29 grudnia 2023

W sprawie imigracji Francuz trochę mądrzejszy po szkodzie. Czy ustawa powstrzyma potop?

(Fot. Abdullah Firas/ABACA / Abaca Press / Forum)

Francuski parlament przyjął ustawę zaostrzającą przepisy dotyczące imigrantów. Stało się to głosami centrum i Partii Republikanie, ale przy wsparciu Zjednoczenia Narodowego Marine Le Pen. Wcześniej nowe prawo przyjął także Senat. Za przyjęciem ustawy w Zgromadzeniu Narodowym zagłosowało 349 posłów, a tylko 186 było przeciw. Znalazło się w niej kilka zapisów, które rzeczywiście mogą mieć wpływ na ograniczenie imigracyjnego naporu.

 

Ustawa m.in. opóźnia o kilka lat dostęp migrantów do świadczeń socjalnych, w tym zasiłków na dzieci i dodatków mieszkaniowych, wprowadza roczne „kwoty migracyjne”, ogranicza dostęp „nielegalnych” do korzystania z bezpłatnego leczenia, utrudnia nabywanie francuskiego obywatelstwa dzieciom urodzonym we Francji w ramach tzw. prawa ziemi (wprowadza warunek wyrażenia woli zainteresowanego), a także przewiduje, że „podwójni” obywatele skazani za poważne przestępstwa przeciwko policji mogą stracić obywatelstwo francuskie.

Wesprzyj nas już teraz!

Legislacja przybrała nieoczekiwany kierunek nawet dla prezydenta Macrona i części jego obozu. Konsekwentnie przeciw była tylko lewica, ale dla niej imigracja jest problemem ideologicznym, bo ma zmieniać społeczeństwo, przerabiając je na modłę „wielokulturowości” i tworząc „nowego człowieka”.

 

Wielokulturowy tygiel

Tłem ustawy jest społeczna rzeczywistość. Francja nigdy nie miała tylu imigrantów (osób urodzonych za granicą i mieszkających w tym kraju) jak obecnie. Stanowią oni oficjalnie 10,3 procent populacji kraju (6,5 proc. w 1968 r. i 7,4 proc. w 1975 r., a dominowała jeszcze wówczas zwykła imigracja zarobkowa). Do tego trzeba doliczyć uważane już za Francuzów dzieci migrantów, czy przybyszów, którzy po kilku latach się „naturalizowali” i też ze statystyk wypadają. Trzeba też dodać, że w porównaniu z wiekiem XX, obecnie dominuje napływ z krajów islamskich.

Badania społeczne pokazują „zmęczenie” Francuzów imigrantami i towarzyszącymi jej zjawiskami. Ankieta Instytutu CSA wykazała, że ​​80 procent Francuzów uważa, że ​​nie należy już przyjmować większej liczby cudzoziemców. Jednak dla części polityków zaślepionych ideologią, opinie społeczeństwa są sprawą drugorzędną. Zwolennicy imigracji chcą przecież społeczeństwo zmienić, a nawet – według niektórych teorii – „podmienić” i… kontratakują. Używają do tego dobrze znanego i w Polsce argumentu… „praworządności”.

 

Histeria lewicy

Histeryczne zachowanie lewicy nie mieści się w kategoriach politycznej racjonalności. Traci ona punkty poparcia, ale wydaje się, że jakiekolwiek ograniczenie napływu nowych migrantów uznała za zagrożenie swoich głęboko ideologicznych społecznych projektów. Politycy tej formacji mają usta pełne frazesów o praworządności i zapowiadają jednocześnie, że nowego prawa… nie będą stosować. Zbuntowały się m.in. 32 departamenty rządzone przez lewicę, merowie kilku dużych miast, ale także ministrowie rządu Macrona. Minister Szkolnictwa Wyższego i Badań Naukowych Sylvie Retailleau złożyła na znak protestu rezygnację, która jednak nie została przyjęta. Premier i prezydent dali jej gwarancje, że „środki ustawy o imigracji dotyczące np. zagranicznych studentów zostaną zrewidowane”. Odejściem z rządu grozili też inni ministrowie, m.in. Clément Beaune (transport), czy Roland Lescure (przemysł).

Z kolei mer Paryża, socjalistka Anne Hidalgo zapowiada „walkę do końca” i odwołanie się do Rady Konstytucyjnej, a ma tu wsparcie kilku merów dużych miast rządzonych przez lewicę. Miasta te zapowiadają bojkot nowego prawa imigracyjnego. „Będziemy walczyć na gruncie prawa, ale też wyobrażamy sobie środki” – dodaje „praworządna” Anne Hidalgo. Mer Paryża zapowiedziała, że ​​uczyni stolicę „siedzibą humanistycznego i demokratycznego oporu”. Z kolei władze lewicowych departamentów mówią o budowie „tarczy republikańskiej” przeciwko „preferencjom nacjonalistycznym”. Partie lewicy dodatkowo wspierają związki zawodowe. Sekretarz generalna CGT Sophie Binet już wezwała do „obywatelskiego nieposłuszeństwa”. Podobnie uczynił „postępowy” Związek Sędziów, który określił ustawę jako… „absolutną hańbę”. Niektóre wydziały zapowiedziały odmowę stosowania prawa. Dla Unii Sędziów ustawa to „mieszanka nieludzkości, cynizmu i poniżenia”.

 

We Francji też krzyczą: „Kon-sty-tucja”

Ustawa została zaskarżona przez kilka podmiotów do Rady Konstytucyjnej. 26 grudnia zapisy ustawy zaskarżył w Radzie także sam prezydent Macron, który liczy, że ten organ „zmieni najbardziej radykalne zapisy”. Rada ma teraz miesiąc na wydanie orzeczenia.

