9 listopada 2016

„Washington Post”: „porażka” dziennikarzy. Wyborcze zaangażowanie mediów społecznościowych

(REUTERS/David Becker/Nancy Wiechec/Files/FORUM)

„Mówiąc wprost, media przegapiły tę historię. W końcu okazało się, że ogromna liczba amerykańskich wyborców chciała czegoś innego. I chociaż ci wyborcy krzyczeli wcześniej i wciąż krzyczą, to większość dziennikarzy po prostu nie chciała ich słuchać. Nie rozumiem tego” – taki komentarz zamieściła na łamach „Washington Post” Margaret Sullivan. Mimo potwierdzenia, iż media głównego nurtu zmanipulowały przekaz medialny, Sullivan broniła dziennikarzy, przypisując im „idealizm”.


Była główna redaktor „The New York Timesa” i stała komentator waszyngtońskiego dziennika zarzuca koleżankom i kolegom po fachu brak solidnego informowania społeczeństwa o szansach Donalda Trumpa na zwycięstwo w wyborach. „Ignorowali oni ogromne poparcie entuzjastycznie nastawionych do niego wyborców na wiecach. Nie mogli uwierzyć, że Ameryką mógłby rządzić ktoś, kto kpił z niepełnosprawnego człowieka, chwalił mężczyzn napastujących kobiety, głosił poglądy mizoginiczne, rasistowskie i antysemickie. To byłoby zbyt straszne. Zgodnie z jakimś magicznym myśleniem, to nie mogło się zdarzyć” – czytamy.

Wesprzyj nas już teraz!

Sullivan tłumaczy, że dziennikarze – środowisko ludzi wykształconych, mieszkających w wielkich miastach i w przeważającej mierze o liberalnych poglądach – bardziej niż kiedykolwiek wcześniej zignorowało opinie górników i bezrobotnych z wielkich czerwonych stanów (stany centralne).

Komentatorka podkreśliła też, że Trump, nazywając dziennikarzy „szumowinami i ludźmi skorumpowanymi”, zraził do siebie środowisko, które prezentowało sondaże – „mimo, że wszyscy wiedzą, że są one nieprzydatne”  – by tak naprawdę poprawić sobie humor.

Chociaż niektórzy przewidywali zwycięstwo Trumpa, środowisko dziennikarskie w ogóle nie dopuszczało do siebie takiej myśli. Jej zdaniem, to co się stało, to wielka porażka przede wszystkim dziennikarzy.

Komentatorka „Washington Post” zarzuca kolegom i koleżankom, że w pewnym stopniu pomogli Trumpowi w zwycięstwie, publikując jeszcze przed nominacją Trumpa informacje o skandalach dot. Clinton. Jak się wyraziła te „nieprzefiltrowane wcześniej ogromne ilości materiałów demaskacyjnych w miesiącach poprzedzających republikańską nominację pomogło dać szansę Trumpowi w wyborach”.

W końcu Sullivan stwierdza, że dziennikarze przywiązywali zbyt dużą wagę do dosłownych wypowiedzi kandydata, nie traktując go jednak poważnie. Tymczasem wyborcy postępowali odwrotnie. Przymykali oczy na dosłowność wypowiedzi Trumpa, natomiast uznali go za poważnego kandydata, który może wiele zmienić w państwie.

Komentator usprawiedliwia siebie i środowisko mediów głównego nurtu, mówiąc, że chociaż dziennikarze są czasami „cynikami”, bywają również „idealistami i naiwniakami.” „Chcieliśmy wierzyć w kraj, gdzie przyzwoitość i uprzejmość wciąż się liczą, gdzie ktoś tak grubiański, złośliwy i gwałtowny nigdy nie będzie mógł zostać wybrany, ponieważ Ameryka zasługuje na coś lepszego. Mogę winić dziennikarzy za wiele rzeczy, ale nie mogę winić za to” – czytamy w „Washington Post”.

W tych wyborach – jak zauważają inni komentatorzy – po raz kolejny okazało się, że wyborcy nie dowierzali ani sondażom, ani informacjom nadawanym w głównych stacjach telewizyjnych. O zwycięstwie Trumpa zdecydowały w dużej mierze media społecznościowe. Amerykanie odwrócili się od telewizji, by śledzić najnowsze wyniki na swoich laptopach, tabletach i smartfonach.

Social media były zaangażowane w te wybory bardziej niż kiedykolwiek wcześniej – przyznali analitycy. Kandydaci prowadzili agresywną kampanię w całym kraju do samego końca, kontaktując się z wyborcami za pośrednictwem Facebooka, Twittera, Snapchata i Instagramu. Nie było to na rękę rządzącej partii.

Jeszcze w poniedziałek podczas wiecu Hillary Clinton prezydent Barack Obama przestrzegał użytkowników sieci, by uważali na dezinformację. Zarzucił mediom społecznościowym rozprzestrzenianie „szalonych teorii spiskowych,” w które w końcu ludzie uwierzą.

Facebook, Twitter i Snapchat transmitowały przebieg wyborów na żywo. Twitter współpracował z BuzzFeedNews, podczas gdy Facebook z ABC News. Google było również obecne w tych wyborach poprzez serwis YouTube.

Twitter donosił o dużej frekwencji i przewidywał wygraną Trumpa. Tuż przed rozpoczęciem wyborów odnotowano rekordową, wynoszącą ponad 35 mln liczbę tweetów.

Źródło: washintonpost.com., bignewsnetwork.com., AS.

 

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie

Udostępnij przez

Cel na 2024 rok

Bez Państwa pomocy nie uratujemy Polski przed planami antykatolickiego rządu! Wesprzyj nas w tej walce!

mamy: 299 440 zł cel: 300 000 zł
100%
wybierz kwotę:
Wspieram