Amerykański przedstawiciel ds. handlu Michael Froman przybył do Polski, by zabiegać o wsparcie polskich przedsiębiorców i polityków w sprawie Transatlantyckiego Porozumienia o Wolnym Handlu (TTIP). Kolejna runda negocjacji rozpocznie się już w przyszłym miesiącu. Układ negocjowany od trzech lat przez Amerykanów z Komisją Europejską ma zostać sfinalizowany jeszcze w tym roku. Plany te jednak krzyżuje m.in. Berlin i październikowy wyrok ETS. Polityka Waszyngtonu jest też krytykowana przez rodzimych ekspertów, zarzucających administracji wykorzystywanie przewagi technologicznej do podporządkowania innych państw.
W niedzielę Froman spotkał się z młodymi przedsiębiorcami startupów, by przekonywać ich o rzekomych korzyściach, które mogłoby przynieść transatlantyckie porozumienie o wolnym handlu.
Wesprzyj nas już teraz!
Froman przyznał, że istnieje wśród Europejczyków opór wobec planowanej umowy, mającej wyeliminować taryfy oraz stworzyć wspólne standardy regulacyjne pomiędzy dwoma największymi gospodarkami świata. Przeciwnicy porozumienia obawiają się obniżenia standardów bezpieczeństwa dotyczących żywności i podważenia lokalnych przepisów, dając zagranicznym sądom arbitrażowym – zdominowanym przez prawników korporacji – uprawnienie do rozstrzygania wszelkich sporów między firmami.
W Warszawie Froman spotkał się m.in. z programistami i szefami nowo powstałych firm. Amerykański przedstawiciel ds. handlu przekonywał, że umowa przyniesie korzyści małym i średnim przedsiębiorstwom dzięki harmonizacji odpowiednich norm regulacyjnych i ochrony własności intelektualnej. – To małe i średnie przedsiębiorstwa napędzają gospodarkę. I jeśli możemy ułatwić im życie, to jest to dobre dla naszych gospodarek – mówił Froman. Froman spotkał się z przedsiębiorcami w kampusie Google w Warszawie. Rozmawiał z przedstawicielami pięciu spółek o umowie TTIP.
Porozumieniu zdecydowanie sprzeciwiają się Niemcy. W październiku ub. roku w Berlinie protestowało ponad 150 tys. osób. W miniony piątek w Davos Froman uspokajał uczestników Światowego Forum Ekonomicznego, że żadna ze stron nie zamierza obniżać dotychczasowych standardów ani usuwać zabezpieczeń prawnych, czy norm bezpieczeństwa i wymagań środowiskowych, by ułatwić handel.
TTIP jest porozumieniem handlowym negocjowanym obecnie między Komisją Europejską, a rządem USA. Celem umowy jest nie tyle obniżenie stawek celnych, co znaczne ograniczenie regulacji i wyeliminowanie barier np. obniżenie standardów, zniesienie uprzywilejowanej pozycji rodzimych przedsiębiorstw w UE, ograniczenie biurokracji itp. w celu zwiększenia wymiany handlowej między USA a Europą.
Umowa sankcjonuje monopol dużych korporacji, oparty na tzw. prawach własności intelektualnej i przyznaje nadzwyczajne uprawnienia zagranicznym sądom arbitrażowym, ograniczając prawa państw w sporach z korporacjami.
Rozdział dotyczący ochrony inwestycji zawiera przepisy o mechanizmach rozstrzygania sporów między inwestorem i państwem (ISDS), który ma dawać zagranicznym inwestorom prawo do skarżenia państw, gdyby uznali oni, że demokratyczne decyzje – podjęte przez instytucje publiczne w interesie publicznym – mogą mieć negatywny wpływ na ich spodziewane zyski.
Trybunały te funkcjonowałyby poza publicznymi systemami sądowniczymi, podważając tym samym krajowe i unijne systemy prawne. Dodatkowo – jak przewiduje umowa – nowy organ tj. Rada Współpracy Regulacyjnej złożona z niewybieralnych urzędników i przedstawicieli kół biznesowych, mogłaby wprowadzać zmiany do umowy z pominięciem interesu publicznego.
Ostatnio na drodze do porozumienia stanął wyrok Europejskiego Trybunału Sprawiedliwości, który podważył amerykański system przesyłania danych z Europy do analizy w USA. Trybunał pośrednio uderzył w praktykę stosowana od wielu lat przez Waszyngton, polegającą na wywieraniu presji i szpiegowaniu przedsiębiorców na całym świecie.
