6 marca 2014

Warto czerpać z bogactw Kościoła!

(Andreas F. Borchert [CC-BY-SA-3.0-de (http://creativecommons.org/licenses/by-sa/3.0/de/deed.en), CC-BY-SA-3.0-2.5-2.0-1.0 (http://creativecommons.org/licenses/by-sa/3.0) or GFDL (http://www.gnu.org/copyleft/fdl.html)], via Wikimedia Commons)

Charyzmat dominikański to kontemplowanie i przekazywanie innym owoców naszej kontemplacji (Contemplata aliis tradere). Cisza, studium, celebracja Bożego Oficjum; nasz klasztor jest domem kontemplacji – mówi o. Dominique-Marie de Saint Laumer FSVF w rozmowie z Dominiką Krupińską.


 

Wesprzyj nas już teraz!

Zacznijmy od niedawnej uroczystości 25-lecia istnienia Bractwa św. Wincentego Ferreriusza i jej obchodów. Czytałam, że brało w nich udział 600 gości. Chyba macie dużo przyjaciół we Francji?

 

Tak, mieliśmy piękne obchody 25-lecia uznania Bractwa (1988–2013). Odprawiliśmy Mszę solenną w kościele w Chémeré-le-Roi. Nasza kaplica jest za mała — może pomieścić najwyżej 120–150 osób i często brak jest miejsca na mszach niedzielnych; tymczasem zaprosiliśmy dużo znajomych i przyjaciół. Zwróciliśmy się więc do proboszcza kościoła w Chémeré-le-Roi, bo mieści się w nim wygodnie 500 osób i jest też dodatkowa przestrzeń na zewnątrz. Było około 600 osób i piękna Msza solenna (ma się rozumieć w rycie dominikańskim), a potem lampka wina i posiłek dla około 400 osób.

 

Wyjątkowo otworzyliśmy krużganki i można było odwiedzić konwent; a potem były pogawędki o historii, dziełach apostolskich i projektach Bractwa. Był to piękny dzień! Co więcej, dopisała także pogoda — świeciło słońce i było bardzo przyjemnie.

 

Faktycznie mamy dużo znajomych, szczególnie we Francji, lecz także za granicą. We Francji tradycjonalizm jest dość żywy; mimo wszystko jest dużo ośrodków quasi-parafialnych z Mszą św., są też ruchy, szkoły, drużyny skautowe, rodziny katolickie, czasopisma, przeglądy, pielgrzymki… dużo się dzieje. A my uczestniczymy w sporej części z tych działań, na przykład w dorocznej wielkiej pielgrzymce Paryż — Chartres, w której bierze udział około 10 000 ludzi. Jest u nas ojciec odpowiedzialny za ruch „Skauci Europy” w całej Francji — kapelan krajowy, a także ojcowie kapelani „Skautów Europy”, ognisk rodzinnych ruchu „Domus Christiani”, małżeństw chrześcijańskich i szkół. Głosimy rekolekcje i nauki różańcowe oraz prowadzimy bogatą działalność dla młodzieży, chodzi między innymi o obozy letnie.

 

Skąd wziął się pomysł waszego zgromadzenia? Kto jest jego założycielem?

 

Naszym założycielem jest ojciec Louis-Marie de Blignières, młody kapłan świecki wyświęcony przez abp. Marcela Lefebvre’a w 1977 roku. Chciał on być dominikaninem, jednak widział, że w warunkach panujących w latach 70. w Kościele francuskim i zakonie dominikańskim prowadzenie tradycyjnego życia dominikańskiego będzie niemożliwe.

 

Zresztą wielu dominikanów mówiło mu, że w tej epoce nie jest to możliwe. Postanowił zatem założyć małą wspólnotę i zainicjował ją w 1979 roku w Chémeré-le-Roi, niewielkiej wsi na zachodzie Francji. Zaczęliśmy więc: ojciec Louis-Marie de Blignières — jedyny kapłan w naszej wspólnocie — i my, trzech czy czterech studentów w wieku 22–23 lat. Ja byłem pierwszym bratem studentem. Mając wsparcie kilku starszych dominikanów, którzy pomagali nam poznać tradycje zakonne, a poza tym korzystając z książek, próbowaliśmy prowadzić życie dominikańskie. Podjęliśmy obserwancje zakonne, liturgię dominikańską i studium wierne nauczaniu św. Tomasza z Akwinu. Dominikanów wśród nas nie było, ale przychodzili głosić nam nauki i prowadzić sesje wykładowe oraz opowiadać nam o praktykach zakonnych. Nauczyli nas zatem pewnych zwyczajów.

