– Życie chrześcijanina od zawsze oparte jest o pewną czujność. Przypomnę tylko, że ojcowie pustyni w swoich pięknych apoftegmatach – krótkich wypowiedziach – wielokrotnie przestrzegali, aby uważać na każdy moment naszego życia, bo zło nie śpi. Zło potrafi się przebrać w różne stroje, wydaje się być popularne, życzliwe, pogodne i uśmiechnięte, a w gruncie rzeczy wprowadza zamęt, katastrofę i może całkowicie rozstroić nasze życie, podważyć to co jest dla nas stabilne i trwałe, i dokonać totalnego spustoszenia – mówi w rozmowie z PCh24.pl ks. prof. Piotr Roszak.
Okres wakacyjny to nie tylko czas odpoczynku i zabawy, ale również czas – jak alarmują niektóre lewicowo-liberalne media – zagrożeń związanych ze spożyciem nadmiernej ilości alkoholu, z narkotykami, brawurą i innymi tego typu niebezpieczeństwami. Tylko Kościół katolicki zwraca uwagę, że w wakacje czyhają na nas zagrożenia duchowe. Nie chodzi tutaj jedynie o „sekty”, ale również inne rodzaje niebezpiecznej duchowości, która może sprowadzić nasze życie na manowce…
Wesprzyj nas już teraz!
W czasie wakacji niewątpliwie mamy do czynienia z pojawieniem się zagrożeń dla ludzkiej duchowości, gdyż wychodzimy z pewnego rytmu i porządku, w którym funkcjonowaliśmy i to nie tylko w wymiarze indywidualnym, gdy możemy ulec pewnej pokusie bezmyślności i przyzwolenia na wszystko, co nas otacza.
Wakacje to również czas wzmożonych działań ideologicznych, które na nas oddziałują za pomocą różnych symboli, jakie spotykamy w wielu miejscach, zwłaszcza za granicą. Te symbole próbują sprawiać wrażenie, że są czymś normalnym, niegroźnym, nowoczesnym i sympatycznym. Ich obecność w miejscach atrakcyjnych turystycznie nie jest przypadkowa i ma nas niejako „podprogowo” przyzwyczajać, że oto musimy pozwolić na rozpędzający się trend sekularyzmu i tzw. nowoczesnych zmian ideologicznych.
To są moim zdaniem istotne niebezpieczeństwa, jakie pojawiają się przed nami w czasie odpoczynku wakacyjnego. Dlatego wymagają od nas szczególnej czujności. Warto uzbroić się w specjalne duchowe filtry, które założymy na nasze serca i umysły. Nie mają one nam przesłaniać rzeczywistości, tylko pozwolą nie wprowadzać do środka, do naszego wnętrza, takich elementów, które będą potem nam w jakiś sposób szkodziły i nie będą pozwalały nam oceniać rzeczywistości po chrześcijańsku.
Zagrożeń jest bez liku. Życie chrześcijanina od zawsze oparte o pewną czujność. Przypomnę tylko, że ojcowie pustyni w swoich pięknych apoftegmatach – krótkich wypowiedziach – wielokrotnie przestrzegali, aby uważać na każdy moment naszego życia, bo zło nie śpi. Zło potrafi się przebrać w różne stroje, wydaje się być popularne, życzliwe, pogodne i uśmiechnięte, a w gruncie rzeczy wprowadza zamęt, katastrofę i może całkowicie rozstroić nasze życie, podważyć to co jest dla nas stabilne i trwałe, i dokonać totalnego spustoszenia.
Dlaczego religie Dalekiego Wschodu właśnie w okresie wakacyjnym zyskują na popularności? Z moich obserwacji wynika, że nie wiąże się to z faktem, że ktoś udał się na urlop w tamtym kierunku świata…
Bardzo często dostrzegana i uświadamiana odmienność kulturowa jest dla wielu osób w punkcie wyjścia czymś zachwycającym. Chcą oni fotografować, nagrywać, a nawet brać udział w jakichś rytuałach, których na co dzień nie widzą, o których być może nawet nie słyszeli. To wszystko ma pewien próg atrakcyjności po przekroczeniu którego zaczyna wprowadzać duchowy przekaz, a następnie niczym wolno działająca trucizna zmieniać naszą mentalność, konfigurować nas na nowo.
