18 lutego 2025

W erze wyludnienia świata małżeństwo i rodzina ważniejsze niż kiedykolwiek

(Fot. Olgaozik/Pixabay)

Podczas panelu New York Encounter: „Po co mieć dzieci?, jego uczestnicy zaznaczyli, że małżeństwo obecnie ma większe znaczenie niż kiedykolwiek, w obliczu spadającego wskaźnika urodzeń na całym świecie.

Badacze Brad Wilcox i Margarite Mooney podczas nowojorskiej dyskusji panelowej, która odbyła się w sobotę 15 lutego, zwrócili uwagę na niepokojące prognozy. Sugerują one, że 1 na 3 młodych dorosłych w dzisiejszych Stanach Zjednoczonych nigdy nie zawrze związku małżeńskiego.

Brad Wilcox, socjolog kierujący National Marriage Project na Uniwersytecie Wirginii, autor książki pt. Get Married: Why Americans Must Defy the Elites, Forge Strong Families, and Save Civilization, prowadził dyskusję z Nicholasem Eberstadtem, przewodniczącym sekcji ekonomii politycznej w American Enterprise Institute, a także Margaritą Mooney, profesor teologii, psychologiem i socjologiem, adiunktem studiów kongregacyjnych w Princeton Theological Seminary.

Wesprzyj nas już teraz!

Według Wilcoxa, spadek współczynnika dzietności w USA znacznie poniżej poziomu zastępowalności pokoleń jest symptomem amerykańskiego, wygodnego stylu życia. Małżeństwo i zakładanie rodzin ma o wiele większe znaczenie dzisiaj nie tylko dla dobra dzieci, ale także dla dorosłych.

Eberstadt wskazał, że ludzie nie rozumieją, co oznacza dla całego społeczeństwa spadek wskaźnika dzietności.

Wilcox, który ożenił się w wieku 24 lat i po czterech latach małżeństwa – ze względu na problemy z płodnością – adoptował pięcioro dzieci. Następnie jego żona niespodziewanie zaszła w bliźniaczą ciążę, a potem urodziła jeszcze dwójkę kolejnych dzieci. Badacz przyznał, iż mimo wielu wyzwań i trudności „rodzicielstwo otwiera nowe doświadczenia i nowe perspektywy”. Wielu zaś „nie widzi pełni życia, dopóki nie ma dzieci, nie wychowuje ich i nie patrzy na świat ich oczami”.

Socjolog generalnie nie pochwala aplikacji randkowych, ponieważ „mogą one dawać ludziom nierealistyczne oczekiwania co do osoby, którą mogliby spotkać”. Polecił natomiast „realny kontekst” – wtedy łatwiej o „dobre, symetryczne dopasowanie”. Jednocześnie zaznaczył, że ponieważ dzisiaj ludzie są „znacznie bardziej oddaleni od kultury przyjaznej małżeństwu”, aspirujący do małżeństwa oraz życia rodzinnego muszą być bardziej świadomi w planowaniu spotkań i umawiania się na randki.

Mooney, która wyszła za mąż późno, bo w wieku 40 lat, zachęcała ludzi do pozostawania otwartymi na małżeństwo, nawet w nieco starszym wieku. Sama miała liczne rodzeństwo i zawsze otaczała się podobnymi rodzinami. – Może przyzwyczaiłam się do chaosu i czułam komfortowo, będąc z dużą rodziną na obiedzie i podczas zajęć plastycznych, a ktoś, kogo dawno nie widziałam, po prostu siedział mi na kolanach – zauważyła. Dodała jednak, że „kiedy jej przyjaciółki wychodziły za mąż, a ona nie, musiała świadomie walczyć z zazdrością, a nawet z poczuciem, że Bóg ją opuścił, i zdać sobie sprawę, że w tych zranionych uczuciach tkwi odrobina egoizmu oraz że musi uszanować pragnienie budowania relacji z dziećmi, które nie miały być jej biologicznym potomstwem”.

Teolog przekonywała, że Bóg może mieć inny, piękny plan dla życia każdego z nas i dlatego trzeba pozostać otwartym na niego, nawet jeśli nie będzie dane mieć własnych dzieci.

Czym grozi demograficzna zima

Prof. Eberstadt w październiku 2024 roku pisał na łamach magazynu „Foreign Affairs” o daleko idących konsekwencjach wkraczania świata w erę depopulacji.

Nowa „era wyludnienia” z naszej własnej woli dotyka każdego kontynentu i niemal wszystkich krajów. „Śmiertelność netto – gdy społeczeństwo doświadcza więcej zgonów niż urodzeń – również stanie się nową normą”, zaznaczył.