 

Jakimi sposobami realizujecie charyzmat dominikański?

 

Charyzmat dominikański to kontemplowanie i przekazywanie innym owoców naszej kontemplacji (Contemplata aliis tradere). Realizujemy go w sposób dość prosty, i sądzę, że piękny, bo nasz klasztor, leżący w departamencie Mayenne, czyli w spokojnym regionie, sprzyja kontemplacji. Mamy ciszę, czas na studium, na celebrację Bożego oficjum — liturgii; nasz klasztor jest zatem naprawdę domem kontemplacji. Pozwala nam to studiować, a później przygotowywać się do naszych dzieł apostolskich, konferencji, kazań… Potem zaś go opuszczać, by głosić rekolekcje, nauki, konferencje na obozach czy pielgrzymkach. Trochę konferencji głosimy w Chémeré — dla grup, które do nas przyjeżdżają. Nie mamy u siebie miejsca, by gościć duże grupy, natomiast jeździmy do okolicznych miast. Chémeré-le-Roi ma dobre położenie na zachodzie Francji i można z niego łatwo dotrzeć do Paryża, Tours, Nantes czy Angers.

 

Głosicie w parafiach tradycyjnych?

 

Istotnie, przede wszystkim w parafiach tradycyjnych — tam, dokąd zapraszają nas ludzie. Zdarza się, że głosimy w parafiach bardziej nowoczesnych, jeśli zaprosi nas proboszcz, lecz przede wszystkim u kapłanów tradycyjnych.

 

Jak wygląda dzień w waszym klasztorze?

 

Bracia wstają o szóstej. Laudesy odmawiane są w kaplicy. Następnie mamy pół godziny wspólnych modlitw. Później ojcowie celebrują swoje msze czytane, a służą im bracia. Około 8.15 modlitwa dziękczynienia i śniadanie. Następnie bracia studiują, słuchając wykładów aż do południa. Msza dla wiernych odprawiana jest o 11.45. W niedziele i główne święta celebrujemy Mszę śpiewaną o 10:30. O 12:30 jest seksta, później obiad, zmywanie i rekreacja (spacer lub zajęcia sportowe). Około 15:00 wracamy do swoich zajęć, obowiązków zakonnych, studium czy dzieł apostolskich. O 17:45 śpiewamy nieszpory, a następnie mamy pół godziny modlitw. Od 18:30 do 19:30 jest czas na lekturę duchową, modlitwę osobistą lub studium. Kolacja o 19:30. Po niej zmywanie, rekreacja i o 20:30 kompleta. Później zaczyna się wielka cisza nocna. Posiłki spożywamy w milczeniu, słuchając książki czytanej przez lektora. Ojcowie opuszczają klasztor dość często, by podejmować dzieła apostolskie.

 

Jak wygląda wasza formacja? Sądzę, że jako instytut tradycyjny macie wystarczającą liczbę powołań.

 

Tak, mamy powołania. Lecz chcielibyśmy mieć ich więcej: „Żniwo wprawdzie wielkie, ale robotników mało…”, mówi Jezus. Teraz mamy 17 braci, w tym 12 kapłanów, jest też dwóch braci studentów i jeden postulant. Formacja braci odbywa się w Chémeré-le-Roi. Składa się na nią postulat, nowicjat, następnie 2–3 lata filozofii i cztery lata teologii. Studia odbywają się w Chémeré-le-Roi i obejmują wykłady braci kapłanów — profesorów. Są też sesje prowadzone przez kapłanów pochodzących z zewnątrz. Oprócz tego w przypadku filozofii mamy wsparcie wydziału filozoficznego w Paryżu, z którym mamy umowę. Jest to wydział tomistyczny, arystotelesowski. Bracia uczestniczą tam w wykładach i zdają egzaminy. Jeśli chodzi o teologię, uczestniczą również w kilku wykładach w benedyktyńskim opactwie w Solesmes, położonym niedaleko naszego klasztoru.

 

Słyszałam, że zamierzacie otworzyć nowy dom…

 

Myślimy o założeniu drugiego klasztoru, ale jeszcze nie od razu. Na razie nie mamy wystarczających środków i sił, by natychmiast ufundować nowy dom. Ale spodziewamy się to zrobić w ciągu kilku lat.

 

We Francji?

 

To zależy. Wciąż chcielibyśmy założyć dom w dużym mieście, więc w pierwszej kolejności mógłby to być na przykład Paryż, ale mogłoby to się stać także za granicą. Jest to możliwe.

 

Czemu zatem nie w Polsce?

 

Polska będzie dobrym miejscem, ale wcześniej trzeba mieć powołania z Polski, a obecnie nie mamy jeszcze polskiego brata. Jest jeden, którego dziadek był Polakiem, ale to nie wystarczy; zresztą on nie mówi po polsku.

 

Czy istnieje możliwość otwarcia przez was klasztoru mniszek?

 

To również byłoby możliwe, ale ojciec Louis-Marie de Blignières postawił warunek, że do dokonania fundacji konieczne są trzy młode kobiety zdecydowane prowadzić życie dominikańskie i mające silną motywację. A w tej chwili nie mamy ich jeszcze.

 

Zgodnie z motu proprio Summorum Pontificum zachowujecie liturgię w stanie na rok 1962, po reformach Piusa XII?

 

Tak. Przyjęliśmy za nasz kompas postępowanie zgodnie z zaleceniami Komisji Ecclesia Dei i motu proprio Summorum Pontificum, czyli zachowywanie liturgii w stanie istniejącym w 1962 roku, jak tego wymaga Rzym. Poza kilkoma szczegółami, które trzeba będzie dostosować, zachowujemy całą tę liturgię.

 

Czy macie własne zwyczaje liturgiczne? Mam na myśli różne tradycyjne, drobne zwyczaje nie zapisane w księgach liturgicznych.

 

Na początku staraliśmy się dość dokładnie poznać te tradycje. Postępowaliśmy według ksiąg, o ile było to możliwe, a oprócz tego kilku starszych ojców przekazało nam wskazówki na temat zwyczajów. Jednak czasami jest to trudne, bo pamięć starszych ojców nie zawsze jest bardzo dokładna. Poza tym w różnych prowincjach czy miejscach obowiązywały różne zwyczaje. Dostrzegliśmy, że w tym, co przyjęliśmy na początku, było trochę błędów, więc poprawiliśmy pewne szczegóły i liczymy, że uda się tę pracę dokończyć, tak by zachowywać — na ile to możliwe — stare tradycje dominikańskie. Nie jest to doskonałe, sądzę jednak, że w historii zawsze istniały jakieś drobne różnice liturgiczne, nie było ścisłego ujednolicenia.

 

Czy zachowujecie wszystkie obserwancje zakonne, czy tylko starą liturgię? Widzę na przykład, że nie nosicie tonsur.

 

Tak, to prawda. Nie podjęliśmy ściśle i w całości wszystkich istniejących dawniej zwyczajów. Na przykład od tonsury prowincja francuska odeszła jeszcze przed soborem, w latach 50-tych. Nie wiem dokładnie, kiedy z niej podjęto decyzję o rezygnacji z niej, ale było to gdzieś w czasie II wojny światowej. Gdy nasze zgromadzenie się tworzyło, jego założyciel, ojciec de Blignières, chcąc być realistycznym i konkretnym, powiedział sobie, że nie da się podjąć w całości wszystkich dawnych zwyczajów, bo zmieniły się okoliczności; zresztą nasza grupa była niewielka i trudno by było na przykład wstawać o północy na matutinum czy zachowywać wszystkie oficja liturgiczne oraz wielki post od 14 września do Wielkanocy… Jest wiele zwyczajów, których przestrzeganie było możliwe dawniej, w klasztorze liczącym 30, 40 czy 50 zakonników.