Moim zdaniem jest to wyjątkowo niebezpieczne zjawisko, ponieważ ta strategia jest bardzo dobrze przemyślana przez tych, którzy próbują w taki sposób przejąć myślenie ludzi chcących poznać religie Dalekiego Wschodu. Im może nawet nie chodzić o to, żeby zdobyć nowych adeptów, nowych wyznawców etc., tylko o to, żeby przekonać do siebie, żeby nikt nie widział nic złego np. w oddawaniu pokłonu figurkom z drewna, palił kadzidła bożkom czy wręcz złym duchom jak to ma właśnie miejsce w niektórych regionach na Dalekim Wschodzie etc. Widok bałwochwalstwa ma przestać oburzać, choć przecież z chrześcijańskiego punktu widzenia, wzorem św. Pawła, który oburzał się na widok bożków czczonych przez Ateńczyków, powinno to wzbudzać odrazę i sprzeciw.
Często jesteśmy bezradni, ponieważ nie zdajemy sobie sprawy, że zostaliśmy przekabaceni przez ludzi odpowiedzialnych za te kwestie i powoli przeciągają oni nas na swoją stronę. Musimy być więc czujni i uważni, i zdawać sobie sprawę, że możemy mniej lub bardziej zachwycać się i podziwiać inne kultury, religie, zachowania, ale jednocześnie nie możemy poddawać się próbom zmieniania nas, że w pewnym momencie uznamy, że ta czy inna religia w sumie jest ok, a może nawet lepsza niż chrześcijaństwo, więc dlaczego nie obcować z nią na co dzień?
Takie próby są podejmowane na przykład przez lokalnych przewodników, którzy opowiadają o różnych tradycjach religijnych, praktykach, które się pojawiają na Dalekim Wschodzie etc. i bardzo często próbują w taki sposób prowadzić przedstawienie, jakby chodziło o dokonanie zmiany, transformacji u słuchających. Bardzo często mimochodem dodają oni różne uszczypliwości, a nawet nieprawdziwe informacje na temat Kościoła i chrześcijaństwa, których nikomu nie chce się weryfikować i efekt jest, jaki jest. Tak nie może być. Tego typu sytuacje powinny być dla nas punktem zapalnym. Nie możemy dopuszczać do siebie takich rzeczy. Nie może być naszej zgody na wmawianie nam, że zagrożenie duchowe to coś dobrego, a Kościół poza którym nie ma zbawienia to coś złego.
Nie lepiej jest na Zachodzie, gdzie królują laicyzm, ateizm i sekularyzacja…
To prawda. Wielu Polaków twierdzi wręcz, że skoro na Zachodzie to standard, to tak samo powinno być i w naszym kraju, po co się upierać przy swoim…
Podobno nowoczesnością jest modlenie się w domu, a nie w przestrzeni publicznej. Ostatni słyszałem, że Francuzi nie mają problemów na drogach, bo nie chodzą nimi pielgrzymki jak w Polsce…
Wielu z nas nie docenia własnej tradycji i tego, że z naszego zakorzenienia w chrześcijaństwie wynikają owoce, których nie musimy się wstydzić. Mimo wszystko cały czas jest prowadzona kampania wstydu. Kampania głosząca, że tradycyjne chrześcijaństwo jest passe, że czasy się zmieniają, że na Zachodzie wszyscy żyją inaczej, że jedynym rozwiązaniem jest albo porzucenie chrześcijaństwa, albo dostosowanie go do świata. Nikt z głoszących takie hasła nie zastanawia się jednak, nie pyta, czy jeśli dostosujemy chrześcijaństwo do świata, to dalej będzie chrześcijaństwo… a przecież chodzi o to, aby świat dostosować do Ewangelii, a nie odwrotnie!