„Ludzie nie mają zbiorowej pamięci o wyludnianiu. Całkowita liczba ludności na świecie ostatnio spadła około 700 lat temu, w następstwie dżumy dymieniczej, która spustoszyła większą część Eurazji. W ciągu następnych siedmiu stuleci populacja świata wzrosła prawie 20-krotnie. A w ciągu ostatniego stulecia populacja ludzka wzrosła czterokrotnie. Ostatnie globalne wyludnienie zostało odwrócone przez siłę prokreacyjną, gdy czarna śmierć dobiegła końca. Tym razem niedobór siły prokreacyjnej jest przyczyną spadku liczby ludności, co jest pierwszym takim przypadkiem w historii gatunku” – można przeczytać w artykule zatytułowanym The Age of Depopulation.

Jak dotąd rządowe programy poprawy dzietności podejmowane w niektórych krajach nie przyniosły pożądanych efektów. Nie osiągnięto poziomu zastępowalności pokoleń. Rządy muszą przygotować się na mniej pracowników, przedsiębiorców i innowatorów oraz na więcej osób zależnych od opieki i pomocy.

Depopulacja oznacza „trudny nowy kontekst” dla rozwoju. Wielu decydentów oraz myślicieli i w ogóle „większość ludzi nie jest w stanie pojąć nadchodzących zmian ani wyobrazić sobie, w jaki sposób przedłużająca się depopulacja zmieni społeczeństwa, gospodarki i politykę siły”.

Podając dane Wydziału Ludnościowego ONZ na temat spadku dzietności, autor zwrócił uwagę na niesamowity trend kurczenia się liczby ludności od 2015 roku, a w niektórych państwach od 2021 r.

„W ostatnich latach spadek urodzeń nie tylko trwał, ale także wydawał się przyspieszać” – pisze ekonomista. „Według UNPD, w 2019 roku, w przededniu COVID-19 co najmniej dwie trzecie światowej populacji żyło w krajach poniżej poziomu zastępowalności pokoleń. Ekonomista Jesús Fernández-Villaverde twierdzi, że ogólny globalny współczynnik dzietności mógł spaść poniżej poziomu zastępowalności od tego czasu. Zarówno bogate, jak i biedne kraje były świadkami rekordowych, oszałamiających załamań dzietności”, czytamy.

Region Azji Wschodniej popadł w depopulację w 2021 roku. Ludność Chin, Japonii, Korei Południowej i Tajwanu kurczyła się w zastraszającym tempie. „Do 2023 roku poziom dzietności w Japonii był o 40 procent niższy od zastępowalności, w Chinach ponad 50 procent niższy od zastępowalności, na Tajwanie prawie 60 procent niższy od zastępowalności, a w Korei Południowej aż o 65 procent niższy od zastępowalności pokoleń”, czytamy.

To zjawisko obserwowane jest w Azji Południowo-Wschodniej, gdzie wskaźnik dzietności całego regionu spadł poniżej poziomu zastępowalności około 7 lat temu. Dramatyczne spadki ogarniają również Amerykę Łacińską i Karaiby. „UNPD obliczył ogólną dzietność dla regionu w 2024 r. na 1,8 urodzeń na kobietę”. Kostarykański demograf Luis Rosero-Bixby pisze o „zawrotnym” spadku współczynnika urodzeń w regionie od 2015 r. W jego kraju całkowity współczynnik dzietności spadł do 1,2 urodzeń na kobietę. Niskie wskaźniki mają Kuba (ok. 1,1 urodzeń na kobietę, a liczba zgonów od 2019 r. przekracza liczbę urodzeń), Urugwaj (tylko 1,3 urodzeń i podobnie jak na Kubie liczba zgonów przekroczyła liczbę urodzeń), Chile (ok. 1,1 urodzeń na kobietę) itd. Wyludniają się główne miasta Ameryki Łacińskiej, w tym Bogota i Meksyk.

Płodność poniżej zastępowalności dotarła do Afryki Północnej i Bliskiego Wschodu, choć demografowie długo zakładali, że wiara islamska stanowi bastion przeciwko gwałtownym spadkom dzietności. Wyludniają się Iran, Tunezja, Turcja i inne kraje.

Globalny wskaźnik dzietności gwałtownie spadł od czasu eksplozji demograficznej w latach 60. XX wieku także w Europie. 27 krajów obecnej Unii Europejskiej znajduje się na poziomie o około 30 procent poniżej poziomu zastępowalności pokoleń, a Polska ma jeden z najniższych wskaźników urodzeń. W 2023 r. w całej UE przyszło na świat zaledwie 3,7 miliona dzieci w porównaniu z 6,8 miliona w 1964 r.

