Dzięki powszechnej akcji szczepień mieliśmy w końcu odżyć. Tymczasem zamiast „powrotu do normalności” Europa coraz bardziej pogrąża się w odmętach sanitaryzmu.
Wszyscy doskonale znamy mantrę o zbawiennych szczepionkach, których opracowanie miało doprowadzić do końca pandemii (Łukasz Szumowski). Pamiętamy zeszłoroczne słowa ministra Niedzielskiego, mówiącego o ustabilizowaniu sytuacji na poziomie 15 milionów zaszczepionych. Dzisiaj nawet i 20 milionów nie wystarczy, a przewidywania, że na przełomie maja i czerwca zbliżaliśmy się do osiągnięcia „odporności populacyjnej”, okazały się funta kłaków warte.
Również same preparaty na początku miały hamować zakażenie. Potem wystarczało, że chronią przed ciężkim przebiegiem. Kiedy okazało się, że nie wszystkich i nie zawsze, „zachęcani” byliśmy do szczepień z uwagi na dobro właścicieli barów, hoteli i siłowni. Za przykład podawano Danię, która przy 76 proc. „wyszczepialności” skreśliła COVID-19 z listy chorób zagrażających bezpieczeństwu publicznemu.
Wesprzyj nas już teraz!
Wtem nastała jesień. Skandynawski kraj ponownie wprowadzając restrykcje, rakiem wycofuje się z szeroko odtrąbionego sukcesu. Podobnie jak Niemcy, które przy zaszczepionych nieco ponad dwóch trzecich populacji powtarzały: „nigdy więcej lockdownów”. Portugalia (88 proc.) ogłasza stan klęski żywiołowej, Włochy (73 proc.) wprowadzają w miejscach pracy „ulepszoną” wersję paszportu szczepionkowego, a Izrael całkowicie zamyka swoje granice. W ich ślady idą już Belgowie (74 proc.), Irlandczycy (76 proc.), Holendrzy (73 proc.) czy Szwajcarzy (66 proc.). Do starych sprawdzonych, izolacyjnych rozwiązań wracają też „niedoszczepieni” Czesi i Słowacy.
Również i my wprowadzamy obostrzenia dla niezaszczepionych, a przyjęcie preparatu przeciw COVID-19 nie okazało się tak „dobrowolne” jak zapowiadano jeszcze na początku grudnia. Tym samym doszusowaliśmy do grona sanitarystów; co prawda ociągając się i na samym końcu, ale jednak.
Prawdziwą wojnę swoim obywatelom wydał natomiast rząd Austrii. Od lutego opornych do punktów szczepień doprowadzać będzie policja, a odmowa przyjęcia preparatu wiązać się będzie – na początku – z grzywną, a następnie z czterema tygodniami więzienia (sic!). Obowiązek szczepień dla każdego zapowiadają już Niemcy i Czesi. Grecy nałożą natomiast karę dla każdego niezaszczepionego po 60 roku życia. To jednak nic w porównaniu z sytuacją na antypodach, gdzie australijskie rządy federalne już dawno przerodziły się w sanitarno-totalitarny reżim. Natomiast sposób potraktowania Aborygenów przynosi skojarzenia z najciemniejszymi kartami historii kolonizacji.
Powszechne szczepienia najprawdopodobniej uratowały nas przed większą ilością zgonów, ale już nie przed epidemią mierzoną wskaźnikami wzrastających zakażeń. Tym samym upada naczelne pandemiczne kłamstwo, upatrujące wygranej z wirusem w rozwiązaniach segregacyjnych; nieskutecznych z naukowego, a wątpliwych z etycznego punktu widzenia – przepustki kowidowe w niczym bowiem nie chronią najbardziej wrażliwych grup społecznych.
Strategię zero covid póki co z powodzeniem realizują jedynie państwa ze sprzyjającymi warunkami geograficznymi (Nowa Zelandia czy Islandia to wyspy z niewielką populacją), za pomocą niezwykle rygorystycznych rozwiązań, takich jak masowe testowanie (Tajwan) czy trwająca ponad 100 dni izolacja (Auckland). Zresztą, kraj będący nie tak dawno niezwykle malowniczą sceną filmowej adaptacji „Władcy Pierścieni” powoli otwiera się na świat i tylko kwestią czasu jest ponowne zamknięcie jego całego terytorium.
W Europie natomiast będziemy, wzorem marksistowskiej walki o społeczeństwo bezklasowe, toczyć nigdy nie kończącą się wojnę. A dopóki nie „wyszczepimy” 100 procent ludności, zawsze będzie na kogo zrzucić winę za kolejną falę. Ale bez obaw! Naczelne autorytety uznają w końcu wadliwość dających złudne poczucie bezpieczeństwa, nieskutecznych rozwiązań. Ale nie wcześniej, nim przygotują się do następnego etapu.
Piotr Relich