Polityka międzynarodowa jest oparta o brutalną siłę, a kto tego nie widzi, ten ciężko błądzi. Katechizm Kościoła Katolickiego naucza, że wojna w obronie własnej jest sprawiedliwa wtedy, kiedy mamy szansę na jej zwycięstwo. W zrozumieniu tej katolickiej prawdy może pomóc lektura Tukidydesa i teoretyków realizmu politycznego.
Jacek Laskowski opublikował na łamach portalu PCh24.pl artykuł pt. „Pch24.pl zagrożona pseudo-realizmem geopolitycznym wyznawców Tukidydesa”. Odniósł się w nim do mojego tekstu poświęconemu naturze polityki międzynarodowej pt. „Trump, Putin i brutalna prawda o polityce międzynarodowej”. Według Laskowskiego artykuł jest błędny, bo – jak twierdzi autor – realistyczne spojrzenie na politykę międzynarodową w ogóle jest fałszywe; mój tekst ignoruje perspektywę nadprzyrodzoną; mam też przypisywać zbyt dużą wagę słowom Tukidydesa i rozumieć je w błędnym kontekście.
Zawrę na wstępie istotne zastrzeżenie. Artykuł Jacka Laskowskiego jest bardzo egzaltowany. Nie stroni od inwektyw rzucanych zarówno wobec mnie, jak i wobec szeregu innych polskich publicystów. Jest przy tym bardzo słaby merytorycznie (co czytelnik zobaczy). Gdyby nie fakt, że tekst ten opublikowano na portalu PCh24.pl, w ogóle bym go zignorował, bo staram się nie wchodzić w polemikę z artykułami, w których emocje tak wyraźnie biorą górę. Z szacunku dla czytelników portalu PCh24.pl uczynię jednak wyjątek.
Wesprzyj nas już teraz!
Jeżeli ktoś z Państwa nie miałby czasu, aby czytać wszystkie materiały będące podstawą tych kilku krótkich uwag, postaram się zarysować tu w największym możliwym skrócie sedno sporu.
Przedmiot sporu
W swoim tekście starałem się pokazać, że nie powinna dziwić nas zmiana polityki Stanów Zjednoczonych wobec Rosji, jako że Waszyngton dąży do realizacji własnych interesów, nie wahając się poświęcać interesu państw słabszych. Stwierdziłem, że jest zupełnie zwykłe postępowanie polityczne, ponieważ polityka międzynarodowa z samej swojej natury opiera się właśnie na sile. Odwołałem się do „Wojny peloponeskiej” Tukidydesa, a konkretnie do „Dialogu melijskiego”. Dialog ten opisuje rozmowę Ateńczyków z mieszkańcami niewielkiej wyspy Melos. Ci pierwsi chcą narzucić wyspie swoją dominację. Melijczycy odmawiają, powołując się na sprawiedliwość i wsparcie odległego sojusznika, Sparty. W efekcie Ateńczycy ich mordują i niszczą ich miasto. Następnie odwołałem się do „Lewiatana” Tomasza Hobbesa, wskazując, że tego rodzaju postępowanie jest w relacjach między państwami czymś rozpowszechnionym i habitualnym, ponieważ państwa kierują się strachem, przemocą i wolą dominacji. Zwróciłem następnie uwagę na pracę Johna Mearsheimera pt. „Tragizm polityki mocarstw”, gdzie funkcjonowanie brutalnej polityki siły zostało szeroko opisane na przykładach z ostatnich wieków, zwłaszcza w przypadku II wojny światowej. Wreszcie odwołałem się do encykliki Piusa XI „Quas primas”, gdzie papież pisze, iż trwały pokój światowy możliwy jest wyłącznie w oparciu o Chrystusa. Napisałem, że – niestety – większość państw ignoruje dziś Chrystusa, zatem o trwałym pokoju nie może być mowy. W efekcie musimy pogodzić się z tym, że wielkie mocarstwa prowadzą i nadal będą prowadzić brutalną politykę siły i do tego trzeba się dostosować.
Jacek Laskowski uważa, że nie mam racji. Twierdzi, iż „Dialog melijski” nie jest wcale znaczącym tekstem, na podstawie którego można byłoby wyciągać jakiekolwiek wnioski o naturze polityki międzynarodowej. Przekonuje, że to w sumie marginalny epizod całej „Wojny peloponeskiej”, a ponadto nie należy nadawać samemu Tukidydesowi tak wielkiego autorytetu. Uważa, że zarówno ja, jak i inni autorzy odwołujący się do losu Melos, popełniamy kardynalny błąd, bo patrzymy na wojnę peloponeską tylko w krótkoterminowej perspektywie. Ateńczycy zniszczyli Melos, ale później ich brutalna polityka siły przyniosła katastrofalne skutki im samym. Wpadli w pychę, porwali się na rzeczy niemożliwe (wyprawa sycylijska) i ostatecznie ponieśli klęskę. Laskowski utrzymuje, że na tej podstawie można mówić o interwencji niebios, a autorzy tacy, jak ja, ignorują rolę Boga i w efekcie prezentują całkowicie niekatolicką wizję polityki międzynarodowej.
