Tajemnica Wcielenia mówi nam, że z nieskończonej miłości do Ojca i ludzkiego rodzaju Syn Boży za sprawą Ducha Świętego stał się człowiekiem, wziąwszy ciało z Maryi Dziewicy. Kontemplując w Osobie Dzieciątka Jezus tajemnicę odkupieńczej Miłości Boga do człowieka, dostrzec możemy leżący nieopodal żłóbka krzyż. Obraz ten przywodzi na myśl pytanie: czy Męka i Krzyż obecne były w całej egzystencji Chrystusa, począwszy od wcielenia aż do Jego śmierci na Golgocie? Czy jest możliwe, by Jezus jako Niemowlę przeżywał już mające Go dotknąć w przyszłości utrapienia?
Trudno wyobrazić sobie większą tajemnicę na tym świecie niż ta, która wyłania się z betlejemskiego żłóbka. Obecne w nim Dzieciątko Jezus jest jednocześnie Bogiem i człowiekiem. Przyjęcie z wiarą tej prawdy rodzi konkretne wątpliwości. Skoro Syn Boży jest prawdziwym człowiekiem, to nie sposób nie zapytać, czy musiał nauczyć się chodzić, mówić, pisać. Jeśli przyjmiemy, że był człowiekiem, to konsekwentnie uznać należy, że tego wszystkiego nie umiał. Z drugiej strony nigdy nie przestał być wszechwiedzącym i wszechpotężnym Bogiem, równym Ojcu. A to oznacza, że musiał wiedzieć, iż jest Bogiem.
Wesprzyj nas już teraz!
Wszystkie te pytania i wyłaniające się w odpowiedzi wnioski wprawiają w niecodzienne zdumienie. Widzimy jak niezdolny jest rozum pojąć choćby tę prawdę, że przewyższająca wszystko natura Syna Bożego ogołociła się ze swojego majestatu, przyjmując granice ciała. Jeszcze większą niedorzecznością zdaje się być fakt, że owo „Słowo i mądrość Boga” umarło śmiercią w ludzkiej opinii najhaniebniejszą, za grzechy każdego człowieka. A już wieść o zmartwychwstaniu Boga-Człowieka wprawiać winna w takie zaskoczenie i zdziwienie, że każdego, kto na poważnie zacznie o tym mówić, w myśl zwykłej logiki należałoby uznać za szaleńca. Wielkie to są tajemnice, wśród których ukazująca dramat całego universum tajemnica krzyża wyraża w niepojęty sposób tajemnicę Boga. W tym kontekście pojawia się pytanie: czy Męka i Krzyż obecne były w całej egzystencji Chrystusa, począwszy od wcielenia aż do Jego śmierci na Golgocie?
Ciekawym odniesieniem w próbie zrozumienia tego problemu są trwające przez sześć lat mistyczne rozmowy z Panem Jezusem służebnicy Bożej Leonii Nastał. Ta żyjąca na Podkarpaciu w pierwszej połowie XX w. skromna polska zakonnica, która swoje powołanie realizowała w ramach działalności Zgromadzenia Sióstr Służebniczek NMP Niepokalanie Poczętej, miała poznać szczegóły pierwszego okresu życia Syna Bożego po wcieleniu i narodzeniu. Z dopustu Bożego s. Leonia doznała przeżyć, jakich Jezus doświadczał w stajence w Betlejem. Towarzyszyła Mu też w pierwszych latach spędzonych na ziemi. O piękności oblicza Dzieciątka Jezus przeczytać możemy w duchowym dzienniku zakonnicy, wydanym w 2000 roku przez siostry służebniczki pod tytułem „Uwierzyłam Miłości”.
„Niezatarte zostały w duszy rysy Maleńkiego, najpiękniejszego z synów ludzkich. Owa piękność, z żywością opromieniona [była] łagodnym, dziwnie pociągającym blaskiem” – pisała.
W innym miejscu s. Leonia relacjonuje swój mistyczny pobyt w stajni, miejscu narodzin Boga. Widziała tam „czyściutko umiecioną” przestrzeń, śpiącego Józefa i klęczącą w zachwycie miłości Maryję. Obraz ten wprawił mistyczkę w wielką radość, którą wyraziła słowami: „jesteś szczęśliwa, szczęśliwsza od wszystkich matek ziemskich, od królowych i księżniczek, choć one w pałacach, a Ty w stajni, wśród dwojga bydląt”. Jej błogostan przeniknął z czasem ból na widok tak uniżonego Boga. Doznanie to było jej dane również po to, by mogła wejść w doświadczenie, które stało się udziałem życia Pana Jezusa. Odrzucony przez ludzi cierpiał niewymownie. W tych chwilach jedynym pocieszeniem, jakie mógł przyjąć, była miłość tulącej Go Matki.