„W zeszłym roku Francja odnotowała mniej urodzeń niż w 1806 – roku, w którym Napoleon wygrał bitwę pod Jeną” – podaje Eberstadt.

Amerykańska wyspa

Zdaniem autora, Stany Zjednoczone „pozostają głównym wyjątkiem wśród krajów rozwiniętych, opierającym się trendowi depopulacji. Przy stosunkowo wysokim poziomie dzietności jak na kraj bogaty (choć znacznie poniżej zastępowalności: nieco ponad 1,6 urodzeń na kobietę w 2023 r.) i stałym napływie imigrantów Stany Zjednoczone wykazały się amerykańską wyjątkowością demograficzną. Ale nawet w Stanach Zjednoczonych depopulacja nie jest już nie do pomyślenia. W zeszłym roku Biuro Spisowe prognozowało, że populacja USA osiągnie szczyt około 2080 r., a następnie zacznie stale spadać”.

Globalnej fali teoretycznie opiera się Afryka Subsaharyjska, gdzie na jedną kobietę przypada 4,3 urodzeń. Tak naprawdę i tam mamy do czynienia z ogromnym spadkiem, bo wcześniej dzietność wynosiła 7 dzieci na kobietę. Od lat 70. wielkość rodziny w tym regionie stale się zmniejsza.

„UNPD oszacowało, że próg zastępowalności dla całego świata wynosi około 2,18 urodzeń na kobietę. Średnie prognozy wariantowe – mniej więcej mediana prognozowanych wyników – na rok 2024 wskazują, że globalna dzietność będzie zaledwie o trzy procent powyżej zastępowalności, a niskie prognozy wariantowe – dolny koniec prognozowanych wyników – szacują, iż planeta jest już o osiem procent poniżej tego poziomu. Możliwe, że wielkość populacji spadła już poniżej planetarnego wskaźnika zastępowalności netto. Pewne jest jednak to, że dla jednej czwartej świata spadek populacji już trwa, a reszta globu jest na dobrej drodze, aby pójść w ślady tych pionierów”, czytamy.

Późne zawieranie związków małżeńskich lub zupełna z nich rezygnacja, rozprzestrzenianie się pozamałżeńskich związków partnerskich i relacji tymczasowych, wzrost liczby samotnych gospodarstw domowych, zmiana stylów życia, odchodzenie od religii, nacisk na autonomię, samorealizację i wygodę, negatywny stosunek do dzieci – wszystko to ma wpływ na wymieranie gatunku ludzkiego.

Ludzie naśladują innych w dążeniu do wygodnego egzystowania. Jednak muszą zdawać sobie sprawę także z konsekwencji swoich wyborów, bo „wyludniona przyszłość będzie się znacznie różnić od teraźniejszości”. Autor sugeruje, że wobec ponurych prognoz „jedynie ciągła i stale rosnąca imigracja może powstrzymać długoterminowy spadek populacji”.

Należy spodziewać się ograniczenia potencjału ekonomicznego państw. Analityk zauważa, że „decydenci nie są gotowi na nadchodzący porządek demograficzny”.

„Wyludnienie wywróci do góry nogami znane rytmy społeczne i ekonomiczne. Społeczeństwa będą musiały dostosować swoje oczekiwania do nowej rzeczywistości mniejszej liczby pracowników, oszczędzających, podatników, najemców, nabywców domów, przedsiębiorców, innowatorów, wynalazców, a ostatecznie konsumentów i wyborców. Powszechne starzenie się populacji i przedłużający się spadek jej liczebności ograniczą wzrost gospodarczy i sparaliżują systemy opieki społecznej w bogatych krajach, zagrażając ich perspektywom na dalszą pomyślność” – czytamy.

Państwa będą musiały zmienić wzorce zarabiania i konsumpcji, politykę podatkową, wydatków socjalnych, migracyjną, oszczędnościową, inwestycyjną, zrównoważyć budżety itp.

„Zarówno w krajach bogatych, jak i biednych nadchodząca fala starzenia się może nałożyć zupełnie nieznane obciążenia na wiele społeczeństw. Chociaż osoby w wieku 60 i 70 lat mogą prowadzić aktywne ekonomicznie i niezależne finansowo życie w przewidywalnej przyszłości, to samo nie dotyczy osób w wieku 80 lat i starszych. Superstarzy to najszybciej rosnąca grupa na świecie. Do 2050 r. będzie ich w niektórych krajach więcej niż dzieci. Ciężar opieki nad osobami z demencją będzie wiązał się ze wzrostem kosztów – ludzkich, społecznych i ekonomicznych – w starzejącym się i kurczącym świecie”, głosi prognoza.