W następstwie ataków na World Trade Center, USA zaczęły wykorzystywać swoją siłę gospodarczą jako instrument bezpieczeństwa narodowego. Amerykanie –pomimo propagowania swobodnego przepływu kapitału – systematycznie stosują sankcje, zobowiązując banki zagraniczne oraz podmioty finansowe do izolowania firm, ludzi i państw z globalnego systemu finansowego.
Na ten proceder zwracają uwagę w najnowszym artykule na łamach „Foreign Affairs” dwaj wykładowcy George Washington Uniwersity, eksperci w dziedzinie politycznych i ekonomicznych stosunków międzynarodowych: prof. Henry Farrell i prof. Abraham Newman. Piszą oni wprost, że „pomimo oficjalnie promowanego otwartego i bezpiecznego internetu, prywatnie [Waszyngton] podważył szyfrowanie komunikacji online i ukradkiem utworzył ogromny międzynarodowy system nadzoru we współpracy z bliskimi sojusznikami, w tym z Wielką Brytanią. Stany Zjednoczone wykorzystały światowe powiązania gospodarcze do szpiegowania i wpływania na cudzoziemców”.
Analitycy wyraźnie stwierdzają, że „poprzez przekształcenie firm technologicznych w narzędzia krajowego wywiadu, Waszyngton zaszkodził swojej reputacji”.
Amerykanie wykorzystują tę broń do „kształtowania decyzji obcych rządów i firm, które zależą od dostępu do waluty amerykańskiej, sektora informacyjnego i rynków.” Dalej czytamy w artykule pt. The Transatlantic Data War.”, że „zamiast rozprzestrzeniać amerykańskie normy i pośrednie preferencje poprzez mechanizmy rynkowe, Stany Zjednoczone bezpośrednio wykorzystały potęgę swoich rynków i sieci informatycznych w celu osiągnięcia własnych interesów bezpieczeństwa i polityki zagranicznej”.
Wielokrotnie wykorzystywano blokady, ograniczenia eksportowe, a także sankcje, by manipulować krajami zależnymi od handlu towarami. Teraz Stany Zjednoczone chcą – w przekonaniu analityków – zapewnić sobie monopol do manipulowania przepływami finansowymi i informacyjnymi, jak również zagranicznymi instytucjami finansowymi w znacznym stopniu uzależnionymi od transakcji dolarowych.
Ich zdaniem Juan Zarate, sekretarz skarbu USA za George’a W. Busha jest twórcą tego nowego systemu uzależnienia zagranicznych instytucji finansowych od Waszyngtonu. Zgodnie z art. 311 ustawy, przyjętej po ataku na Wortd Trade Center – Patriot Act, Departament Skarbu USA ma możliwość klasyfikowania zagranicznych instytucji finansowych jako „podejrzanych o możliwość prania brudnych pieniędzy.” Klasyfikacja ta może mieć wpływ na zdolność danego banku do operowania w Stanach Zjednoczonych i pozwala Waszyngtonowi wywierać presję na inne instytucje finansowe pośrednio związane z tym bankiem.
USA pod pretekstem walki z terroryzmem, zmusiły belgijski podmiot finansowy, dysponujący danymi dotyczącymi elektronicznych transferów funduszy na całym świecie, do systematycznego łamania prawa prywatności UE. Podobne działania Waszyngton podjął względem szwajcarskich banków.
Analitycy piszą z oburzeniem, że „zbyt często decydenci w Waszyngtonie błędnie zakładają, iż wąskie interesy Stanów Zjednoczonych i przedsiębiorstw amerykańskich powinny automatycznie iść w parze z celami globalnymi wyznaczonymi przez Amerykę.”
Analitycy ubolewają, że „poprzez przekształcenie amerykańskich firm technologicznych w narzędzia krajowego wywiadu, Waszyngton poważnie uszkodził reputację swoich korporacji i naraził je na dotkliwe sankcje zagraniczne.” Tymczasem zyski tych korporacji stanowią znaczną część amerykańskiego PKB i są uzależnione od swobodnego przepływu informacji przez granice.
Źródło: businessinsider.com., foreignaffairs.com.,
Agnieszka Stelmach