Watykańska Komisja ds. Diakonatu Kobiet zaprezentowała syntezę ze swojej pracy. Muszę przyznać, że dawno nie czytałem tak dziwacznego dokumentu.
Kwestia dopuszczenia kobiet do diakonatu jest dyskutowana od bardzo dawna. Tak naprawdę rozpoczął ją św. Paweł VI. Papież Montini powołał do życia diakonat stały – otwarty dla żonatych mężczyzn. Nagle okazało się, że chociaż żonaty mężczyzna nie może być księdzem (prezbiterem) ani biskupem, to diakonem już tak. W ten sposób diakonat przestał być tylko elementem przygotowania do sakramentu kapłaństwa – stał się dla niektórych mężczyzn celem samym w sobie.
Było to możliwe dzięki dość specyficznemu ujęciu diakonatu. Po reformach Pawła VI – które dotyczyły też zniesienia tzw. święceń niższych, jak ostriariat czy egzorcystat – diakonat jest z jednej strony elementem trójstopniowej struktury sakramentu święceń. Diakonat – prezbiterat – episkopat, wszystko jest ze sobą powiązane. Z drugiej strony… jest elementem jakby osobnym. Żonaty mężczyzna zostaje diakonem, ale nie ma prawa zostać prezbiterem ani biskupem. Ta osobność diakonatu polega na tym, że – jak mówi się w Kościele – diakon jest wyświęcany nie do kapłaństwa, ale do posługi.
Wesprzyj nas już teraz!
Jest zatem diakonat w strukturze sakramentu święceń – ale zarazem jest własną kategorią.
Nic dziwnego, że w tej sytuacji zaczęto stawiać pytanie: a co w takim razie z kobietami? Kobieta nie może zostać prezbiterem ani biskupem, ale dlaczego nie miałaby być diakonisą – skoro diakonat otrzymuje się nie do kapłaństwa, ale do posługi i mogą go otrzymać również żonaci mężczyźni, czyli osoby wykluczone z prezbiteratu i episkopatu?
Argumentuje się przeciwko temu zwykle następująco: żonaty mężczyzna może zostać diakonem, bo co do zasady posiada odpowiednią dyspozycję biologiczną do kapłaństwa.
Owszem, jest żonaty – i w efekcie dyscyplina kościelna wyklucza go z kapłaństwa. Jednak dyscyplina w tym zakresie mogłaby się zmienić, bo każdy mężczyzna, z racji na bycie mężczyzną, może być kapłanem. W przypadku kobiety jest inaczej: kobieta nie ma dyspozycji do bycia kapłanką, dlatego nie może zostawać również diakonisą.
Przeciwko temu argumentowano jednak w dość oczywisty sposób: skoro diakon jest wyświęcany nie do kapłaństwa, ale do posługi, to nie ma powodu, by brak dyspozycji kobiety do kapłaństwa wykluczał ją od diakonatu.
Na ten argument można odpowiedzieć, wskazując na włączenie diakonatu do struktury sakramentu święceń – nawet jeżeli diakonat jest niejako osobny, to przecież niecałkowicie, zatem istnieje powiązanie pomiędzy diakonatem i kapłaństwem i stąd kobiety przyjąć go nie mogą.
Czy któraś z linii argumentacyjnych jest bardziej zasadna, pozostawiam otwarte. Jest faktem, że wokół diakonatu panuje poważne zamieszanie pojęciowe i ma to swoje odzwierciedlenie w debacie teologicznej.
Na to nakłada się jeszcze dyskusja o kapłaństwie kobiet – czyli ich wyświęcaniu już nie do diakonatu, ale również do kapłaństwa sensu stricto.
Przeciwnicy takiego kroku mówią, że to niemożliwe, a na poparcie tej tezy przytaczają zwykle trzy zasadnicze argumenty.
1. Chrystus Pan wybrał na kapłanów wyłącznie mężczyzn, choć gdyby chciał, mógł wybrać także kobiety. Skoro On tak postąpił, my musimy robić tak samo.
2. Chrystus Pan jest Najwyższym Kapłanem – i jest mężczyzną. Skoro kapłan działa jako alter Christus, drugi Chrystus, reprezentując Zbawiciela podczas Ofiary Mszy świętej, musi zachodzić analogia na poziomie płci – kobieta nie może być kapłanką, bo nie może reprezentować Chrystusa, jako że jest odrębnej płci.
3. W historii Kościoła nigdy nie wyświęcano kobiet – ani na Zachodzie, ani na Wschodzie. Rzecz byłaby zatem niezgodna z Tradycją.