Ewangelia mówi jasno: „Po owocach ich poznacie” (Mt 7, 20). Jakie są owoce tego, z czym mamy do czynienia na w laickiej kulturze Zachodu? Ideologia gender; niestabilność małżeństw; zrównywanie dzieci ze zwierzętami domowymi, a nawet nadawanie tym drugim większych praw etc. Generalnie mamy do czynienia z niszczeniem, a nie budową tkanki społecznej i gdybyśmy prześledzili, jak na przestrzeni lat kształtowały się społeczeństwa na Zachodzie, to zauważylibyśmy, że jest tam coraz więcej pęknięć i nie widać jeszcze – choć mam nadzieję, że się w końcu pojawią – perspektyw i inicjatyw duchowo-społecznych, żeby można było je naprawić. Wiele osób mówi o potrzebie takiego odrodzenia duchowego i moralnego, próbuje go wdrażać, choć nie jest to jeszcze skala na tyle duża, aby można było to wyraźne dostrzec. Ale buduje się świadomość oporu, a ta jest kluczowa.
Żeby ten obraz był jednak całkowicie realistyczny, to pozwolę sobie zauważyć, że również w tzw. zlaicyzowanych krajach, albo krajach, które są za takie postrzegane, niektórzy mogą doznać kulturowego szoku. W Polsce na przykład bardzo często słyszymy, że trzeba odejść od nazw religijnych, usunąć chrześcijańskie symbole religijne z miejsc publicznych etc. Z ciekawą sytuacją mamy do czynienia np. w Hiszpanii. Są tam oczywiście miejsca, gdzie zastępuje się nazwy ulic na cześć świętych imionami lewackich feministek znanych z tego, że dokonały tzw. aborcji, ale już na przykład na prowincji bardzo często chrześcijańskie symbole dominują, a praktykowanie religii wcale nie ma jakiegoś obciążenia kulturowego, wręcz przeciwnie! Ani procesje, ani kult świętych, ani żadne celebracje nie są poddawane ograniczeniom, a nawet nie pojawiają się głosy tak jak w Polsce, żeby je zakazać, usunąć, zapomnieć w imię „świeckiego państwa”.
W takich właśnie miejscach jest ogromny szacunek dla chrześcijaństwa i chrześcijan. Szacunek, którego w Polsce coraz bardziej zaczyna brakować, ponieważ próbuje się sprowadzić chrześcijaństwo do jakiegoś obciążenia; czegoś, czego należy się wstydzić i porzucić. Okazuje się, że na tym mitycznym postępowym Zachodzie jest inaczej niż próbuje się nam wmówić. Religijność odradza się, odradza się chrześcijaństwo. To chrześcijaństwo ponownie staje się budulcem cywilizacji. To chrześcijaństwo jest czymś twórczym i pożytecznym społecznie. W Polsce media o tym nie powiedzą, a biura podróży w takie miejsca raczej nie zabierają, co nie zmienia faktu, że tak właśnie się dzieje, że wielu ludzi na Zachodzie zrozumiało, że trwająca tam od wielu lat antychrześcijańska rewolucja ciągnie ich ku przepaści i stąd tego typu zdrowa reakcja.
Bierzmy z nich przykład i w czasie odpoczynku wakacyjnego zastanówmy się, czy nie powinniśmy również zacząć porządkować naszego świata, naszego życia.
W ostatnim czasie coraz więcej młodych ludzi, którzy ubierają się, najdelikatniej mówiąc, kontrowersyjnie – jakby szły w południe na koncert jakiegoś satanistycznego zespołu bądź jakby przeszkadzało im to, że nie mogą odsłonić całego ciała i nago chodzić po ulicach – noszą na szyjach krzyże, mają w uszach kolczyki w kształcie krzyży etc. Jak to interpretować? Krzyż jest dla nich ozdobą, czy może chcą w ten sposób jakoś prowokować chrześcijan?
To, o czym Pan teraz powiedział to bez wątpienia bardzo dziwny i niebezpieczny trend, który symbole chrześcijan, takie jak krzyż czy różaniec, traktuje jako zwykłe dekoracje, które w dodatku można kupić w różnych markowych sklepach z odzieżą jako dodatkowy gadżet, którym można się przystroić.
Moim zdaniem mamy tutaj do czynienia z zaplanowanym działaniem, które ma na celu obniżenie naszego progu reakcji na rzeczy święte pojawiające się w naszym otoczeniu i ich zbanalizowanie poprzez pokazanie, że krzyż to co najwyżej sympatyczna ozdóbka.