Lewicowe „odchylenie” środowiska prawniczego, wskazuje, że rzeczywiście część zapisów może zostać uznana za niezgodne z konstytucją. Może to dotyczyć np. przyjmowania z góry „kwot imigracyjnych”, ograniczenia zasady „łączenia rodzin”, czy 5-letniego ograniczenia czasu dostępu do zasiłków socjalnych. Okrojony tekst stanie się jedynie „protezą”, która może trochę uspokoi społeczeństwo, ale fali migracyjnej nie zatrzyma.

Lewicowe elity uważają, że nowe przepisy „kwestionują praworządność”. Poza Radą Konstytucyjną uruchomią z pewnością także TSUE, ETPC, itd. Tym bardziej, że nie tylko Francja, ale cała UE nieuchronnie zwiększa na różnych polach władzę i kompetencje sędziów, ekspertów i rozmaitych organizacji, które w temacie imigracji są nastawione na jej kontynuację. W analizie „Atlantico” jest mowa o tym, że obecne protesty „wpisują się w rozpoczęty kilkadziesiąt lat temu proces ideologicznego zastraszania ze strony „obozu dobra”, który wręcz wyklucza debaty nad niektórymi ważnymi dla siebie aksjomatami ideologicznymi. Do tematów „zakazanych” należy też temat zagrożeń ze strony imigracji. Wyidealizowane „rządy prawa” okazują się w rzeczywistości sposobem cenzury wolności wypowiedzi, czy wręcz ukrytym rodzajem budowy nowego totalitaryzmu.

Argumentacja przeciwników ustawy imigracyjnej jest dość znana. Padają zarzutu „populizmu”, „ksenofobii”, „ataku na tolerancję i gościnne tradycje Francji”, straszy się nawet zbliżaniem się „Frexitu”. Wspomniane „Atlantico” pisze o „psychodramie wywołanej ustawą imigracyjną” i „irracjonalności krytyki”. W rzeczywistości ustawa nie przewiduje drastycznych działań, które mogłyby znaczne ograniczyć przepływy migracyjne. Państwo dostałoby jedynie podstawowe narzędzia pewnej kontroli.

 

Imigracja – ostatni bastion lewicy

Problemem jest nie „praworządność”, a swoisty „fundamentalizm” lewicy. Jak mówi historyk Pierre Vermeren, „imigracja stała się we Francji i Unii Europejskiej (przynajmniej w Europie Północno-Zachodniej) zarówno dogmatem, jak i ostatnią wielką ideologią. Jako taka nie podlega krytyce ani dyskusji, ani merytorycznie, ani formalnie. Jest dobrem samym w sobie, które Europa wnosi do świata”. Nawiązuje tu do idei „oświecenia”, którą Europa rezygnując z kolonializmu i niesienia tej idei w świat, postanowiła praktykować u siebie dla nowych przybyszów z całego świata, w dodatku często w ramach „odkupienia win” za epokę kolonialną. „Biedni i młodzi ludzie z tych społeczeństw muszą mieć nadzieję na odkrycie światła poprzez migrację” – kpi historyk. Vermeren dodaje, że dziwnym trafem, „nigdy nie słyszeliśmy, aby europejski przywódca był zaniepokojony faktem, że Japonia, kraje Zatoki Perskiej czy Chiny nie akceptują imigracji”.

Przy okazji dyskusji o imigracji, trzeba też zwrócić uwagę nie tylko na ideologię lewicy, ale i na pewien rodzaj pragmatyzmu i przyzwolenia na nią ze strony elit finansowych. „Ci potrzebują służby, a niektórzy pracodawcy potrzebują zarówno niskich płac, jak i pracowników” – zauważa Vermeren. Historyk zwraca też uwagę na to, że przenoszenie kompetencji narodowych do Brukseli ułatwia omijanie nastrojów społecznych. Krajowe systemy polityczne bezpośrednio odzwierciedlały nastroje społeczne, nakazując się liczyć z opinią suwerena. „Instytucje europejskie, rządzone abstrakcyjnym prawem i moralnością, zdystansowane od ludzi, stały się (…) niszczycielem suwerenności”, doprowadzają do dezintegracji społecznej w imię „filozofii radykalnej otwartości i swobodnego przepływu”. Na koniec historyk gorzko konstatuje: „Francuzi chcą mniejszej imigracji, a my oferujemy im jej trochę więcej, udajemy, że marszczymy brwi i czekamy, aż sędziowie Rady Konstytucyjnej przywrócą prawo do stanu pierwotnego. To komedia dell’arte, ale też gra niebezpieczna.”

Szansa realizacji ustawy imigracyjnej, jest oceniana przez Pierre’a Vermerena, dość cierpko. Ustawa ma szansę być rodzajem przełomu ideologicznego, ale może też stać się po prostu „zasłoną dymną” dla bezsiły i pozorowaniem działań. Ten sam historyk i autor wielu opracowań, oceniał, że we Francji jest już za późno na skuteczną walkę z imigracją, a np. dzisiejsze problemy francuskich przedmieść narastały od dekad. Przestrzegał też Polskę przed popełnieniem tych samych błędów, chociaż nie miał wątpliwości, że wchodzimy już na podobną drogę „otwartości”…

 

Bogdan Dobosz

 

 

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(10)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie

Udostępnij przez

Cel na 2024 rok

Bez Państwa pomocy nie uratujemy Polski przed planami antykatolickiego rządu! Wesprzyj nas w tej walce!

mamy: 310 141 zł cel: 300 000 zł
103%
wybierz kwotę:
Wspieram