Przeciwko temu znajduje się następujące kontrargumenty:
1. Z faktu, że Chrystus czegoś nie zrobił, nie można wyciągać wniosku, że nie można tego zrobić. Zbawiciel nie zakazał wyświęcania kobiet, więc kwestia pozostaje otwarta do decyzji Kościoła.
2. Powiązanie kapłaństwa z płcią jest biologicyzmem, który nie ma żadnego uzasadnienia merytorycznego. Podstawą tożsamości chrześcijańskiej nie jest płeć, ale wiara w Chrystusa jako Pana i Zbawiciela. Stąd każdy chrześcijanin może reprezentować Chrystusa – płeć nie gra roli.
3. W historii Kościoła nie podnoszono kwestii święceń dla kobiet, bo kobiety traktowano na ogół dość przedmiotowo. Dziś zmieniła się mentalność i podejście do kobiet oraz ich roli społecznej, więc nie ma powodu, by wiązać się dłużej dawną praktyką.
Ponownie, nie chcę tu rozstrzygać kwestii, choć przyznam, że mam określony pogląd. Przekonuje mnie argument nr 3 z arsenału krytyków kapłaństwa kobiet. Postulaty wprowadzenia takiego kapłaństwa pojawiły się dopiero na fali rewolucji feministycznej. Są z gruntu obce całej Tradycji Kościoła. Nagłe uleganie tej fali wydaje mi się jawnym absurdem. Każdy w Kościele ma swoje zadania, a podział na płeć – tu nawiązuję do argumentu nr 2, który jest dla mnie mniej przekonujący, ale jednak ma swoją istotność – podział na płeć jest ważny. Płeć nie jest tylko dodatkiem do człowieczeństwa – Bóg stworzył człowieka jako mężczyznę i kobietę, ten fakt naprawdę określa naszą osobowość. Dobrze, żeby ten „rozdział” zachować również w Kościele, nie mieszając wszystkiego ze wszystkim. Argument nr 1 z „woli Chrystusa” wydaje mi się słaby. W naukach historycznych funkcjonuje coś takiego, jak „argumentum ex silentio” – argument z milczenia. To ma swoją wartość, ale jest raczej pomocniczy niż rozstrzygający. Dlatego obstaję przy kluczowej roli argumentu nr 3 – roli Tradycji.
Czytelnik wybaczy mi ten przydługi wstęp, ale był on konieczny, żeby pokazać złożoność naszej kwestii. Dodam, że argumentów w debacie pada oczywiście o wiele więcej, ja wymieniłem tylko te główne.
Sprawa jest dyskutowana na poważnie od lat 70., a papież Franciszek otworzył ją bardzo szeroko, powołując pierwszą komisję, która miała ją przebadać. Ta pierwsza komisja doszła do wniosku, że w sprawie diakonatu na podstawie czystej analizy historycznej nie da się stwierdzić, by kiedykolwiek istniał sakramentalny diakonat żeński – i decyzję musi podjąć papież. Podobna była ocena papieża Benedykta XVI, który już na „emeryturze” napisał list do Międzynarodowej Komisji Teologicznej. Stwierdził w nim, że sprawy diakonatu kobiet nie da się rozstrzygnąć na podstawie danych historycznych i konieczna jest autorytatywna decyzja Urzędu Nauczycielskiego Kościoła.
Papież Franciszek powołał później kolejną, drugą komisję – i syntezę z jej prac otrzymaliśmy właśnie teraz.
Dokument jest jednak całkowicie bezprzedmiotowy. Nie mówi po prostu nic – poza tym, że komisja nie potrafiła dojść do jakiejkolwiek konkluzji. Brzmi to jak żart, ale takie są fakty. W swojej syntezie komisja nie odniosła się merytorycznie dosłownie do żadnego argumentu „za” lub „przeciw”.
Przytacza niektóre z argumentów wysuwanych w sprawie. Mówi o głosowaniach członków komisji, które wypadały różnie – „za” albo „przeciw”. Stwierdza, że sprawa jest dzieląca i są różne poglądy. Wreszcie konkluduje, że trzeba być „ostrożnym”, a decyzje musi podjąć… papież.
Żeby tego wszystkiego się „dowiedzieć” nie trzeba było oczywiście żadnej komisji. Można zatem uznać, że była niepotrzebna – i spokojnie odłożyć jej „syntezę” na najtrudniej dostępną półkę, bo nikt nie będzie musiał nigdy do tego dokumentu sięgać. No, może z jednym wyjątkiem. Przewodniczący Komisji kard. Giuseppe Petrocchi wskazał, że żeby zrozumieć zagadnienie diakonatu kobiet, trzeba najpierw zrozumieć zagadnienie diakonatu – i wezwał do pogłębienia studiów i refleksji nad tą instytucją. Bardzo dobrze – bo problem diakonatu kobiet w dużej mierze wynika z tego, że zapanował ogromny chaos wokół samego diakonatu, o czym pisałem na początku.
Co to wszystko oznacza dla samego przedmiotu sporu, czyli diakonatu kobiet?
Otóż Stolica Apostolska ogłosiła niedawno, że wypowie się na ten temat sam kardynał Victor Manuel Fernández. Dykasteria Nauki Wiary ma przygotowywać własny dokument, w którym odniesie się do sprawy. Znając przebojowość kardynała Fernándeza nie wątpię, że będą to jakieś konkretne decyzje – ten hierarcha nie boi się zabierać jasnego stanowiska… nawet, jeżeli nie ma za nim żadnych argumentów. Obawiam się, że tak samo będzie w tym wypadku: niezależnie od tego, co postanowią Fernández z Leonem XIV, bo o nim oczywiście nie można tu zapominać, nie będzie to zbyt dobrze uzasadnione…
Podejrzewam – zaznaczam jednak, że to tylko moje podejrzenie – że werdykt będzie negatywny, to znaczy, że nie pojawi się zgoda na sakramentalny diakonat kobiet. Ta sprawa jest rzeczywiście niezwykle dzieląca: gdyby wprowadzić sakramentalny diakonat kobiet, mogłyby się pojawić w Kościele wielkie podziały – nawet przy założeniu, że jest to dogmatycznie uzasadnione, co jest założeniem nader wątpliwym.
Biorę jednak pod uwagę możliwość ogłoszenia przez kardynała Fernándeza… nowego diakonatu. Purpurat mógłby powołać do istnienia instytucję „posługi diakonatu”, która byłaby odrębna od diakonatu sakramentalnego jako elementu trójstopniowej struktury święceń. Taka „posługa diakonatu” byłaby otwarta zarówno dla kobiet, jak i dla mężczyzn. Oznaczałoby to kres „diakonatu stałego” jako rozwiązania wyłącznie dla żonatych mężczyzn.
To rozwiązanie byłoby prawdopodobnie dość satysfakcjonujące dla wielu umiarkowanych środowisk popierających diakonat kobiet, choć oczywiście rozczarowałoby progresistów – ci chcą zobaczyć kobietę w szatach kapłańskich.
Podobna „centrowa” postawa pasowałaby zarówno do modus operandi Fernándeza jak i do linii Leona XIV. Podjąć decyzję, bo Fernández to lubi – ale taką decyzję, która stworzą wrażenie łączenia wszystkich wrażliwości.
Co ciekawe, Fernández może liczyć, że wprowadzając „posługę diakonatu” nie wywoła wcale podziałów w Kościele. Sam byłem świadkiem w listopadzie 2024 roku, jak najważniejszy kardynał Afryki, Fridolin Ambongo z Konga, powiedział podczas konferencji prasowej w Watykanie, że na Czarnym Lądzie wprowadzenie niesakramentalnego diakonatu dla kobiet zostałoby zaakceptowane.
Byłoby to zresztą w pełni zgodne z duchem „synodalnym”, który nakierowany jest na „zeświecczanie” Kościoła – mniej kleru, więcej świeckich. Dlaczego więc Kościół synodalny miałby mówić „nie” niesakramentalnym diakonisom?
Spodziewam się zatem właśnie takiego rozwiązania, ale oczywiście może być też inaczej – dzisiejszy Watykan bywa naprawdę nieprzewidywalny… Fernández może ogłosić, że diakonat kobiet pozostawia się do dalszej dyskusji – a póki co zachęca się do tego, by dawać kobietom więcej władzy w Kościele i dopuszczać je do wszystkich posług, do których już dziś można je dopuścić na gruncie prawa kanonicznego.
Pozostaje oczywiście trzecia opcja, czyli sakramentalny diakonat kobiet. Teoretycznie wszystko jest możliwe, ale w tym wypadku – mało prawdopodobne; oznaczałoby to przecież otwarcie drogi do kapłaństwa kobiet.
Watykan zapowiadał, że rozstrzygnięcia zapadną „w najbliższych miesiącach”. Czekamy zatem, bo stawka jest naprawdę wysoka – chodzi przecież o tożsamość kapłańską.
Paweł Chmielewski