stanowią grekokatolicy, a 757 tys. katolicy obrządku rzymskiego. To oczywiście mniejszość religijna w 46-milionowym kraju ze zdecydowaną przewagą prawosławia, które samo jest podzielone na dwie, zwalczające się wzajemnie struktury (cerkiew „narodową” i moskiewską). Wartym podkreślenia faktem jest to, że obecnie zdecydowaną większość rzymskich katolików na Ukrainie stanowią już nie Polacy, lecz etniczni Ukraińcy. Natomiast duża nadreprezentacja naszych rodaków jest widoczna wśród duchowieństwa i hierarchów. Mały Kościół łaciński na Ukrainie nie jest w stanie pozyskać z własnego łona wystarczającej liczby kapłanów, dlatego jego działalność zależy od pomocy misjonarzy z zewnątrz – głównie Polaków, którzy historycznie i kulturowo najlepiej rozumieją tej region. Najbardziej „wystawną” archidiecezją lwowską kieruje od 2008 roku arcybiskup Mieczysław Mokrzycki, wcześniej osobisty sekretarz Jana Pawła II i Benedykta XVI. Natomiast przewodniczącym Konferencji Episkopatu Ukrainy z przyczyn prestiżowych został wybrany Ukrainiec, biskup kijowsko-żytomierski Witalij Krywicki, salezjanin. Wielu ukraińskich duchownych katolików, także Polaków z pochodzenia, w ostatnich latach zostało wysłanych na Donbas jako kapelani Sił Zbrojnych Ukrainy.
Tak docieramy do dnia dzisiejszego. Po zbrodniczej, rosyjskiej inwazji w lutym 2022 roku katolicy na Ukrainie znaleźli się w dramatycznej sytuacji, a masowe uchodźstwo na pewno zmniejszy liczebność ich wspólnoty. Módlmy się o ich wytrwanie i wspierajmy dzieła pomocy dla naszych braci na Wschodzie. Obyśmy już niedługo mogli wspólnie z nimi radować się rezurekcją we Lwowie!
Marcin Więckowski