O tym, że Syn Boży już w okresie niemowlęctwa przeżywał utrapienia czekającej Go w przyszłości Męki, świadczy mistyczne doświadczenie zakonnicy. 26 lutego 1936 roku s. Leonia zostaje wtajemniczona w grozę najgorszej w życiu Boga nocy. Jako że nikt nie był świadkiem pobytu Mesjasza w więziennym lochu tuż przed Jego krzyżową śmiercią, to, co się tam wydarzyło, przez wieki spowite było mrokiem niewiedzy. Rąbka tajemnicy uchyla nam sam Jezus przez świadectwo wciąż mało znanej polskiej mistyczki. Według opisu, jaki odnajdujemy w duchowych zapiskach s. Leonii, poprzedzająca Mękę na Golgocie noc była dla Zbawiciela czasem okrutnych tortur.
„Siepacze wtrącili mnie, po przesłuchaniu u arcykapłanów żydowskich, do więzienia” – relacjonował Pan Jezus – „ale nie zostawili mnie tam samego. Rozpoczęli ze mną straszliwą igraszkę wśród ciemności nocnych. Siepacze ustawili się w kątach lochu i odrzucali mnie jeden drugiemu z całej mocy, jak się odrzuca piłkę. Kiedy im się uprzykrzył ten rodzaj zabawy, chwytali mnie za ręce i ciągnąc w przeciwne strony, próbowali sił moim kosztem. Równocześnie inni siepacze wbijali ostre iglice w moje ciało. Wreszcie rzucili mnie na ziemię. Jeden z siepaczy stanął na mojej głowie, inny na piersiach, a jeszcze inny na nogach i cisnęli mnie do ziemi całą siłą swojego ciężaru. Przechodzili przeze mnie i w ten sposób stałem się Drogą, ale jakże to było bolesne. Deptali po drodze, która wiedzie do zbawienia, ale czynili oni to dlatego, by mi urągać, więc dojść do zbawienia nie mogli, bo tam dochodzi się przez miłość, a nie przez urąganie i zelżywość. (…) Noc ową tak często przeżywałem w mym życiu. Przesuwała się ona przez moją duszę w snach niemowlęcych nawet wówczas, gdy anielskie chóry śpiewały nad Betlejem radosne Gloria”.
W swoich niemowlęcych snach Jezus widział też, że w sercu Jego w czasie tych katuszy panowała „niczym niezmącona słodycz, dobroć, litość dla biednych ludzi”. Widział, iż nie wyda „ani jednej skargi, ani jednego wyrzutu niewdzięczności”, że wolą Jego było wpłynąć łaską na ich dusze, ale „serca ich były już zatwardziałe”. Wyznania te winny utwierdzić nas w przekonaniu, że tylko niemowlę, które jest jednocześnie Bogiem, mogło znieść tak potworne senne wizje. Trudno nawet wyobrazić sobie drugie takie ludzkie dziecię, któremu dane by było w snach znosić koszmar przyszłych mąk.
W tym kontekście łatwiej jest nam pojąć skierowane przez Jezusa do s. Leonii życzenie, by ukochała Jego niemowlęctwo. Jak mówił, każdy okres mojego życia ma wartość nieskończoną, Boską. „Ten sam Jezus jest wiekuiście w chwale u Ojca” – pisała s. Leonia – „ten sam jako Niemowlę kwili w żłobie betlejemskim, ten sam naucza, ten sam umiera, zmartwychwstaje i żyje chwalebnym i sakramentalnym życiem. Ilekroć spoglądasz w moje oczy, gdy jako niemowlę patrzę na ciebie, wiedz, że spoglądam na ciebie tymi samymi, co z krzyża oczami. W Niemowlęciu uwielbiaj Ukrzyżowanego, w Ukrzyżowanym kochaj Niemowlę Boże”.
Zapiski Służebnicy Bożej, w których odnaleźliśmy cenną wskazówkę, są jedynie propozycją w próbie odpowiedzi na pytanie o wymiar obecnego krzyża w ziemskiej egzystencji Chrystusa. Warto widzieć wyłaniające się z mistycznych doświadczeń zakonnicy treści w kontekście intuicji artystów sytuujących w swojej twórczości betlejemski żłóbek w grobie. Znane są też wizerunki owiniętego w całun Dzieciątka Jezus. Te artystyczne wizje, pełne symbolicznych znaczeń, niejako potwierdzają wypowiedziane przez św. Jana Pawła II w 2000 r. w Betlejem słowa: „Żłóbek i krzyż należą do tej samej tajemnicy odkupieńczej miłości; ciało, które Maryja złożyła w żłobie, jest tym samym ciałem, które zostało złożone w ofierze na krzyżu. Milczenie i mrok betlejemskich narodzin zlewają się w jedno z mrokiem i cierpieniem śmierci na Kalwarii”.
Świadomość, że w mroku betlejemskich nocy mały Jezus przeżywał już przyszłe męki dla nas, powinna wprawiać każdego, kto o tym słyszy, w szczere zdumienie.
Anna Nowogrodzka-Patryarcha