W czwartek w wyniku ataku rebelianckiej grupy na bazę ONZ w Sudanie Południowym zginęło trzech indyjskich żołnierzy, uczestników misji pokojowej. Oddziały wierne zdymisjonowanemu wiceprezydentowi próbowały zemścić się na ludności cywilnej, która schroniła się w bazie wojskowej w Bor.
Sytuacja w Sudanie Południowym z każdym dniem staje się coraz bardziej napięta. W północnej części kraju dochodzi do regularnych starć sudańskich żołnierzy z siłami Sudanu Południowego. W centrum trwają walki etniczne, podżegane przez islamistów z północy.
Wesprzyj nas już teraz!
Aktualnie cudzoziemcy w Dziubie (Sudan Południowy) oblegają lotnisko próbując uciec z kraju, w którym nasilają się walki. Ewakuację prowadzą Amerykanie i Brytyjczycy. Ministerstwa spraw zagranicznych obydwu krajów doradzają swoim obywatelom, by jak najszybciej opuścili Sudan Południowy. Dyplomaci i analitycy obawiają się najgorszego. Ewakuowani są pracownicy humanitarni i dyplomaci. Organizacja Narodów Zjednoczonych i Barack Obama zaapelowali do prezydenta Ugandy o wszczęcie natychmiastowych mediacji.
Oenzetowską bazę w Bor zaatakowała rebeliancka grupa Nuerów. Peter Gadet, szef buntowników z Sudańskiej Ludowej Armii Wyzwolenia (SPLA) twierdzi, że było to odwetem za zabójstwa Nuerów. Mieli się ich dopuścić żołnierze Południowego Sudanu po nieudanym zamachu stanu, przeprowadzonym w ub. niedzielę przez część członków straży prezydenckiej. Zamachowcy należeli właśnie do tego plemienia.
Od środy toczą się ciężkie walki w okolicach Bor. Nuerowie wystąpili przeciwko lojalnym wobec prezydenta Dinkom. W starciach między rywalizującymi frakcjami armii zginęło już ponad 500 osób a 800 zostało rannych. Około 20 tys. osób schroniło się w bazach ONZ w Dżubie.
Źródło: The Guardian, AS.