Kino od dawna wykorzystywane jest do indoktrynacji i propagandy. Z racji swej masowości i siły oddziaływania, sytuuje się też pośród najskuteczniejszych narzędzi lewicowego niby-postępu.
Dowiadujemy się oto, że szwedzkie feministki zyskają coraz większy wpływ na to, jakie filmy będą powstawać w ich kraju, a jakie nie będą miały szansy nie tylko na dofinansowanie, ale także na otrzymanie pozytywnych recenzji!
Wesprzyj nas już teraz!
Szwecja zdążyła nas już przyzwyczaić, że znajduje się w czubie politycznej poprawności i przez wiele środowisk liberalno-lewicowych stawiana jest za wzór zamożnego, dobrze zorganizowanego społeczeństwa multi-kulti. Nie oznacza to jednak, że tamtejsze lewackie elity zasiadły już na laurach i rozkoszują się osiągniętymi rezultatami. Sprawy choćby takie jak niedawno płonące przedmieścia Sztokholmu, niszczone przez pochodzących spoza Europy imigrantów czy ćwiczące atak na ich kraj rosyjskie myśliwce – nie są dla nich tak ważne, jak ciągłe „poprawianie” społeczeństwa.
Pod feministycznym obcasem
Niedawno na celowniku środowisk zaangażowanych na odcinku feminizmu znów znalazło się kino, chociaż już od dawna jest ono w przeważającej części przekaźnikiem lewackich ideologii. Tym razem rzucone zostało hasło „walki ze stereotypami na temat płci”, czyli nastąpiła reanimacja starego, bolszewickiego hasła: „kobiety na traktory”. Aby zatem otrzymać najwyższą kategorię „A”, obrazy poddane są tzw. testowi Bechdel: muszą w nim występować co najmniej dwie postaci kobiece, które rozmawiają ze sobą o czymś innym niż o mężczyznach. Nazwa tego osobliwego kryterium wzięła się od amerykańskiej rysowniczki Alison Bechdel, która przedstawiła ów pomysł w jednym ze swoich komiksów z połowy lat 80.. Celem feministycznej cenzury jest doprowadzenie do sytuacji, w której powstawać będzie coraz więcej filmów z głównymi rolami kobiecymi, dalekimi od „konserwatywnych stereotypów dotyczących płci”.
Ekrany pełne superbohaterek
Jak można się było spodziewać, w zlaicyzowanym, a także w znacznej części intelektualnie i moralnie ubezwłasnowolnionym społeczeństwie, które w dużym stopniu bezkrytycznie przyjmuje kolejne lewackie dziwactwa, najnowszy pomysł spotkał się z pozytywnym odzewem. Ellen Tejle, szefowa studyjnego kina Bio Rio w Sztokholmie, jednego z czterech w kraju, które wprowadziły u siebie nowe kryterium oceny, uważa, że na przekonania dotyczące kobiecych ról w społeczeństwie wpływa m.in. fakt, że widzowie rzadko widzą w filmach superbohaterkę lub profesorkę lub inną kobietę, która podejmuje ekscytujące wyzwania i sobie z nimi radzi. Film z takim właśnie przesłaniem może liczyć na uzyskanie kategorii „A”, co zdaniem Tejle, ma na celu doprowadzić do sytuacji, w której „na kinowych ekranach pojawi się więcej kobiecych historii i perspektyw”. Szwedzkie filmy od tego momentu mają być poświęcone historiom opowiadanym przez kobiety o kobietach, a mężczyźni mają co najwyżej pełnić role drugoplanowe. Takie obrazy będą mogły oczekiwać nie tylko pozytywnych recenzji, ale i dofinansowania oraz wszelkiego rodzaju wsparcia.
W ten sposób wysłano mocny sygnał do reżyserów i producentów – „uwaga, jest kasa do wzięcia, wystarczy tylko popracować nad scenariuszem i dostosować go do „testu Bechdel””. A że środowisko filmowe cechuje się niezwykłym wprost konformizmem, można się spodziewać, że w niedalekiej przyszłości feministyczna cenzura przyniesie spodziewane rezultaty.