„Ciężar ten stanie się tym bardziej uciążliwy, im bardziej rodziny będą się kurczyć. Rodzina jest podstawową jednostką społeczeństwa i nadal jest najbardziej niezbędną instytucją ludzkości. Zarówno gwałtowne starzenie się, jak i wysoka, poniżej zastępowalności degradacja dzietności są nierozerwalnie związane z trwającą rewolucją w strukturze rodziny. W miarę jak jednostki rodzinne stają się mniejsze i bardziej rozdrobnione, mniej osób zawiera związki małżeńskie, a wysoki poziom dobrowolnej bezdzietności utrzymuje się w kolejnych krajach, rodziny stają się coraz mniej zdolne do udźwignięcia spadającego na nie ciężaru”, dodaje Eberstadt.

Konieczna zmiana polityki

„To, w jaki sposób wyludniające się społeczeństwa poradzą sobie z tym szerokim wycofaniem się rodziny, wcale nie jest oczywiste” – twierdzi. Nie można spodziewać się, że obce osoby będą w stanie lepiej niż bliscy zatroszczyć się o członków rodziny. Nie zrobią tego także roboty, jak się niekiedy twierdzi.

Autor uważa jednak, że nawet w tych trudnych warunkach rozwój jest możliwy, ale trzeba wprowadzić zawczasu szereg zmian. Skrytykował panikę rządów, ekspertów i globalnych instytucji, które od połowy ubiegłego wieku straszyły przeludnieniem i kurczeniem się zasobów. „Z perspektywy czasu ta panika okazała się dziwacznie przesadzona. Tak zwana eksplozja demograficzna była w rzeczywistości świadectwem wzrostu oczekiwanej długości życia dzięki lepszemu zdrowiu publicznemu i dostępowi do opieki zdrowotnej. Pomimo ogromnego wzrostu populacji w ostatnim stuleciu, planeta jest bogatsza i lepiej odżywiona niż kiedykolwiek wcześniej, a zasoby naturalne są bardziej obfite i tańsze (po uwzględnieniu inflacji) niż kiedykolwiek wcześniej”, pisze.

Dziś jego zdaniem trzeba położyć nacisk na edukację przez całe życie, migrację, tworzenie sprzyjającego klimatu biznesowego, zmienić podejście do obszaru ryzyka i szans, przed którymi stoją społeczeństwa i gospodarki.

„Aby skutecznie dostosować się do wyludniającego się świata, państwa, przedsiębiorstwa i osoby fizyczne będą musiały kłaść nacisk na odpowiedzialność i oszczędności. Będzie mniejszy margines błędu dla projektów inwestycyjnych, czy to publicznych, czy prywatnych, i nie będzie rosnącej fali popytu ze strony rosnącej puli konsumentów lub podatników, na których można by liczyć. W miarę jak ludzie żyją dłużej i pozostają zdrowi w podeszłym wieku, będą przechodzić na emeryturę później. Dobrowolna aktywność gospodarcza w coraz starszym wieku sprawi, że edukacja przez całe życie stanie się koniecznością”, pisze.

Spodziewa się jednak wysokiego bezrobocia w malejących społeczeństwach z niedoborem siły roboczej, ze względu na niedostosowanie do wymogów gospodarki. Jego zdaniem, rynek pracy będzie musiał stać się elastyczny. Należy „zmniejszyć bariery wejścia, akceptując rotację i fluktuację miejsc pracy, które zwiększają dynamikę, eliminując dyskryminację ze względu na wiek i nie tylko, biorąc pod uwagę pilną potrzebę zwiększenia produktywności kurczącej się siły roboczej. Aby wspierać wzrost gospodarczy, kraje będą potrzebować jeszcze większych postępów naukowych i innowacji technologicznych” – czytamy.

Dobrobyt w wyludniającym się świecie ma zależeć od otwartych gospodarek: wolnego handlu towarami, usługami i finansami, aby przeciwdziałać ograniczeniom, które powodują malejące populacje. Trzeba będzie wprowadzić elastyczną politykę migracyjną.

„Wyludnianie nie tylko zmieni sposób, w jaki rządy traktują swoich obywateli; zmodyfikuje również sposób, w jaki traktują siebie nawzajem” – innymi słowy, przełoży się to na zmianę światowego układu sił.

Państwa, które nie zmienią kierunku swojej polityki, „zapłacą cenę: najpierw w postaci stagnacji gospodarczej, a następnie prawdopodobnie przypłacą to kryzysem finansowym i społeczno-ekonomicznym”. Może to pociągnąć za sobą globalną gospodarkę. Konsekwencje dla bezpieczeństwa narodowego mogą być również ogromne.

Źródło: catholicnewsagency.com, foreignaffairs.com

AS

 

 

 

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(4)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie