20 marca 2023

„W rzeźni jak to w rzeźni, czas wątpliwości szybko mija…”. Aborcjonistka i tik-tokowa duma

(Grafika: JanHardy.pl)

Trudno powiedzieć, by wydany przed niespełna tygodniem symboliczny wyrok w sprawie aborcyjnej aktywistki udostępniającej pogubionym kobietom tabletki poronne, mógł odstraszać potencjalnych naśladowców. Stał się za to paliwem do rozkręcania nowej kampanii społecznej zmierzającej do „normalizacji” farmakologicznego uśmiercania dzieci nienarodzonych. Skazana dyskontuje swoje pięć minut popularności udzielając wywiadów, w których pod maską działalności charytatywnej propaguje krwawy proceder, raz jeszcze dowodząc jego faktycznej bezkarności w tutejszym „państwie prawa”.

 

Prace społeczne w wymiarze po 30 godzin przez 8 miesięcy – na tyle Sąd Okręgowy Warszawa-Praga „wycenił” czyn Justyny Wydrzyńskiej. Działaczka Aborcyjnego Dream Teamu (nazywanego też w sposób znacznie bliższy prawdzie „aborcyjnym killing-teamem”) m.in. udostępniła tabletki poronne kobiecie, która wbrew woli ojca dziecka postanowiła pozbawić je życia.

Wesprzyj nas już teraz!

Wyrok można na razie nazwać symbolicznym – nie tylko ze względu na jego wysokość, lecz także z uwagi na zapowiedzianą apelację. Sprawa potoczy się jeszcze przez wiele miesięcy. Pomiędzy kolejnymi instancjami lewicowe media grzać będą temat „represjonowanej” przez reżim PiS działaczki. Medialny status ofiary sprzyja popularności jak mało co.

Jednym z przejawów kampanii robienia ludziom (głównie bardzo młodym) brudnej wody z mózgu jest obszerny wywiad, jakiego Wydrzyńska udzieliła „Polityce”. Opisuje tam między innymi własne aborcyjne doświadczenia przekonując, że jej obecne zaangażowanie cieszy się poparciem przynajmniej jednego z jej dzieci, którym udało się przyjść na świat.

Mam dwie córki i syna. Jesteśmy w ciągłym kontakcie. Dwoje z nich nie mieszka w Polsce. Najmłodsza jest tegoroczną maturzystką. Robi tiktoki na temat mojej rozprawy i uważam, że to jest pewnego rodzaju duma i chwalenie się. To mnie zawsze wzrusza, bo ona się nie boi hejtu, który może i na nią niestety spaść – mówi aktywistka.

Rozmówczyni „Polityki” usiłuje również przekonywać czytelników, że – parafrazując znany filmowy cytat – „to nie jej ręka”. Mówi bowiem: – Podzielenie się tabletkami to nie jest pomoc w aborcji. Udostępnienie kobiecie możliwości i narzędzia, w którą stronę chce pójść i co chce zdecydować, nie może być karalne.

Bohaterka lewicowego tygodnika podaje numer telefonu, pod którym naśladowczynie „Ani” zaskoczone tym, że współżycie płciowe prowadzi do poczęcia dziecka, mogą uzyskać podobne „wsparcie”. Redakcja publikuje zaś te namiary dopisując się do listy osób i instytucji jawnie drwiących z przepisów prawa. To poczucie bezkarności bierze się jednak z faktu, że organy państwa mające pilnować przestrzegania ustawowych norm przechodzą do porządku dziennego nad ostentacyjną aktywnością takich organizacji jak Aborcyjny Dream Team. Działa on przecież w Polsce nie od dzisiaj, lecz od wielu miesięcy.

– (…) naprawdę uważam, że nie powinniśmy się obawiać prawa, jeżeli uważamy, że nasze działanie jest słuszne – podkreśla Wydrzyńska. Zatem według mocno nagłaśnianego przez wielkie media środowiska, każdy może ustanawiać dowolne normy moralne jeśli obowiązujące przepisy mu się nie podobają. To czysta anarchia, ale dla „Polityki”, „Wyborczej” i im podobnych – żaden problem.

Jeśli chcesz zjednać sobie ludzi, opowiedz im wzruszającą historię – z takiej rady korzysta Wydrzyńska porównując historię „Ani” z własną opowieścią sprzed lat. Tak samo „kontrolowana” przez ojca dziecka, przed wieloma laty musiała korzystać z pomocy obcych ludzi by osiągnąć upragniony aborcyjny cel. Teraz jest zdeterminowana aby w ten sam sposób wyjść naprzeciw uciskanym kobietom, których drogą do wolności i szczęścia jest uśmiercenie własnego potomstwa.

– Przerwałam ciążę tabletkami (…). Ale skończyłam prawie w 12. tygodniu, tak jak Ania – wyznaje wschodząca gwiazda ruchu aborcyjnego. Na szczęście chodzi tu jedynie o niechciany płód – „zlepek komórek”. Gdyby rzecz dotyczyła upragnionej przez Wydrzyńską ludzkiej osoby – takiej jak jej szczęśliwie narodzone dzieci-ocaleńcy – sprawa byłaby już poważniejsza. Jak czytamy bowiem na „branżowym” portalu mjakmama24.pl, „w 12. tygodniu ciąży dziecko umie się uśmiechać, otwierać i zamykać usta, marszczyć czoło i ssać kciuk. Każdą chwilę wykorzystuje na udoskonalanie swoich umiejętności – porusza klatką piersiową (dzięki czemu prawdziwe oddychanie przyjdzie mu bez trudu), a jego malutkie rączki trenują ruchy chwytne”.

„W 12. tygodniu ciąży dobiega końca kształtowanie się płuc, trzustki i tarczycy, jelita kurczą się i wykonują ruchy robaczkowe. Dziecko zaczyna reagować na bodźce pochodzące z zewnątrz, np. na mocny dotyk odpowiada gwałtownym ruchem całego ciała” – dodaje portal dla mam.

W końcu dochodzimy do clou historii symbolicznie skazanej rewolucjonistki. Tak opisuje ona swój aborcyjny „pierwszy raz”. Dokonała go, jak opowiada, „w swoim domu, w swojej łazience”.

Dzieci były razem ze mną. Oglądaliśmy „Madagaskar”. Pamiętam, że żeby zabić stres, tańczyliśmy do piosenki „Wyginam śmiało ciało”. Pamiętam to do dziś doskonale – opowiada bohaterka „Polityki”.

A zatem jednak temu prostemu, banalnemu wręcz zabiegowi jakim jest usunięcie „zlepka komórek”, towarzyszy stres! Wynurzenia aborcyjnej celebrytki nasuwają refleksję, że być może przypomina on uczucia opisywane przez anarchistyczny zespół rockowy Dezerter. Od wielu lat istnienia udowadnia on zgodnie z typową, lewicową logiką, że można jednocześnie ujmować się za zwierzętami przeznaczanymi na mięso oraz bezdyskusyjnie popierać swobodę zabijania nienarodzonych:

Za pierwszym razem to nie było takie proste, w głowie czułem ból a w sercu niepokój. Za pierwszym razem to nie było łatwe – ręka lekko drżała i chciało się rzygać. Za pierwszym razem ucierpiały oczy chociaż uszy i nos też musiały wiele znieść. Za pierwszym razem kiedy opadało ostrze nie mogłem patrzeć i nie czułem się dobrze.

W rzeźni jak to w rzeźni, czas wątpliwości szybko mija, nie ma miejsca na myślenie bo tu się nie myśli, tylko zabija…

Tu się nie myśli, tu się abortuje!

 

Roman Motoła

 

 

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(4)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie