„Liturgia rzymska współtworzyła cywilizację, jest – można tak powiedzieć – jej pewną formą przetrwalnikową. Jest ziarenkiem cywilizacji – ksiądz celebrujący Mszę i rozumiejąc jej sens może, jeśli ma swobodę działania, odbudowywać życie religijne tam gdzie posługuje”- mówi ks. Grzegorz Śniadoch IDP w rozmowie z PCh24.pl.
Wesprzyj nas już teraz!
Dlaczego odprawia Ksiądz Mszę trydencką?
Najpierw urzekło mnie jej piękno i precyzja teologiczna. Kto chociaż raz był na Mszy Trydenckiej łatwo zauważy, że cechuje ją niezwykła staranność wykonania liturgii przez kapłana jak i usługujących. Widać pozytywną wartość gestu, znaku, muzyki sakralnej, znaczenie paramentów, słowem: przez piękno liturgii można dojść do wspaniałości Boga. Kiedy miałem 18 lat pierwszy raz przeczytałem Ordo Missae, czyli cały tekst Mszy świętej w starym rzymskim rycie, to od razu zachwyciłem się jego doskonałością, głębią teologiczną i odniesieniami do Pisma świętego. Mimo iż jej wtedy jeszcze nie widziałem starej Mszy „na żywo”, to już samo bogactwo modlitw mnie urzekło. Ze smutkiem jednak zobaczyłem jak ubogi jest nowy porządek Mszy, w której przecież wtedy uczestniczyłem niemalże każdego dnia.
Co stara Msza daje księdzu od strony duchowości?
Msza to źródło i sedno mojego kapłaństwa, które skupia się na Ofiarze Chrystusa z której narodził się Kościół. Codzienne jej sprawowanie konstytuuje i wyraża główne rysy posługi kapłańskiej, rozumianej jako stawanie się żywą żertwą dla tych, którym się posługuję. Mogę z całą pewnością stwierdzić, że ryt Mszy kształtuje sprawującego ją. To jak się celebruje określa jakim się jest kapłanem. Codzienne stawane przed ołtarzem, życie liturgią. jej rytami i tekstami kształtuje duszę i serce. Oczywiście, każdą liturgię można sprawować bezrefleksyjnie i mechanicznie i należy tego unikać, jednak rozważając teksty liturgii i czytań, żyjąc nią – nie ma siły, by nie wywierała ona wpływu na psychikę, duszę kapłana i sposób jego myślenia. Co tu dużo mówić? Msza trydencka akcentuje aspekt ofiarny i uczy tej ofiarności w życiu czyli poświęcenia się dla innych.
Często pojawiają się zarzuty pod adresem rubryk – szczegółowych przepisów regulujących sposób odprawiania i zachowanie celebransa.
To nie Msza jest dla rubryk ale rubryki dla Mszy. Dawniej wielu księży o tym zapominało, stąd we wspomnieniach pojawia się często jej skrzywiony obraz. Mi osobiście rubryki pomagają się modlić, nie muszę kreować rzeczywistości, jestem jej sługą. By służyć, potrzebuję precyzji i to zawsze było cechą liturgii rzymskiej. Rzymskie ryty i ceremonie od zawsze miały dokładne opisy jak należy je celebrować, to było właśnie „rzymskim duchem” w odróżnieniu od „bizantyjskiego”, który cechuje liturgie wschodnie. Przez swój codzienny wysiłek staram się to sprawować jak najpiękniej i jak najstaranniej, a rubryki nie są w tym przeszkodą a pomocą. Wielu księży z którymi rozmawiam narzeka, że w nowej Mszy zostawia się celebransowi tak dużo wolności, że już trudno powiedzieć, jak powinno się ją celebrować poprawnie – a tak by właśnie chcieli. Zazdroszczą, że stara Msza ma „Ritus servandus” – czyli opis, jak należy sprawować Służbę Bożą.
Z jakimi nieporozumieniami spotyka się Ksiądz najczęściej w przypadku Mszy „trydenckiej”?
Najczęściej powtarzany zarzut dotyczy tego, że ludzie niczego nie rozumieją. Mieszane jest tu jednak literalne rozumienie słów ze zrozumieniem obrzędów i samej Tajemnicy. Nie chodzi tu tylko o literalne rozumienie słów gdyż tajemnica i misterium daleko wykracza poza język liturgii. Zarzut ten wynika z zupełnie oświeceniowego myślenia, a takie podejście jest nieadekwatne wobec liturgii. Dobrze jest rozumieć język liturgii, temu służą różne książeczki i mszaliki, ale nie należy z tego robić jakiegoś dogmatu. Inaczej bowiem musielibyśmy przyznać, że Kościół „mylił się” przez całe wieki zachowując jeden język świętych obrzędów.
Drugim nieporozumieniem jest rzekoma elitarność tej liturgii. Przedstawia się ją jako taki „high level” katolicyzmu, jako liturgię dla ludzi wykształconych, znających łacinę i wrażliwych na sztukę i piękno. To nieprawda. W takiej Mszy uczestniczyły nasze babcie i pradziadkowie, korzystali z niej zupełnie prości ludzie. Ona nie powinna być przedstawiana jako coś elitarnego. To też zadanie duszpasterzy, którzy powinni korygować takie nieporozumienia i tak kierować apostolatem, by usuwać spośród wiernych uczestniczących w starej liturgii pokusy bycia elitarną grupą.
Czy liturgia rzymska nie była do tej pory raczej czynnikiem uniwersalizującym? Źródłem i przejawem powszechności Kościoła?
Liturgia rzymska współtworzyła cywilizację, jest – można tak powiedzieć – jej pewną formą przetrwalnikową. Jest ziarenkiem cywilizacji – ksiądz celebrujący Mszę i rozumiejąc jej sens może, jeśli ma swobodę działania, odbudowywać życie religijne tam, gdzie posługuje. Cała konstrukcja liturgii uczy wszystkiego, co powinno być cechą katolickiej cywilizacji. Sakralność, prymat tego, co duchowe nad tym, co doczesne, ład, porządek, hierarchia a dalej rola kobiet i mężczyzn, piękno, sztuka, rodzina, duch poświęcenia i walki etc. To najpiękniejsza rzecz, jaką odziedziczyliśmy po przodkach. Wystarczy tylko takie ziarenko posadzić a szybko zacznie rosnąć i staje się niebawem tak duże, że wiele ptaków czyni sobie gniazda w gałęziach tego drzewa. Owymi ptakami są katolickie rodziny, i tak rośnie i odbudowuje się Christianistas.
Jakimi argumentami zachęca Ksiądz innych duchownych do celebrowania w nadzwyczajnej formie rytu rzymskiego?
Ta liturgia uczy jak właściwie postrzegać Ofiarę Mszy świętej. Uczy, jak kształtować własnego ducha i pozwala lepiej zrozumieć tożsamość kapłańską. Tej tożsamości widzę dzisiaj wielki brak. Ludzie już z domu rodzinnego wynoszą wykrzywiony obraz posługi kapłańskiej przez kontakt z księżmi, którzy żyją duchem tego świata, albo wg ducha tego świata próbują szerzyć Ewangelię. Nawet nie wiedzą, kiedy stają się modernistami. Celebrowanie tak doskonałej liturgii, która jest bastionem przed wszelką herezją, często pozwala uchwycić właściwą perspektywę postrzegania świata i zrozumieć, kim jest kapłan. Oczywiście, liturgia nie jest jakimś zawsze działającym środkiem, jeśli się mogę tak wyrazić, ale poprzez najlepsze ukazanie celu pomaga uchwycić właściwy punkt odniesienia dla kapłanów, którzy do tej pory nie mogą go znaleźć.
Co stanowi dziś przeszkodę dla upowszechnienia tej liturgii? Czy powinna wrócić do zwykłych parafii?
Oczywiście, że powinna wrócić. Choć sam prowadzę duszpasterstwo, to nie jestem zwolennikiem zamykania celebracji do kilku „wyspecjalizowanych” miejsc. Nie można chować świecy pod korcem, ale przeciwnie na świeczniku. Stara Msza powinna świecić takim blaskiem w naszych diecezjach jak miasto położone na górze.
Odkrycie starego rytu jest konieczne dla zachowania katolickiej tożsamości?
Czy jest konieczne? To pytanie jest retoryczne. Jestem gotów wszystko poświęcić, aby bronić twierdzenia: „Stary ryt jest konieczny dla zachowania katolickiej tożsamości”. Tożsamości także w wymiarze kulturowym, a my jesteśmy Polakami i spadkobiercami najlepszych tradycji Najjaśniejszej Rzeczypospolitej, która była Antemurale Christianitatis i cieszyła się dewizą Polonia semper fiedelis. Aby wyjaśnić to przełożenie potrzebowałbym jednak osobnego wywiadu. Wracając do sedna. Ja na każdym kroku i niemalże każdego dnia widzę jej cudowne owoce. Wie Pan, gdzie najlepiej je widać a raczej słychać? W konfesjonale. Nie można oddzielić ołtarza od konfesjonału. Jak stara katolicka liturgia kształtuje tożsamość i ducha wiernych, mogę stwierdzić właśnie przez posługę spowiednika. Oczywiście kazania też są bardzo istotne, gdyż przybliżają i tłumaczą doktrynę katolicką, przekładając ją na zasady codziennego życia, ale duch kaznodziei kształtuje się przez intymna więź z ołtarzem i mszą i tu wracamy do początku. To zamknięte koło. Jest jednak jeszcze jeden miernik tożsamości katolickiej pośród wiernych, którzy stale uczęszczają na starą Msze. Miernik prosty, ale mówiący bardzo wiele: liczba dzieci w rodzinach i powołania. Jeśli nie będzie dzieci w katolickich rodzinach to nie będzie Polski, a to czego nam wkrótce będzie bardzo potrzeba to wielu bardzo dobrych księży i oficerów.
Dziękuję za rozmowę.
Ksiądz Grzegorz Śniadoch – duszpasterz, członek Instytutu Dobrego Pasterza – stowarzyszenia życia apostolskiego na prawie papieskim, powołanego w 2006 roku.
Rozmawiał Mateusz Ziomber