Poniżej, ze względu na wspomniany szacunek do czytelników PCh24.pl, wyjaśniam te sprawy.
Tukidydes
Jacek Laskowski całkowicie błędnie ocenia znaczenie Tukidydesa. Otóż nie jest prawdą, jakoby „Dialog melijski” nie wyrażał głębokiego przekonania ówczesnych Greków o polityce.
Laskowski nie pamięta lub nie zna tekstów Platona na ten sam temat.
Przykład. W „Państwie” Platon omawia zagadnienie sprawiedliwości. Chcąc pokazać różne dominujące wówczas poglądy, przywołuje postać filozofa Trazymacha z Chalcedonu. „Ja twierdzę, że to co sprawiedliwe, to nic innego, jak tylko to, co leży w interesie mocniejszego” – głosi Trazymach. Wygłasza dalej credo filozofii, którą dziś moglibyśmy nazwać czystym makiawelizmem: „Krzywda i niesprawiedliwość robiona, jak się należy [czyli na potęgę] – jest oznaką większej mocy i jest czymś bardziej szlacheckim i pańskim niż sprawiedliwość”.
Taki sam pogląd Platon włożył w usta Kaliklesa w dialogu „Gorgiasz”. Kalikles mówi: „Natura sama pokazuje, że sprawiedliwie jest, aby jednostka lepsza miała więcej niż gorsza, i potężniejsza więcej niż słabsza. A objawia to na wielu miejscach, że tak jest, i w stosunkach między zwierzętami innymi, i u ludzi między całymi państwami i rodami, że tak się osądza to, co sprawiedliwe: aby człowiek silniejszy władał nad słabszym i posiadał więcej niż on”.
Platon uważa, że tego rodzaju myślenie jest głęboko niemoralne. Wskazuje jednak, że jest rozpowszechnione. Jest to myślenie zasadniczo zbieżne z tym, które prezentują Ateńczycy u Tukidydesa. Tukidydes w „Dialogu melijskim” nie ocenia poziomu moralnego Ateńczyków. Przedstawia po prostu ich argumenty.
Platon i Tukidydes widzieli, że – niezależnie od ich poglądów – są ludzie, którzy rozumują w kategoriach brutalnej polityki siły i nie oglądają się w ogóle na autentyczną sprawiedliwość. Kiedy mogą, biją, zabierają, gwałcą i mordują. Tak robią – i jest to fakt.
Dokładnie tak samo oceniają rzecz współcześni autorzy, jak Hans Morgenthau czy John Mearsheimer. Nie starają się opisywać świata idealnego, mówiąc, jaki powinien być. Opisują świat rzeczywisty. Zastanawiając się nad motywacjami polityków, wskazują na strach. Reflektując nad ich metodami, zwracają uwagę na przemoc. Pytają o cele, piszą o dominacji. Nie dlatego, by uważali, że strach, przemoc i dominacja są dobre. Uważają po prostu, że przywódcy państw działają właśnie w tych kategoriach: czy nam się to podoba, czy nie. Znowu: takie są fakty polityczne.
Jacek Laskowski twierdzi, że Tukidydesa „realiści polityczni” wynoszą do rangi jakby ewangelisty. To oczywisty absurd. Tukidydes jest ceniony, bo dobrze i celnie opisał zachowania rozpowszechnione w świecie polityki międzynarodowej. Nic więcej, nic mniej.
Wreszcie – współczesna teoria polityki realnej nie ma – a przynajmniej nie musi mieć! – nic wspólnego z makiawelizmem. Czy komuś się to myli? Na pewno Jackowi Laskowskiemu. Ja w swoim tekście nie zachęcam do makiawelizmu, to znaczy do stosowania niemoralnych działań w polityce. Zachęcam wyłącznie do zrozumienia, że inni działają w kategoriach brutalnej polityki siły. Między jednym i drugim jest różnica tak duża, jak pomiędzy policjantem, który opisuje zbrodnię, a przestępcą, który zbrodnię popełnił. Wydawało mi się, że to całkowicie jasne.
Niebiosa, pycha i wojna sprawiedliwa
Jacek Laskowski całkowicie myli się, kiedy zarzuca mi, że powinno się spojrzeć na przyszłe losy Ateńczyków. Jest rzeczą oczywistą, że za głupotą idzie kara. Ateńczycy podjęli w przyszłości głupie inicjatywy polityczne i ponieśli klęskę. Nikt tego nie kwestionuje; przecież historia wojny peloponeskiej jest znana. Co więcej, ja sam piszę w moim tekście o dokładnie identycznym losie III Rzeszy.
Problem w tym, że przyszła klęska Ateńczyków, związana z ich pychą i bezrozumnym działaniem, nie miała żadnego znaczenia dla mieszkańców Melos, którzy zostali wymordowani.
Ateńczycy nie byli nazistami, z którymi nie wolno współpracować z powodów moralnych. Byli zwykłą w tamtych czasach potęgą dążącą do dominacji, podobnie, jak do dominacji dążyli ich przeciwnicy ze Sparty (co więcej – formalnie to Sparta rozpoczęła działania wojenne).