Chrześcijanin, który trzyma w ręku krzyż; który z dumą nosi go na swej piersi; który spacerując odmawia różaniec; który próbuje się duchowo wzmocnić i uszlachetnić swoją duszę musi być takim czymś zaniepokojony. Za krzyż ginęły i giną miliony ludzi. Za odmawianie różańca również. I co? Ktoś uznaje, że to nic nie znaczy i w związku z tym będzie trywializować, wulgaryzować, albo po prostu profanować symbol chrześcijan?
Nie może być na to naszej zgody. Nie może być tak, że będziemy obojętni na próby obrzydzenia, a w najlepszym przypadku wprowadzenia dystansu do naszych symboli religijnych. Jeśli na to pozwolimy to za jakiś czas, człowiek z krzyżem na szyi nie będzie postrzegany jako chrześcijanin, tylko jako ktoś, kto nosi ozdobę, która jednym bardziej się podoba, a drugim mniej.
Pozwolę sobie zwrócić uwagę na jeszcze jeden bardzo istotny aspekt, mianowicie: jesteśmy atakowani brzydotą! Tak właśnie działa zły duch, który zawsze posługuje się paskudztwem, obrzydliwością i szpetotą. Piękno zawsze razi i drażni diabła. Piękno uporządkowanej duszy, piękno modlącego się człowieka etc. – tego zło nienawidzi i stąd być może tak histeryczne ataki osób, które celowo wprowadzają do swojego wyglądu elementy brzydoty na kościoły, co obserwowaliśmy np. podczas tzw. czarnych marszy.
To nie jest przypadek, że nasza kultura z powodu braku oparcia o prawdziwe wartości stacza się w brzydotę i pewną banalizację. To są właśnie najbardziej dobitne symptomy jakiegoś pogrążenia kulturowego, w które coraz częściej zapadamy.
A co, jeśli w kościele, zostają zainstalowane prowokacyjne profanacje. Niedawno w katedrze w Linzu w Austrii ustawiono niewielką rzeźbę, która miała przedstawiać Matkę Bożą podczas porodu. Jej ekspozycja wywoływała wiele oburzenia. Wierni zostawiali w pamiątkowej księdze wpisy, które wskazywały na ich fatalny odbiór rzeźby, a ostatecznie ktoś pozbawił rzeźbę głowy. Jak na to powinniśmy reagować?
Ta sytuacja to coś karygodnego i nie można w żaden sposób jej usprawiedliwiać. Po pierwsze musi to budzić nasz wewnętrzny sprzeciw, który musimy wyrażać w sposób odpowiedni do miejsca. Nie możemy wstydzić się naszej reakcji. Nie możemy dać sobie wmówić, że mamy na przykład do czynienia z jakąś awangardą kulturową, która wprowadza nowe elementy i musimy to podziwiać, a nie temu się opierać. To nie jest żadna awangarda. To jest zwykły zamach na naszą wiarę! To zamach na sposób, w jaki traktujemy najświętsze dla nas tajemnice i dogmaty.
Papieże od wieków nauczają nas, że musimy sprzeciwiać się tego typu profanacjom i bluźnierstwom. Nie możemy pozwolić, aby ograbiać naszą wiarę i ośmieszać, wulgaryzować jej najważniejsze elementy.
Jako katolicy musimy mocno angażować się we wszelkie dostępne formy sprzeciwu, które prędzej czy później przyniosą dobre owoce i pozytywne skutki. Musimy to robić, ponieważ jesteśmy zobowiązani do obrony naszej wiary.
Przypomnijmy sobie te wszystkie obrazy, jakie pamiętamy z historii sztuki, które dotyczyły walki o wiarę. One nam pokazują, że wiara to rzeczywistość, o którą trzeba walczyć, tak jak walczy się o wszystkie rzeczy mające wartość w życiu człowieka. O nie się po prostu walczy! One nie przychodzą same! One nie są łatwe, tylko wymagają od nas wysiłku i odwagi, aby ich bronić.
Nie traktujmy więc tego typu skandalicznych profanacji, jako zwykłych ekspozycji kulturowych. To żadna kultura, tylko próba podważenia tego, co jest dla nas święte i dlatego musimy dawać świadectwo i powiedzieć światu, po której jesteśmy stronie i czego się w życiu trzymamy. Taka postawa zawsze przyniesie błogosławione owoce. Jeśli Chrystus z nami, któż przeciwko nam?!
Bóg zapłać za rozmowę.
Tomasz D. Kolanek