„Wyznawcy” (nie mylić z wyborcami) dwóch największych obozów politycznych w Polsce toczą internetowe boje w sprawie ewentualnego przyjmowania w Polsce nielegalnych imigrantów. W tej batalii nie ma miejsca na jakiekolwiek rzeczowe argumenty i na jakąkolwiek merytoryczną dyskusję. Liczą się tylko wyzwiska i wzajemne przerzucanie się epitetami, kto jest większym bydlakiem, prymitywem i kto bardziej nienawidzi Polski. Najgorsze jest jednak coś innego – można śmiało postawić tezę, że jedni i drudzy z utęsknieniem czekają na tragedię, żeby móc zaatakować przeciwników.
Kiedy wybuchł pierwszy na masową skalę kryzys migracyjny w UE w roku 2015 jeszcze można było podnosić hasło, że to nie imigranci, tylko uciekający przed wojną uchodźcy, przede wszystkim matki z dziećmi. Nie twierdzę, że takowych wśród przybywających do Europy tłumów nie było. Były i nadal są. Stanowią jednak promil promila, a pozostałe 99,9 proc. przybyłych to przede wszystkim uśmiechnięte jurne byczki z wypasionymi smartfonami, którzy z ucieczką przed wojną mają tyle wspólnego, co lockdown z ochroną „zdrowia populacyjnego”.
Chyba wszyscy pamiętamy materiał TVN z roku 2015, kiedy to relacjonowano sytuację z greckiej wyspy Lesbos. W materiale widzieliśmy rzeszę młodych, dobrze wyglądających mężczyzn zajadających banany i pokazujących do kamery gest zwycięstwa. Report TVN powiedział zaś: „Uchodźcy dotarli już na brzeg. Widać starszych, schorowanych ludzi. Widać dzieci”. Nie wiemy, czy dziennikarz (czy może raczej funkcjonariusz pro-imigracyjnego frontu ideologicznego) chciał nadal brnąć w te kłamstwa, ponieważ stacja po prostu ucięła dalszą relację i zaczęto nadawać materiał z warszawskiego studia.
Wesprzyj nas już teraz!
Niedługo później w mediach społecznościowych zaczęły pojawiać się nagrania „imigranckich dzielnic” tworzonych na Zachodzie, w których „diabeł mówi dobranoc”. Z kolei media głównego nurtu zaczęły publikować materiały o kolejnych napadach, gwałtach, wymuszeniach i mordach dokonywanych przez imigrantów. Za każdym razem skrupulatnie ukrywano pochodzenie i religię napastnika.
Co w tym czasie robiły dwa wzajemnie zwalczające się plemiona polityczne w Polsce? Obóz PiS prezentował (często bardzo słusznie) imigrantów jako ludzi zły, obcych kulturowo, których ściągnięcie do Polski stanowiłoby zagrożenie zdrowia i życia Polaków. Do historii przeszła okładka tygodnika „Gazeta Polska” z tytułem „Uchodźcy przynieśli śmiertelne choroby”. W numerze opublikowano analizę raportu przygotowanego przez niemiecki Robert Koch Institute, z którego wynikało, ze niekontrolowany napływ imigrantów do Niemiec spowodował „gwałtowny rozwój niebezpiecznych chorób zakaźnych”. Niemal nikt z przedstawicieli obozu lewicowo-liberalnego nie zapoznał się z samym raportem i zaprezentowanym w nim problemem. „Salony fajnych Polaków” oburzył sam fakt, że ktokolwiek mógł to napisać. Od razu dziennikarze „Gazety Wyborczej” zaczęli porównywać okładkę „GP” do najgorszych antysemickich paszkwili III Rzeszy i podkreślać, że tygodnik Sakiewicza, a co za tym idzie cały PiS nienawidzi imigrantów tak jak III Rzesza nienawidziła żydów i już niedługo w Polsce ponownie zostaną rozpalone piece krematoryjne w Auschwitz i Treblince.
To jednak tylko jedna strona medalu. Jaką propagandę stosował obóz PO i reszty lewicowo-liberalnego establishmentu? Najlepszym podsumowaniem będą słowa niejakiej Anny Pamuły – dziennikarki związanej z „Gazetą Wyborczą”, która na antenie TVN24 powiedziała: „Ja, tak analizując, myślę sobie w ten sposób. Że ile Polska miała przyjąć tych uchodźców? 7 tysięcy. No to załóżmy, że przyjmujemy te 7 tysięcy i wśród nich jest jeden zamachowiec. I wysadza w powietrze, ginie 10 Polaków. Ale uratowaliśmy życie tych 6999 osób, które uciekały przed wojną”.
Minęło trochę czasu – temat przyjmowania imigrantów zszedł na dalszy plan. Zastąpiły go „wojna o praworządność” i kolejne „afery PiS” typu: odstrzał dzików, skandal z listą przebojów radiowej Trójki, „dwie wieże” Kaczyńskiego, wycinka drzew i związana z nią śmierć wiewiórki. Potem wybuchła tzw. pandemia koronawirusa…
Temat powrócił dopiero w chwili hybrydowego ataku Rosji i Białorusi na Polskę polegającego na ściągnięciu do tych krajów tysięcy arabskich imigrantów i przetransportowaniu ich na granicę z Polską. Jak zareagowały dwa największe w Polsce obozy polityczne? Z jednej strony mieliśmy codzienne raporty Służby Granicznej o kolejnych atakach na Polskę i próbach nielegalnego przekroczenia granicy. Z drugiej zaś politycy drugiej strony i zaprzyjaźnieni z nimi celebryci uchodzący za „autorytety moralne” nazywały polskich strażników, żołnierzy i policjantów odpierających ataki na te granice „mordercami” i „śmieciami” oraz porównywały ich do niemieckich nazistów.