Melijczycy mogli się z Ateńczykami porozumieć i przetrwać. Wybrali odwoływanie się do sprawiedliwości i oczekiwanie na pomoc Sparty – i zginęli. Pytam raz jeszcze: jaki z tym nieodwołalnym faktem ma to, że Ateńczycy wiele lat później ponieśli klęskę?
Polityczny realizm wskazuje, że nie należy podejmować działań, które są skazane na porażkę. Trzeba respektować rzeczywistość i rozumieć, że – choćbyśmy bardzo tego chcieli – przeciwnik przystawiający nam do głowy lufę pistoletu niekoniecznie jest wyznawcą Jezusa Chrystusa, ale raczej wyznawcą brutalnej polityki siły. W efekcie należy działać w zgodzie z tym rozpoznaniem. To wszystko.
Takie działanie nakazuje jednak nie tylko polityczny realizm, ale również Katechizm. Jacek Laskowski zna, być może, punkt 2309 Katechizmu Kościoła Katolickiego. Dla ułatwienia zacytuję go w całej rozciągłości.
Uwaga! Katechizm mówi o sytuacji OBRONY przed atakiem!
„Należy ściśle wziąć pod uwagę dokładne warunki usprawiedliwiające uprawnioną obronę z użyciem siły militarnej. Powaga takiej decyzji jest podporządkowana ścisłym warunkom uprawnienia moralnego. Potrzeba jednocześnie w tym przypadku:
– aby szkoda wyrządzana przez napastnika narodowi lub wspólnocie narodów była długotrwała, poważna i niezaprzeczalna;
– aby wszystkie pozostałe środki zmierzające do położenia jej kresu okazały się nierealne lub nieskuteczne;
– aby były uzasadnione warunki powodzenia;
– aby użycie broni nie pociągnęło za sobą jeszcze poważniejszego zła i zamętu niż zło, które należy usunąć. W ocenie tego warunku należy uwzględnić potęgę współczesnych środków niszczenia”.
Zwracam uwagę, iż Katechizm wymaga, aby wszystkie cztery warunki były jednocześnie spełnione.
Melijczycy podczas „Wojny peloponeskiej” działali w całkowitej sprzeczności z nauczaniem Katechizmem, którego, oczywiście, nie mogli znać. Oto dlaczego.
Po pierwsze, Ateńczycy nie chcieli wyrządzić im wielkiej szkody – oczekiwali tylko sojuszu. Po drugie, Melijczycy nie wyczerpali pozostałych środków zmierzających do zapobieżenia wojnie, ponieważ odrzucili możliwość współpracy z Atenami. Po trzecie, nie mieli uzasadnionych warunków powodzenia. Po czwarte, ich decyzja o rozpoczęciu walki pociągnęła za sobą poważne zło i zamęt (zamordowanie mężczyzn, obrócenie w niewolę kobiet i dzieci).
Melijczycy nie mogli znać Katechizmu, ale mogli znać zasady rządzące światem, mówiąc krótko: mogli posłużyć się danym im przez Boga rozumem i stwierdzić, że nie mają żadnych szans przeciwko Atenom.
Konkluzja
Jacek Laskowski być może doczytał do końca tekst, z którym rozpoczął polemikę. Jeżeli tak, to natrafił na wspomniane wyżej odniesienie do encykliki „Quas primas” Piusa XI.
Papież wskazywał tam, że podstawą ładu międzynarodowego powinna być wiara w Jezusa Chrystusa i poddanie się Jego królowaniu przez doczesnych władców i przywódców. Cytując jednego ze swoich poprzedników, Leona XIII, wskazywał, że dopiero wtedy „miecze z rąk wypadną”.
Jak zechce zauważyć Czytelnik, papież opisuje sytuację pożądaną, której wszelako nie ma.
Sytuacja jest niepożądana, to znaczy – grzeszna. Ludzie nie kierują się w polityce międzynarodowej wiarą w Chrystusa i nauczaniem Kościoła, ale strachem, przemocą i dążnością do dominacji, gdyż do tego pcha ich własna skłonność do grzechu oraz, można rzec, struktury grzechy wpisane w relacje międzynarodowe pozbawione odniesienia do miłosierdzia Bożego.
Podkreślę jeszcze raz. Polityczny realizm nie nakazuje nikomu działań niemoralnych. Nie należy mylić go z makiawelizmem. Polityczny realizm nakazuje patrzeć na rzeczywistość przez pryzmat faktów, uwzględniając brutalność państw – tak, by głupotą i naiwnym idealizmem nie zaszkodzić własnej wspólnocie politycznej, narażając jej członków na śmierć i niewolę.
Poważne potraktowanie teoretycznej refleksji Platona czy Mearsheimera albo też narracji Tukidydesa o „Wojnie peloponeskiej”, po prostu w tym bardzo pomaga.
Wiedząc, jak działają inni – możemy ochronić samych siebie.
To wszystko.
Paweł Chmielewski
Jacek Laskowski: PCh24.pl zagrożona pseudo-realizmem geopolitycznym wyznawców Tukidydesa