Oczywiście, owa szalona inicjatywa nie rozwinęłaby się tak szybko, gdyby nie spotkała się z uznaniem ze strony państwowych instytucji. Z miejsca jednak poparł ją państwowy Szwedzki Instytut Filmowy, zaczynają się do niej przyłączać kolejne media. Jedna z telewizji kablowych już zapowiedziała, że będzie stosować feministyczne kryteria w recenzjach swoich filmów, a 17 listopada w ramach programu „Superniedziela” wyświetli tylko filmy opatrzone oceną „A”. Można się spodziewać, że niedługo także inne media będą oceniać filmy przez ten właśnie pryzmat.
To ma być kultura?
Jakimi kryteriami będą charakteryzować się nowe szwedzkie produkcje? Już dziś w dużym stopniu recenzje filmowe, pisane są w większości przez ludzi ukształtowanych przez lewackie ideologie, dlatego wyróżniane są filmy będące jedynie przekaźnikami chorych idei, od lat niszczących fundamenty naszej cywilizacji. Kino w dużym stopniu promuje wszelkiego rodzaju dewiacje seksualne, homoseksualizm, pornografię, zdrady, rozwiązłość i zachwala styl życia tzw. singla, jest orędownikiem konsumpcjonizmu, nihilizmu i materializmu. Wywiera ono olbrzymi wpływ na sposób myślenia i podejmowanie często kluczowych, życiowych decyzji przez dorosłych i od najmłodszych lat kształtuje osobowość i system wartości u dzieci.
Natomiast obrazy odwołujące się do konserwatywnych, chrześcijańskich wartości, afirmujące proste, uczciwe życie, w zgodzie z normami moralnymi, należą do mniejszości, znajdują się na marginesie gigantycznego przemysłu propagandowo-rozrywkowego. A w nim, niezwykle często filmowe postacie kobiece ukazane są w sposób stereotypowy – jako „męskie maskotki”, których jedyną zaletą jest uroda i gotowość do podjęcia szybkiego współżycia z głównym bohaterem obrazu. Zredukowane do wymiaru cielesności, gotowe w każdym momencie na pokazanie własnej nagości – są żałosną próbą popkulturowego kreowania nowego typu kobiety – wolnej od swojej kobiecości. Nawet jeśliby szwedzkie feministki chciały walczyć z taką formą zafałszowywania prawdy o kobiecej naturze (a raczej wolą walczyć z kobietami – matkami, żonami, ich poświęceniem dla rodziny i dzieci) to w to miejsce wprowadzić chcą nowe kłamstwo. Miejsce „piękności-wydmuszek” zajmą kobiety: detektywi, mordercy, złodzieje i sportowcy. To jednak tylko część problemu, mamy bowiem do czynienia z odgórną dyrektywą, sztuczną realizacją ideologicznych fantazji, prowadzącą do tego, że w filmie nie będzie już ważna jego treść, poziom artystyczny i gra aktorska. Promowane będą te obrazy, które spełniają test, a nie te, które w rzeczywistości na to zasługują. Można się też spodziewać, że po filmie przyjdzie czas na literaturę i na inne działy kultury. Będzie to kolejny potężny cios w podwaliny naszej cywilizacji, która i tak trzeszczy już w szwach.
Wolność w przymusie?
W kontekście kolejnego ataku szwedzkich feministek na społeczeństwo warto przywołać słowa Janusza Szpotańskiego, który w jednym ze swoich wierszy w znakomity sposób oddał postępowanie lewicowych intelektualistów:
Ludzkość to całość jak wiadomo,
A nie zaś zbiór, gdzie byle homo
Może na własną rękę rościć
Sobie pretensje do wolności.
Za filozofa idąc radą,
Nareszcie sobie to uświadom,
Że Wolność właśnie tkwi w przymusie
I z entuzjazmem poddaj mu się.
Nie miejmy złudzeń, postępowy model kulturowy jest wprowadzany także do Polski. Czy poddamy mu się z „entuzjazmem”, zależy jedynie od nas.
Aleksander Kłos