W sumie 5000 książek i komiksów zostało wyrzuconych z bibliotek, a niektóre spalone i przerobione na nawóz. To skutki decyzji katolickiej rady szkolnej w prowincji Ontario. W Radio Canada uzasadniano niszczenie tym, że publikacje „propagowały negatywne stereotypy ludności rdzennej”.
Płonące książki kojarzą się w historii jak najgorzej. Być może dlatego o tym wyczynie „postępowców” zrobiło się głośno. Wygląda jednak na to, że rozmaite ruchy progresywizmu docierają do bardzo niebezpiecznego punktu. „Wielkie literackie oczyszczenie”, jak opisało akcję Radio Canada, miało miejsce w bibliotekach Conseil Scolaire Catholique Providence. Ta rada zarządza 30 francuskojęzycznymi szkołami katolickimi w południowo-zachodnim Ontario. 10 000 ich uczniów uczęszcza do 23 szkół podstawowych i 7 średnich.
Celem spektaklu palenia książek było „pojednanie z pierwotnymi narodami”. Jeszcze w 2019 roku ceremonii „oczyszczenia płomieniem” poddano około trzydziestu już zakazanych szkolnych lektur. Wśród płonących książek były m.in. komiksy o przygodach Tintina czy Asterixa. Na tym nie koniec. Popiół z nich został użyty jako nawóz do posadzenia drzewa. Według rady szkolnej, była to przemiana negatywnej energii w pozytywną. Tłumaczono: „zakopujemy prochy rasizmu, dyskryminacji i stereotypów w nadziei, że dorośniemy w integrującym kraju, w którym wszyscy będą mogli żyć w dobrobycie i bezpieczeństwie”. Podobne ceremonie miały odbyć się w każdej ze szkół, ale pandemia przełożyła je na później. Kolejne książki zapłonęły więc dopiero teraz.
Wesprzyj nas już teraz!
Odrzucono początkowy pomysł spalenia wszystkich książek, obawiając się tu protestu rodziców i nauczycieli. Ofiarą ognia padły więc wybrane pozycje. Resztę wysłano do recyklingu… Radzie nie podobał się np. komiks „Tintin w Ameryce”. Uznano, że to niedopuszczalne iż komiks zawiera błędne informacje, a przede wszystkim zawiera negatywną prezentację rdzennej ludności i obraźliwe dla niej rysunki. Komiks pochodzi z 1932 roku. Ta książka Hergé była jednym z najlepiej sprzedających się na świecie komiksów tego autora. Podobnie, jak w większości książek o Indianach z tego czasu, funkcjonowała tam nazwa „Czerwonoskórzy”.
Niewybaczalne z perspektywy progresistów było też spotkanie Asterixa z Indianami. Tu padł jeszcze zarzut „seksualizacji tubylczej kobiety”, która zakochuje się w Obelixie. Indianka była narysowana z głębokim dekoltem i w mini spódniczce. To wizerunek „łatwych kobiet” – twierdziła autorka projektu Suzy Kies. Nie spodobały się także trzy albumy, w których bohaterem jest Lucky Luke. Tubylcy byli źle prezentowani… Niektóre pozycje podpadły tylko za „okładkę”. Na jednej z nich była np. reprodukcja obrazu kanadyjskiego malarza Fredericka Sprostona Challenera z 1956 r. Przedstawiała odkrywcę Étienne’a Brûlé w otoczeniu Indian z… nagimi piersiami. Poszła w ogień. To tylko drobna część „zakazanej” literatury.
Radio Canada dotarło do 165-stronicowego dokumentu, w którym wyszczególniono wszystkie usunięte tytuły, a także podano powody takiej decyzji. Są to nie tylko komiksy, ale też powieści, a nawet encyklopedie. Książki oceniała komisja złożona z członków rady szkolnej i „przewodników” indiańskich, przy współpracy Ministerstwa Edukacji prowincji Ontario. W sumie z bibliotek wycofano 155 różnych tytułów, 152 pozycje zweryfikowano pozytywnie, a 193 jest jeszcze w trakcie oceny. Z bibliotek w 30 szkołach usunięto 4716 książek.
Autorką pomysłu jest Suzy Kies, przedstawiona jako „rdzenna opiekunka wiedzy”. Tłumaczyła, że „ludzie panikują przed paleniem książek, ale mówimy o milionach książek, które wprowadzają negatywny wizerunek rdzennych mieszkańców, utrwalają stereotypy, które są szkodliwe i niebezpieczne”. Według Kies, rdzennej „strażniczki wiedzy”, już np. sam tytuł wydanej w 2011 roku książki „The Cowboys and the Indians” uzasadnia jej wycofanie z bibliotek. Podpadła książka „Les Esquimaux”, opublikowana w 1981 roku, tylko za to, że używa terminu „Eskimos”, który uważany jest obecnie za pejoratywny. Także użycie słowa „Indianin” było również powodem wycofania wielu książek, bo obecnie obowiązuje termin „rdzenny mieszkaniec”. Wycofano utwory wielu żyjących jeszcze autorów. Nikt z nich nie został powiadomimy o objęciu zapisem cenzury, a niektórzy nie rozumieją nawet czym podpadli owej komisji? Tym bardziej, że za swoje książki dla młodzieży dostawali nawet nie tak dawno nagrody prowincji Ontario.
„Ekspertka” Kies prowadzi szkolenia dla szkół w całym Ontario. Od 2016 roku jest również współprzewodniczącą Komisji Ludów Rdzennych w Partii Liberalnej premiera Justina Trudeau. Suzy Kies uważa, że są to wszystko historie napisane przez Europejczyków, z europocentrycznej perspektywy, a nie przez rdzennych mieszkańców. Twierdzi, że „opiekunowie wiedzy” tacy jak ona, którzy zapamiętują wiedzę przekazywaną ustnie, są bardziej wiarygodni niż wszystkie pisemne zapisy. Dlatego też powinno się poprawiać historię. Suzy Kies uważa nawet, że książka o „rdzennych mieszkańcach” nie może być napisana przez osobę niebędącą „rdzennym”, chyba że ten by ją zredagował lub współtworzył. „Nic o nas bez nas” – dodaje samozwańcza cenzorka.
Wydawnictwa czekają teraz ciężkie czasy. Nic dziwnego, że np. wydawnictwo Prize de parole w Ontario już zleca Indianom „dokonanie przeglądu kulturowego” kontekstu swoich książek traktujących na ich tematy. Podobnie czynią także edytorzy np. w Quebecu. Kanada kolejny raz zapachniała „postępem”, z tym, że towarzyszy mu swąd płonących książek.
Bogdan Dobosz