Przez ponad dwa lata Polska robiła znacznie więcej, niż było konieczne, aby wspomagać Ukrainę w wojnie. Dzisiaj widać, że wszystko to spaliło na panewce. Ponieśliśmy koszty naszego ponadnormatywnego zaangażowania, a skończyliśmy z narastającą wzajemną niechęcią i deklaracjami polowania na uciekających przed wojną Ukraińców – pisze Łukasz Warzecha na łamach nowego numeru tygodnika „Do Rzeczy” poświęconego kwestii Ukraińców w Polsce.
Red. Warzecha podkreśla po raz kolejny to, co mówił wiele razy i na co zwracali uwagę od początku realiści polityczni: Coraz jaśniejsze się staje, że Rosji nie da się „pokonać”, a jedynym dostępnym dla Ukrainy i Zachodu wariantem jest ograniczenie strat. I dodaje: Ukraina okazuje się słabsza od Rosji, a pomoc Zachodu, który i tak daje z siebie niemal wszystko, nie jest wystarczająca, żeby – jak to sobie niektórzy roili – „rzucić Rosję na kolana”.
Jak wskazuje autor, sankcje nie przynoszą pożądanego skutku, ukraińska armia traci siły, a Rosja powoli, ale miarowo posuwa się naprzód. Potwierdza to choćby najnowszy raport Ośrodka Studiów Wschodnich na temat sytuacji na froncie.
Wesprzyj nas już teraz!
Ponadto, jak zauważa Warzecha, błędem było niewykorzystanie przez stronę ukraińską szansy na negocjacje, które proponowała Rosja, a co zostało storpedowane przy znaczącym udziale Zachodu.
W tym samym czasie wychodzą od zachodnich rządów coraz bardziej niepokojące sygnały na temat zaangażowania militarnego. Jednocześnie Francja nie rezygnuje z pohukiwań o wysłaniu na Ukrainę żołnierzy krajów NATO (ale nie pod flagą sojuszu, co jest istotnym czynnikiem). W ubiegłym tygodniu wiele zamieszania narobiła informacja opublikowana przez jednego z analityków, jakoby Francja wysłała już na Ukrainę ok. 100 żołnierzy Legii Cudzoziemskiej (Legia to specyficzna formacja, która formalnie pozostaje poza strukturami NATO i jest złożona z najemników) – czytamy.
Informację o obecności Legii Cudzoziemskiej na Ukrainie zdementowały francuskie władze, ale, jak podkreśla autor, gdyby faktycznie żołnierze byli tam obecnie, to rząd w Paryżu i tak by się do tego nie przyznał.
Odpowiedzią ukraińskiego rządu na te problemy są próby prowadzenia coraz powszechniejszego poboru. Ostatnio Zełenski podpisał ustawę, wedle której wszyscy mężczyźni w wieku od 18 do 60 lat mają zaktualizować swoje dane osobowe, na podstawie których można skierować do nich pocztą powołanie do wojska. Niewypełnienie tej woli rządzących skutkuje zakazem korzystania z samochodu dla osób mieszkających na Ukrainie i zakazem korzystania z pomocy konsulatów dla tych, którzy przebywają zagranicą.
Jednocześnie żołnierze na froncie cierpią nie tylko fizycznie, ale i psychicznie. Ogromna część ukraińskich żołnierzy cierpi na PTSD, czyli zespół stresu pourazowego, podczas gdy opieka psychologiczna dla byłych czy wciąż walczących żołnierzy praktycznie nie istnieje. Jeśli ktoś odsyłany jest z frontu, to nierzadko w takim stanie psychicznym, że nie nadaje się do normalnego życia wśród ludzi. To główny powód, dla którego na Ukrainie lawinowo narasta zjawisko przemocy domowej. Wielokrotnie odbywały się także demonstracje przeciwko przeciąganiu obecności żołnierzy na froncie – czytamy.
Polityka rządu w Kijowie wywołuje coraz większe oburzenie wśród Ukraińców, o czym świadczą ich wypowiedzi, również dostępne w internecie. Problemu nie dostrzega jednak rząd w Warszawie, który zamiast refleksji na temat rzeczywistej sytuacji na froncie ustami Władysława Kosiniaka-Kamysza mówił krytycznie o tym, że Ukraińcy w wieku poborowym uciekają do Polski.
Błędem okazują się także optymistyczne głosy polskiego mainstreamu, że nasz kraj skorzysta na masowym napływie ukraińskich imigrantów. Mówiono nam, że Polska na ukraińskich uchodźcach skorzysta. Że zasilą polski rynek pracy tam, gdzie istnieją w nim braki, a polski budżet dzięki nim zwiększy swoje przychody. Okazuje się tymczasem, że Ukraińcy przede wszystkim niekoniecznie chcą pozostawać w Polsce. W tej chwili w naszym kraju jest ich niespełna milion, wiele osób wyjechało bowiem dalej na Zachód – pisze Warzecha.
Podobnie wygląda to w kwestii rzekomych ogromnych wpływów do budżetu państwa. W odpowiedzi na zadane przeze mnie pytanie Ministerstwo Finansów przesłało informację dotyczącą wpływów z PIT i VAT od obywateli Ukrainy w latach 2022 i 2023. W tym pierwszym roku było to odpowiednio 801,5 mln zł oraz 260,5 mln zł. W kolejnym roku – 997,5 mln zł oraz 492,5 mln zł. Szacowany wpływ VAT z tytułu konsumpcji w roku 2023 – przy założeniu, że Ukraińcy skonsumują cały swój dochód, co oczywiście jest mało prawdopodobne, oraz przy uśrednieniu efektywnej stawki podatku do 16,65 proc. – to 3,6 mld zł – wskazuje publicysta.
Błędy rządu w Warszawie powiększają wzajemną niechęć Polaków i Ukraińców, którą potwierdzają sondaże przeprowadzane wśród obu grup.
Bilans jest zatem dla nas absurdalny. Przez ponad dwa lata Polska robiła znacznie więcej, niż było konieczne, aby wspomagać Ukrainę w wojnie na tyle, na ile leżało to w naszym interesie. Przez wiele miesięcy pielęgnowana była narracja o wielkiej i dozgonnej przyjaźni między państwami i narodami. Na tej bazie jako dogmat obu stron politycznego sporu wykuto twierdzenie o poparciu Polski dla przystąpienia Ukrainy do NATO i UE. Tymczasem nie jest to bynajmniej kwestia oczywista. Niemcy w ukraińskim układzie odniesienia miały zostać trwale wyparte przez Warszawę. Dzisiaj widać, że wszystko to spaliło na panewce. Ponieśliśmy koszty naszego ponadnormatywnego zaangażowania, a skończyliśmy z narastającą wzajemną niechęcią i deklaracjami polowania na uciekających przed wojną Ukraińców – podsumowuje Łukasz Warzecha.
Źródło: dorzeczy.pl
FO