 

Należy również uwzględnić kontekst społeczeństwa świeckiego, a także całego Kościoła. Na przykład trzeba wiedzieć, że we Francji aż do wojny 1940 roku przez cały Wielki Post oprócz niedziel istniał obowiązkowy dla wszystkich wiernych post. Gdy wszyscy tak poszczą, łatwo jest również pościć od 14 września do Wielkanocy. Zachowywanie wszystkich tradycji przekraczałoby nasze możliwości fizyczne i psychiczne, a także możliwości obecnych ludzi. Korona jest pięknym symbolem, lecz zwłaszcza w latach 70-tych, gdy zakładana była nasza wspólnota, w warunkach silnej dechrystianizacji, kiedy niektórzy ludzie nie byli przyzwyczajeni nawet do widoku zakonników w habicie, bez wątpienia trudno by było im wytłumaczyć symbolikę korony Chrystusa; i tak dalej. Sądzimy, że nie należy ukrywać swej prawdziwej tożsamości, i zawsze mamy na sobie habity. Uważamy jednak, że nie należy bez potrzeby nadmiernie szokować ludzi.

 

Jak postrzegacie możliwości związania się z dominikanami? Jakie są argumenty za i przeciw?

 

Jeśli chodzi o dominikanów — wielki Zakon Kaznodziejski — mamy dość dobre kontakty indywidualne z niektórymi ojcami. Od 1979 do 1988 roku byliśmy tradycjonalistami nie uznawanymi przez Rzym, ani przez zakon dominikański, ma się rozumieć. W 1988 roku — w roku udzielenia przez abp. Lefebvre’a święceń biskupich, ogłoszenia motu proprio Ecclesia Dei i powołania Papieskiej Komisji Ecclesia Dei — pojawiła się możliwość uznania kapłanów czy grup tradycjonalistycznych, którzy nie chcieli uczestniczyć w rozłamie razem z abp. Lefebvre’em. Zostaliśmy wówczas uznani bezpośrednio przez Stolicę Apostolską (październik 1988). Dominikanie poczuli się trochę zranieni faktem, że Rzym uznał nas bezpośrednio, bez pytania ich o zdanie; sądzę jednak, że mogliby nie wyrazić pozytywnej opinii i naszej fundacji nie byłoby w ogóle. W istocie przeciwstawiali się oni naszemu istnieniu, przede wszystkim temu, że chcieliśmy przestrzegać tradycyjnej liturgii i obserwancji zakonnych. Stąd w końcu okazało się opatrznościowe, że Stolica Apostolska uznała nas natychmiast, na podstawie prawa papieskiego.

 

Przedłożyliśmy prośbę o włączenie nas do Rodziny Dominikańskiej i mieliśmy kilka spotkań z generałami zakonu: ojcem Damianem Byrne’em, ojcem Timothym Radcliffe’em, a także ojcem Brunem Cadoré (obecnym generałem — w czasach, gdy jeszcze nim nie był), czy prowincjałami, lecz nasza prośba nie spotkała się dotychczas z pozytywną odpowiedzią. Być może w zakonie istnieje jeszcze pewna powściągliwość w odniesieniu do tradycji dominikańskiej.

 

Jakie jest Ojca zdanie o przyszłości starych rytów podczas obecnego pontyfikatu? Przypadek franciszkanów Niepokalanej wzbudza niepokój.

 

Tak, możemy zastanawiać się, dlaczego tak się stało. Ktoś nam powiedział, że w tym zgromadzeniu istniała, powiedzmy, problematyczna sprawa: podział między kilkoma grupami. Franciszkanie Niepokalanej byli fundacją powstałą po soborze, która przyjęła nową liturgię. Niektórzy z nich przeszli później na starą i być może zbytnio naciskali na wszystkich, by podjęli starą liturgię; stąd opór. Co więcej, ktoś mi powiedział, że papież, będąc jeszcze w Argentynie, miał jakiś kontakt z franciszkanami Niepokalanej i nie był on bardzo przychylny. Stąd być może jest to kwestia raczej tego zgromadzenia niż decyzja dotycząca całej liturgii tradycyjnej. Niemniej jednak pozostaje miejsce na pewien niepokój, ponieważ także w wywiadzie udzielonym czasopismu „Revue Jesuite” papież stwierdził, iż trzeba zachować ostrożność wobec Vetus Ordo, gdyż może ono powodować problemy wskutek ideologizacji. I nie odnosił się bardzo przychylnie do chęci zachowywania starej liturgii. Myślę, że papieżowi jest faktycznie trudno te zagadnienia rozumieć, ponieważ dostrzeganie rzeczy przez pryzmat liturgii zupełnie nie leży w jego formacji: jest jezuitą, a mówi się: „Jesuita nec rubricat nec cantat” (jezuita nie śpiewa ani nie przestrzega rubryk).

