19 kwietnia 2023

Walka z Mszą „trydencką” to tylko symptom szerszego sporu. Czytamy w… magazynie „New Yorker”

(PCh24TV)

W magazynie New Yorker ukazała się analiza wskazująca na zasadnicze rysy rozbratu pomiędzy urzędującym papieżem a wiernymi przywiązanymi do Tradycji Kościoła. Ciekawy wydaje się sam fakt zauważenia tego, bądź co bądź wewnątrzkościelnego, sporu przez medium z Nowego Jorku, którego czytelnicy plasują się pomiędzy „lewą stroną centrum” a zadeklarowanym liberalizmem…

Artykuł Co kryje się za walką pomiędzy papieżem Franciszkiem a Ruchem Mszy Łacińskiej, autorstwa Paula Elie’go, zaczyna się od przywołania Mszy Świętej, którą w katedrze św. Patryka na nowojorskim Manhattanie gościnnie odprawił w ubiegłym roku metropolita kalifornijskiego San Francisco – abp Salvatore Cordileone. Msza stanowiła osobliwy konglomerat elementów kulturowych, a konkretnie językowych, w którym – obok łaciny, angielskiego i hiszpańskiego – pojawiły się nawet teksty w meksykańskim narzeczu nahuatl, którym posługiwał się Juan Diego z Guadalupe.

Co tak niezwykłego było w tej Mszy? Otóż, czcigodny arcybiskup zdecydował się… odwrócić „tyłem do wiernych”. I nie jest to cytat z analizy przedstawionej w New Yorkerze, gdyż ta unika tego typu stereotypów i stanowi uczciwą próbę zrozumienia omawianego fenomenu… Gdyby tak katolicy wykazywali się podobną otwartością umysłu – chciałoby się dodać.

Wesprzyj nas już teraz!

Ciekawe jest, jak osoba wprawdzie związana z katolicyzmem, ale pisząca w „bezwyznaniowym”, liberalnym magazynie wydawanym w jednym z dwóch największych zagłębi amerykańskiej lewicy, widzi istotę sporu. Tak mała rzecz, jak odwrócenie się „od wiernych”, a zwrócenie do ołtarza – a więc do Boga i wyrażenie przez to, jak wiemy, ofiarnego charakteru Mszy Świętej oraz roli kapłana jako „drugiego Chrystusa”, który jest duchowym przywódcą wiernych, a nie partnerem w „ucztowaniu” – jest w tekście potraktowana jako istotna oś sporu. 

Franciszek nie myli się, postrzegając ruch Tradycyjnej Mszy Łacińskiej, nawet w jego najbardziej łagodnym wydaniu, jako wyzwanie dla jedności katolików w ogóle, a w szczególności dla jego pontyfikatu – ocenia Paul Elie. Autor przynajmniej nie owija w bawełnę i nie udaje, że Kościół katolicki i „Kościół posoborowy” mogą egzystować niejako „obok” siebie, w zgodzie i mitycznej „jedności”, o czym przekonywał niejeden przedstawiciel środowiska Summorum Pontificum po wydaniu Traditionis custodes przez Franciszka.

Nota bene, abp Cordileone, jeśli o nim mówimy, który zajął stanowisko podwójnie kontrowersyjne, jak pisze Elie, gdyż jako hierarcha, który nie był zaszczepiony i nie nosił maski poszedł na przekór nie tylko Watykanowi zwalczającemu ruch Tradycji, ale także władzom miejskim, implementującym wówczas tzw. reżim sanitarny. Ale o tym należy wspomnieć jedynie anegdotycznie.

Wracając do istoty, nowojorski pisarz i publicysta pyta: O co tyle zamieszania, skoro zwolennicy Mszy łacińskiej stanowią niewielką mniejszość praktykujących katolików? Twierdzi on, że spór o liturgię stał się wyrazem znacznie głębszego i szerszego sporu – o spadek udziału katolików we Mszy i o jakość liturgii; o zwróconą na zewnątrz, progresywną orientację pontyfikatu Franciszka; i o sam Sobór Watykański II, który tradycjonaliści postrzegają nie jako dogłębną reformę, ale jako coś na cienkiej granicy pomiędzy skromną korektą kursu a zdradą dziedzictwa Kościoła.

Elie pisze o tym, jak głęboko tradycyjna Msza Święta zapisana była w życiu Kościoła i w kulturze oraz jak w zaledwie parę dekad po „reformie” w imię „pełnego i aktywnego uczestnictwa” została ona niemal całkowicie wyrugowana. Jednak po latach reformatorskiej pasji, jaka towarzyszyła pontyfikatowi Jana Pawła II, a częściowo także Benedykta XVI zepchnięty na margines ruch katolików wiernych Tradycji na tyle urósł w siłę, że nie dało się już go ignorować.

Na koniec autor stawia dość śmiałą tezę, zastanawiając się co papież Franciszek powinien zrobić w obliczu rosnącego konfliktu pomiędzy „katolikami Tradycji” i „novus ordo”. Sugeruje mianowicie, że powinien zejść na margines i osobiście się zaangażować. Polegać by to miało na podejściu mniej konfrontacyjnym, a bardziej strategicznym, w myśl którego Paul Elie doradza, aby rozmawiać o Mszy Wszech Czasów podczas Synodu o synodalności albo uczynić odpowiedzialnym za jej odprawianie w Watykanie… abp. Arthura Roche’a. Tego samego, któremu papież powierzył misję rozbicia ruchu Summarum Pontificum.

Jakkolwiek brzmi to absurdalnie, to zdaje się, że autor jest po prostu sympatykiem reformy i w pewnym sensie popada w sprzeczność z samym sobą. Z jednej strony dostrzega istotny antagonizm pomiędzy ruchem Tradycji a ruchem progresistów, a z drugiej ni stąd ni zowąd wyraża nadzieję na możliwość jakiegoś rodzaju zlania się tych ruchów dzięki serii przyjaznych gestów ze strony papieża Franciszka.

Źródło: newyorker.com

oprac. Filip Obara

Tradycjonaliści jako faryzeusze, a moderniści – saduceusze? Gdzie są katolicy?

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(14)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie

Udostępnij przez

Cel na 2024 rok

Bez Państwa pomocy nie uratujemy Polski przed planami antykatolickiego rządu! Wesprzyj nas w tej walce!

mamy: 310 191 zł cel: 300 000 zł
103%
wybierz kwotę:
Wspieram