Pamiętamy jak obecni euro-posłowie Szczerba i Joński zgrywali bohaterów, którzy niosą „uchodźcom” na granicy z Białorusią pizzę, koce i śpiwory. Pamiętamy biegającego z reklamówką po granicy posła PO Franciszka Sterczewskiego. Pamiętamy rozwieszenie w Sejmie RP przez znaną z występowania w rozbieranych scenach w podrzędnych serialach paradokumentalnych poseł Jachirę transparentu „Żaden człowiek nie jest nielegalny”. Pamiętamy w końcu innej słowa innej poseł PO Iwony Hartwich, która stwierdziła: „Wpuśćcie w końcu tych ludzi do Polski! Kim są, ustali się później!” oraz słowa Donalda Tuska, który mówił o „biednych ludziach szukających swojego miejsca na ziemi”, a budowę muru na granicy z Białorusią nazwał „hańbą”. Podobnych przykładów można przytoczyć setki…
Jak na to wszystko odpowiadał obóz PiS? Przede wszystkim podkreślano, że granicy trzeba bronić, a jeśli ktoś chce dostać się do Polski to jest od tego przejście graniczne. Wychodzi więc na to, że ludzie Jarosława Kaczyńskiego nie mieli nic przeciwko przyjęciu tychże imigrantów, byle stało się to zgodnie z prawem, co późniejsze wydarzenia tylko potwierdziły. Mam tutaj na myśli to, co działo się wokół tzw. afery wizowej. Nie chodzi o „przyspieszenie procedury” (jak ładnie nazywa się łapówkę) wydania wizy kilkuset cudzoziemcom, tylko o legalne, zgodne z prawem i procedurami ściągnięcie do Polski imigrantów, których liczba do dzisiaj nie jest znana opinii publicznej.
Zamordowanie przez imigrantów na granicy z Białorusią polskiego żołnierza zmieniło niewiele. Obóz PiS w pewnym sensie zatriumfował i mógł wyciągnąć na sztandary hasło „A nie mówiliśmy?”. Z kolei obóz lewicowo-liberalny wyraził ubolewanie z powodu tej tragedii, ale jednocześnie wzmocniono narrację o potrzebie przyjęcia imigrantów.
Warto zwrócić uwagę na woltę, jaką w tej sprawie wykonał cytowany wyżej premier Tusk. Kilka miesięcy temu człowiek ten krytykował obronę granicy z Białorusią, a po zamordowaniu polskiego żołnierza ogłosił wzmocnienie granicy i wysłanie do jej obrony kolejnych sił. Bardzo nie spodobało się to najbardziej zajadłym zwolennikom przyjmowania imigrantów, którzy w swoim szaleństwie stwierdzili wręcz, że gdyby na granicy nie było polskich żołnierzy, to do tej tragedii nigdy by nie doszło.
W ostatnich dniach mamy nową odsłonę tej chorej sytuacji. Liberalna lewica co rusz publikuje informacje o kolejnych Polakach skazanych za granicą za zbrodnie łącznie z morderstwami i gwałtami twierdząc, że Polacy są jeszcze gorsi niż nielegalni imigranci i to tak naprawdę powinniśmy bać się rodaków, a nie imigrantów, bo ci są usprawiedliwieni – zrobią wszystko, żeby dostać się do Polski.
Mało tego! Ludzie ci w swoim cynizmie, hipokryzji i antypolskim zacietrzewieniu oskarżają o rasizm Polaków zaniepokojonych informacjami o grupach imigrantów zaczepiających Polki, niszczących polskie mienie, biegających z maczetami po polskich miastach, jak to niedawno miało miejsce w Piotrkowie Trybunalskim. „Przecież Polacy też tak robią”, drwią, po czym dodają: „Przecież to PiS ich tutaj wpuścił!”.
Obóz PiS odpowiada z kolei, że mamy do czynienia z realnym zagrożeniem, które koalicja 13 grudnia i jej wyznawcy chcą jedynie spotęgować, a nasilające się problemy perfidnie bagatelizują.
Najgorsze w tym wszystkim jest to, że obie strony zdają się czekać na jakąś tragedię, jakby zacierały ręce i tylko wypatrywały ataku nożownika-imigranta.
Gdyby, nie daj Panie Boże, doszło do tragedii, wówczas obóz PiS miałby swoistą satysfakcję „A nie mówiliśmy”. Z kolei druga strona ogłosiłaby, że to przecież PiS ściągał do polski imigrantów i to na pewno wina Kaczyńskiego, a poza tym Polacy też tak robią.
Zero jakiejkolwiek refleksji. Zero jakiegokolwiek pomysłu. Zero jakiejkolwiek chęci rozwiązania problemu. Każda strona okopała się na swoich barykadach i nikogo nie zaprasza do dyskusji. Jedni powiedzą, żeby strzelać do wszystkiego co się rusza na granicy z Białorusią, a drudzy, żeby zamykać w więzieniach żołnierzy broniących granicy. Kto jest przeciw ten na pewno działa na zlecenie Putina.
I tak to się kręci i tak to będzie kręcić. Tylko Polski szkoda…
Tomasz D. Kolanek