 

Co więcej, istnieje kwestia Ameryki Łacińskiej, a także Hiszpanów, ich liturgia była bardzo specyficzna: śpiewali pieśni, odmawiali różaniec itd., podczas gdy kapłan sprawował liturgię na ołtarzu; wierni jednak prawie nie smakowali liturgii jako takiej. Liturgia zatem zmieniła się zupełnie, ale tutaj nic się nie zmieniło. W 1978 roku — czyli na 10 lat przed Ecclesia Dei — papież Benedykt XVI jeszcze jako kardynał Ratzinger powiedział coś bardzo słusznego: że jego zdaniem krajami, w których przywiązanie do liturgii tradycyjnej było najsilniejsze, są Francja i Niemcy — kraje, gdzie ruch liturgiczny w dobrym znaczeniu tego słowa przyczynił się do obfitego czerpania ze starej liturgii przez wiernych. Dzięki temu byli oni przywiązani do tej liturgii, którą rozumieli, z której czerpali, którą żyli. I stąd, kiedy naruszono całą tę liturgię, stawili temu opór. We Francji, w Niemczech istnieje dość silny sprzeciw przeciwko reformie — abp Lefebvre i tak dalej, ponieważ wierni nauczyli się dobrze śledzić mszę, uczestniczyć w modlitwach itp. Dlatego dość słuszny wydaje nam się pogląd, iż gdy uczyni się wysiłek, by zasmakować liturgii, by ją zgłębiać, to rozumie się piękno starego rytu i pragnie się go zachowywać.

 

Po co dzisiaj ryt dominikański?

 

Sądzę, że ryt dominikański jest bogactwem Kościoła, gdyż jest to ryt, który pochodzi z XIII wieku i nie został zniesiony przez reformę trydencką ani przez Piusa V, który pragnął, aby ryty liczące w XVI wieku ponad dwieście lat mogły istnieć nadal. Dzięki temu różne ryty: lioński, ambrozjański, mozarabski itd. pozostały. Myślę, że jest to bogactwo, bo tradycje te ułatwiają zrozumienie całości skarbów Kościoła i całkowite ich porzucenie byłoby stratą.

 

Myślę też, że jesteśmy przywiązani do tego rytu, bo kochamy tradycję dominikańską; co więcej, gdy nasze zgromadzenie było zakładane, chcieliśmy, by był on jednym z podstawowych filarów naszego życia. Sądzę, że trzeba się uczyć czerpania za wszystkich bogactw Kościoła, wszystkich ich rodzajów — także rytów wschodnich — i doceniania ich; i że dostrzeganie istnienia różnych tradycji i różnych rytów przyniosłoby wiernym wiele dobra. W Kościele łacińskim istniała być może zbyt silna skłonność do radykalnej uniformizacji; na nieszczęście po wprowadzeniu nowego rytu doprowadziła ona do starcia na proch wszystkiego poza nim. Ryty wschodnie — jest ich kilka — są innym bogactwem i sądzę, że podtrzymywanie tradycji łacińskiej z jej różnymi elementami składowymi jest piękne i dobre. Widzę zresztą, że ludzie uczestniczący we mszy w rycie dominikańskim często są bardzo zadowoleni, gdyż widzą trochę odmiennych rzeczy, i cenią to sobie. A to pozwala, jak sądzę, obficiej czerpać z liturgii, a także dostrzegać, jak jedna liturgia uwypukla pewne wartości, pewne aspekty, które inna być może gorzej pokazuje. Dzięki temu liturgia może błyszczeć ze wszystkich stron, jak piękna suknia zdobiona diamentami, z których każdy lśni inaczej. Jest to tunika Kościoła.

 

Dziękuję za rozmowę.


 

 

 

Rozmawiała Dominika Krupińska


 

O. Dominique-Marie de Saint Laumer (ur. 1957) – przełożony Bractwa Świętego Wincentego Ferariusza, święcenia kapłańskie otrzymał w roku 1988. Bractwo zostało założone w roku 1979 z inicjatywy o. Louisa-Marii de Blignières, w roku 1988 zostało uznane kanonicznie jako instytut życia konsekrowanego na prawie diecezjalnym. Choć bractwo nie należy do zakonu dominikańskie, kultywuje tradycyjną dominikańską duchowość i liturgię, prowadząc także studia tomistyczne.

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij