30 lipca 2013

Simeon Djankow, wicepremier i minister finansów Bułgarii od 2009 r. do 2013 r. uważa, że żaden rząd w Sofii nie będzie cieszył się szacunkiem społeczeństwa, dopóki nie zostaną wyeliminowane z życia publicznego ślady epoki komunistycznej. Mówi, że Bułgaria potrzebuje trzech gruntownych reform: służb bezpieczeństwa, sektora energetycznego i szkolnictwa wyższego.


Nawiązując do niekończących się protestów antyrządowych w Bułgarii, Djankow zauważył na łamach gazety „The Wall StreetJournal”, że biorą w nich udział tysiące niezadowolonych obywateli. Demonstracje są najdłużej trwającymi protestami od początku lat. 90.

Wesprzyj nas już teraz!

 

Były minister przypomina, że chociaż protesty w dzisiejszej Europie pogrążonej w recesji nie są rzadkością, to jednak bułgarskie demonstracje zasadniczo różnią się od tych w Grecji, Portugalii czy Hiszpanii. Nie są one przeciwko pakietom oszczędnościowym narzuconym przez MFW czy instytucje europejskie, bo sytuacja fiskalna Bułgarii „jest w jak najlepszym porządku”.

 

Polityk cytuje dane Eurostatu. Podaje, że w 2012 r. Bułgaria miała drugi najniższy stosunek długu publicznego do PKB w Unii Europejskiej, który wynosił 17 proc. i czwarty najniższy deficyt budżetowy na poziomie 0,6 proc.Dodał, że w jego kraju „zaciskanie pasa jest już przeszłością”. Płaca minimalna wzrosła o 30 proc. w ciągu ostatnich dwóch lat, a w kwietniu emerytury wzrosły o 10 proc.

 

Bułgarzy chcą „normalnego” kraju

„Dlaczego więc Bułgarzy wychodzą na ulice?” – pyta Djankow. „Bułgaria chce się stać normalnym krajem” – odpowiada.

 

Przytacza wyniki sondażu Eurobarometru, opublikowane w zeszłym tygodniu, który pokazuje, że 51 proc. Bułgarów wciąż nie czuje się Europejczykami i obywatelami UE. Gdy Bułgaria wchodziła do UE w 2007 r. obywatele mieli nadzieję na polepszenie sytuacji. Przede wszystkim myślano, że wzrosną dochody i inwestycje, zmodernizowana zostanie biurokracja, powstaną nowe drogi i – co najważniejsze –  na zawsze zostaną zlikwidowane ślady komunizmu.

Bułgarski polityk uważa, że dochody wzrosły, pojawiły się nowe inwestycje, wydłużył się okres życia Bułgarów – ze względu na podwojenie wydatkówna opiekę zdrowotną i ograniczenie palenia – ale „ślady epoki komunizmu nadal są wszechobecne w Bułgarii”.

 

Konieczne reformy: służb, sektora energetycznego i szkolnictwa wyższego

Były wicepremier nie wróży dobrze rządowi Plamena Oreszarskiego. Mówi, że każdy następny rząd nie przetrwa długo. Jego zdaniem, kraj potrzebuje trzech odważnych reform, by zyskać szacunek obywateli.

 

Po pierwsze konieczna jest gruntowana przebudowa służb bezpieczeństwa. Dopóki nie zostanie ograniczone zaangażowanie jej byłych członków w życie publiczne, sytuacja w kraju nie zmieni się. Djankow przypomina, że w Bułgarii po rozpadzie Związku Radzieckiego nie rozwiązano komunistycznej służby bezpieczeństwa. Aparatczycy opanowali dyplomację, sądy i parlament.

 

Członkowie komunistycznej tajnej policji wciąż rządzą w bułgarskich mediach i w sektorze finansowym. Obecni są w parlamencie np. Lyutvi Mestan z Ruchu na rzecz Praw i Wolności. Wielu pracowników tajnych służb to bossowie przestępczych mafii. Wiedza i kontakty wcześniej zdobyte służą im do szantażowania elity politycznej, sędziów itp. „Esbecy” mają wpływ na służby wywiadowcze, Prokuratora Generalnego, Naczelny Sądu Administracyjny i Trybunał Konstytucyjny.

 

Druga konieczna reforma dotyczy sektora energetycznego. Różni politycy wykorzystują sektor energetyczny jako źródło nielegalnego finansowania  swoich partii. Czerpią także z niego osobiste korzyści. Djankow pisze, że wciąż działa mechanizm z czasów radzieckich, kiedy Kreml pozwalał czerpać osobiste korzyści aparatczykom komunistycznym dzięki dostawom taniej ropy i gazu w zamian za posłuszeństwo. Władze bułgarskie odsprzedawały część ropy po cenach rynkowych i uzyskaną w ten sposób różnicę brały dla siebie.

 

Bułgarski polityk uważa, że potrzebna jest liberalizacja sektora energetycznego, w którym dominują źle zarządzane przedsiębiorstwa państwowe i wszechobecna jest korupcja.

 

Trzecia reforma dotyczy szkolnictwa wyższego. Ostatni sondaż przeprowadzony na zlecenie ministerstwa edukacji pokazał, że aż 52 proc. tegorocznych maturzystów złożyło aplikacje na studia wyższe za granicą. Jeden na sześciu ubiegłorocznych maturzystów już studiuje na zagranicznych uczelniach. Większość z tych studentów prawdopodobnie będzie kontynuować swoją karierę poza Bułgarią. Odpływają więcz krajowego rynku pracy -szybko starzejącego się – młodzi i zdolni ludzie.

 

Djankow zwraca uwagę na potrzebę dofinansowania placówek oświatowych i nagradzanie dodatkowymi bonusami krajowych uczelni, które będą w stanie przyciągnąć jak najwięcej studentów. Obawia się on, że jeśli nie wprowadzi się na czas reformy, wiele uczelni będzie musiało ulec likwidacji, bo już w tej chwili studiuje na nich dużo mniej studentów, niż gdziekolwiek indziej w UE.

 

Te trzy reformy ograniczające rolę służb bezpieczeństwa w życiu publicznym, przebudowujące sektor energetyczny i szkolnictwo wyższe – jak napisał polityk – „idą ręka w rękę”. Zasoby, które teraz są marnowane w służbach bezpieczeństwa oraz w sektorze energetycznym, mogłyby zostać przekierowane np.do systemu edukacji.

 

 

Źródło: The Wall Street Journal, AS.

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie

Udostępnij przez

Cel na 2024 rok

Bez Państwa pomocy nie uratujemy Polski przed planami antykatolickiego rządu! Wesprzyj nas w tej walce!

mamy: 310 141 zł cel: 300 000 zł
103%
wybierz kwotę:
Wspieram